JustPaste.it

Wizjonerzy w polityce. Szczecin wizjami stoi

Polacy to dziwny naród, który w większości w swoich wyborów, nie kieruje się realizmem, staniem twardo na ziemi, ale daje posłuch marzycielom i wszelkiej maści wizjonerom

Polacy to dziwny naród, który w większości w swoich wyborów, nie kieruje się realizmem, staniem twardo na ziemi, ale daje posłuch marzycielom i wszelkiej maści wizjonerom

 

Pierwszym wielkim wizjonerem, który zaistniał we współczesnej polityce był Lech Wałęsa, który obiecał nam „Drugą Japonię”. Następnym był Leszek Balcerowicz, który przeprowadził ekonomiczną transformację Polski obiecując nam, że po trzech latach zaciskania pasa nadejdzie w Polsce dobrobyt.

Czy z bajań wielkich politycznych wizjonerów coś wynikło, wszyscy to wiemy i odczuliśmy na własnej skórze. Do bardziej współczesnych wizjonerów w polskiej polityce możemy zaliczyć Donalda Tuska, który obiecał nam „Drugą Irlandię”, czy jego współpracownika marzyciela ministra Aleksandra Grada, który zapewnił, że w obu stoczniach: szczecińskiej i gdańskiej  produkcja ruszy pełną parą.

Ponowne uruchomienie produkcji statków w Stoczni Szczecińskiej, zapowiadają też kolejni wizjonerzy z bieżącego obozu rządowego, chociaż nawet nie znający się na rzeczy obywatel wie, że to niemożliwe, bo stocznia nie ma zakontraktowanych zakupów materiałów do budowy i wyposażenia statków, a sam rozruch tak potężnego zakładu (nabór pracowników, szkolenia, odnowienie atestów na maszyny i urządzenia), zaopatrzenie materiałowe i dokumentacja, potrwa kilka miesięcy, lub lat.

Zastanawiam się kiedy Polacy wreszcie zrozumieją, że Polsce potrzeba dziś (nawet w polityce) fachowców, praktyków a nie romantycznych marzycieli i wizjonerów, bo żyjemy w niej tu i teraz.

a8a2770d6838ede7ec1b92f454cb34ce.jpg

Nie tylko wśród polityków można spotkać wizjonerów, także gospodarze miast, wolą tworzyć wizje odległego rozwoju swoich miast, niż zająć się ich teraźniejszością. Nie wypada nie wspomnieć o naszym lokalnym marzycielu i wizjonerze prezydencie Szczecina Piotrze Krzystku, który zaplanował rozwój Szczecina do 2050 r., widząc Szczecin jako pływające ogrody, a nie umie sobie za bardzo poradzić z bieżącymi naprawami, remontami domów i ulic, nie wspominając o zrealizowaniu zapowiadanych w programie wyborczym inwestycji.

Podpisanie traktatu akcesyjnego i członkostwo Polski w Unii Europejskiej, dało nowe możliwości pozyskiwania funduszy m/in na inwestycje lokalne. Władze wojewódzkie, gminne i miejskie w Polsce zaczęły tworzyć wizje rozwojowe i restrukturyzacji, nie zawsze na miarę możliwości pozyskiwania funduszy europejskich. Szczególnie aktywne w tworzeniu nowych wizji były władze miasta Szczecina.

Początkowo w tworzeniu tych wizji, bardzo pomocny był Hans van de Sanden (który z ramienia ONZ został doradcą prezydenta miasta ds. renowacji i rewitalizacji). Jego pierwszym zadaniem było stworzenie Lokalnego Programu Rewitalizacji, bez którego gmina nie mogła starać się o dotacje unijne na rewitalizację. W tym lokalnym programie rewitalizacji ujęto: ścisłe centrum Szczecina ( z ul. Parkową), stare Dąbie, ciąg ul. Ludowej, Dębogórskiej i Światowida i Łasztownię. Niektórych dziwiło ujecie w tym programie ciągu ulic Dębogórskiej i Światowida na Golęcinie i Gocławiu, które to tereny czekały na swojego ponownego odkrywcę Hansa van de Sandena, którego zachwyciły i zauroczyły te zaniedbane, uważane za najbrzydsze dzielnice Szczecina.

Mało kto z tubylców wiedział, że u schyłku XIX wieku, Gocław należał do ulubionych terenów rekreacyjnych szczecinian z uwagi na swe wyjątkowe walory krajobrazowe wsparte licznymi obiektami gastronomicznymi i hotelowymi oraz wygodną komunikacją rzeczną. Kawiarnie, pensjonaty, przystanie, podmiejskie wille bogatych mieszczan, dodawały tej części miasta letniskowego charakteru. Powstały plany (wizja powrotu do przeszłości) uporządkowania, renowacji i rewitalizacji terenu Nadodrza, powrotu do jego historycznych funkcji terenu rekreacyjnego dla Szczecinian.

Teren od Żelechowskiego basenu Młyńskiego, ulicy Debogórskiej, Golęcińskiej ul. Wiszesława, Świtowida, aż po Stołczyńską ul. Lipową miał być zamieniony w park turystyczno rekreacyjny z pomocą Unijnych funduszy. Koncepcja (wizja) zagospodarowania przewidywała wyburzenie kamienic po wschodniej stronie wymienionych ulic, wyremontowanie kamienic po zachodniej stronie ulic, skanalizowanie dotąd nie skanalizowanej ul. Światowida, utworzenie kilku parków, przystani białej floty, mariny, wioski rybackiej (której rolę po niewielkich przeróbkach miała by pełnić przystań rybacka przy ul Łowieckiej), bazy gastronomiczno-hotelowej, kawiarni nad wodą, miejsc piknikowych, miejsc widokowych, szlaków turystycznych i rowerowych, promenady, boiska i wiele innych atrakcji służących piknikowaniu na łonie przyrody i aktywnemu wypoczynkowi. Nie wspominając o wykorzystaniu w programie takich obiektów jak: Wieża Gocławska, stara olejarnia przy ul Dębogórskiej, XIX wieczna fabryka cykorii, czy nawet hotelu i restauracji Jachtowa.

I jak to w wypadku snucia zbyt optymistycznych wizji, wszystko kończy się częściowym, początkowym sukcesem: za wizje i pierwszy obiekt (Szczecińskie Centrum Renowacyjne, które zajmowało się rewitalizacją zabytkowych kamienic w centrum miasta, zostało uhonorowane medalem za unikatowy w skali kraju model renowacji), bo później okazuje się, że zbyt ciężko przebić się Szczecinowi do dofinansowań rządowych (patrz: unijnych) na kluczowe inwestycje w Szczecinie i okolicy, a nasi włodarze natrafiali w stolicy na beton priorytetów dla „najważniejszych polskich metropolii”.

Gospodarka rynkowa i rządy warszawsko-gdańskie, sprowadziły byłą potęgę gospodarczą i wielką metropolię: Szczecin, do roli prowincjonalnego, nic nie znaczącego miasta wojewódzkiego, z tzw. „głębokiego terenu”. Dlatego ambitne wizje rewitalizacji Nadodrza, zakończyły się na wykonaniu kanalizacji ulicy Światowida i jakim takim załataniu dziur w jezdni. Może nie do końca, bo z przeznaczonych do rozbiórki domów po wschodniej stronie ulicy (nadrzecznej), mieszkańców wykwaterowano i pomału realizowana jest rozbiórka tych domów. Mieszkańców rozbieranych budynków zakwaterowano w jednym nowo zbudowanym budynku, po wschodniej stronie ulicy.

Podobnie wygląda realizacja szeroko zakrojonej wizji rewitalizacji Śródmieścia Szczecina, z powodu braku funduszy rewitalizację zawieszono, zminimalizowano realizację projektu, żeby nie powiedzieć zamknięto i zakończono. A plany (wizje) były wspaniałe: Gwiaździsty deptak, kafejki i galerie, ciągi butików, atrakcyjne mieszkania, kameralna scena teatralna, a wszystko to w otoczeniu kolorowych odrestaurowanych zabytkowych kamienic. Tak miało też być w ciągu dziesięciu lat w centrum Szczecina, a jego pięciu kwartałach (ponad 90 budynkach) będących własnością Szczecińskiego Centrum Renowacyjnego. Tu miało się skupić towarzyskie życie miasta.

Władz Szczecina nie zniechęciły niepowodzenia w realizacji ambitnych wizji rewitalizacji Szczecina i w kwietniu 2009 r Piotr Krzystek, Prezydent Szczecina, podczas uroczystej prezentacji przedstawił efekt kilkumiesięcznych prac nad Długoterminową Strategią Marki Miasta Szczecin. Przyjęta wizja Floating Garden (Pływający Ogród) 2050, miała umieścić Szczecin w gronie najbardziej kreatywnych miast Europy. Nowa wizja Szczecina jest rewolucją w rozwoju miasta. Szczecin miał się zwrócić w stronę wody, ekologii z zamiarem połączenia w sobie zalet metropolii i miejsca do wygodnego życia. Floating Garden, to komunikat, który Szczecin wysyła w świat, który mówi o otwartości miasta, jego transgraniczności, podkreśla jego wielokulturowość i wielojęzyczność.

Wizji miały by być podporządkowane wszystkie miejskie inwestycje, które powinny realizować założenia miasta proekologicznego i nowoczesnego. Jedna z pierwszych inwestycji wizji, miała powstać na wyspach Śródodrza (Łasztownia, Kępa Parnicka, Grodzka, Wenecja i Jaskółcza). Firma Howard Holdings na części tego terenu miała wybudować nowoczesną dzielnicę Szczecina. Po ogłoszeniu przez władze tej wizji Szczecina, pozwoliłem sobie na żartobliwy artykuł: „Szczecin Wenecją północnej Europy”, w którym m/in napisałem: „Według projektu ulice Szczecina zostaną zastąpione kanałami, a ruch miejski będzie się odbywał za pomocą mini promów, łodzi, ewentualnie gondol, jachtów i żaglówek. Szczecin ma zostać zamieniony w Floatig Garden, a jednocześnie w największą i najnowocześniejszą marinę na Bałtyku. Każde osiedle stanie się jednym pływającym ogrodem, przedzielonym kanałami z wodą, służącymi do transportu i komunikacji. Śródodrze i pływające wyspy mają stać się naturalnym centrum życia szczecinian. Każde osiedle ma mieć nowoczesne i funkcjonalne przystanie promowe i jachtowe, osiedla mają też zostać połączone za pomocą nowoczesnych wiszących mostów”, i dalej: „Rozpoczęcie prac budowlanych zaplanowano na 2010 r, zakończenie w 2050 r. Szkoda, że nie wszyscy doczekamy realizacji tego arcyciekawego projektu”.

I jak na razie, chociaż minęło 8 lat, nie rozpoczęto realizacji jednej z pierwszych inwestycji wizji Floating Garden 2050 – nowoczesnej dzielnicy Szczecina na wyspach Śródodrza. Oczywiście nie obyło się bez nagród, za wizję odległej przyszłości Szczecina. Szczecin został wyróżniony m/in w ogólnopolskim konkursie Machina Design Awards. Nagrodę RDZEŃ 2009 przyznano miastu za Strategię Floating Garden 2050. Nowa wizja Szczecina Floating Garden 2050, wymagała nowej strategii, i chociaż poprzednią strategię miasta uchwalono ledwie w 2002 roku, pod koniec ówczesnej kadencji. prezydent Szczecina Piotr Krzystek zamówił aktualizację strategii. Miała ona kosztować miasto prawie milion złotych.. Zespół miał na celu wyznaczenie celów strategicznych Szczecina do 2025 r., z bardziej szczegółowymi planami na lata 2011-15. Topienie kolejnych milionów w planowanie odległej przyszłości Szczecina, stało się już normą władz Szczecina.

Najczęstszymi powracającymi ciągle w nowych odsłonach, są wizje dla Łasztowni i Szczecińskiej Wenecji: Na temat wizji Łasztowni w artykule: „Po co Szczecinowi nowe serce miasta na Łasztowni?”, napisałem: m/in: „Na Łasztowni oprócz budynków użyteczności publicznej, miały powstać: biura, hotele, restauracje, galerie, centra konferencyjne, mariny i luksusowe apartamenty. A w starej rzeźni miało powstać miasto wiedzy - centrum naukowe dla studentów. Taką wizję zagospodarowania miało miasto i gmina Szczecin, jednak teren Łasztowni, obejmujący ok. 33 hektary ma kilku właścicieli, z których gmina Szczecin jest właściwie tylko właścicielem dróg i nabrzeża Starówka. Część terenu jest w rękach Zarządu Portów Szczecin-Świnoujście, Portu Rybackiego Gryf, częścią administrują dzierżawcy. Port Rybacki Gryf zajmuje 22 hektary, jest to najbardziej łakomy kąsek na wyspie Łasztownia.

W 2010 Z inicjatywy Eko Parku, firmy, do której należy kilka nieruchomości przy ul. Kolumba, zorganizowano warsztaty dla projektantów. Jak bardzo atrakcyjna może być ulica Kolumba, pokazały cztery szczecińskie zespoły projektantów, które wzięły udział w warsztatach. Wtedy też zastanawiano się czy któryś z projektów ma szansę realizacji, jaką wizję zagospodarowania okolic ulicy Kolumba wybrać, czy Szczecin ma szansę na wodne serce miasta? Wiceprezydent Szczecina Aleksander Buwelski podpisał list intencyjny z firmą EKO-PARK w sprawie rewitalizacji terenów przy ulicy Kolumba. Ogólnie projekt rewitalizacji Szczecińskiej Wenecji, zakładał wyprowadzenie kołowej komunikacji tranzytowej na zewnątrz tego rejonu (na stronę terenów kolejowych), przekształcenie i uzupełnienie zabudowy z restauracją najcenniejszych istniejących obiektów, wprowadzenie wielu funkcji, w tym mieszkaniowej (na wyższych kondygnacjach, z widokowymi tarasami) usługowych, handlowych i gastronomicznych, a także realizację kładki nad rzeką z przystaniami dla jachtów. Natomiast ulica Kolumba, z tramwajem, ale bez samochodów, miałaby być deptakiem generującym miejskie życie.

Minęło 7 lat, a dyskusje o wizjach dla Łasztowni i Szczecińskiej Wenecji trwają nieprzerwanie, oczywiście bez realizacyjnych skutków (zresztą jak budowa Aquaparku w Szczecinie). W temacie Łasztowni (która ma być nowym sercem miasta), trochę się zmieniło: powstała marina - Port jachtowy, trwają prace nad komunalizacją spółki Gryf Nieruchomości, co ma otworzyć drogę do racjonalnego zagospodarowania Łasztowni. Obecnie najciekawsza wizja dla Łasztowni, to przekopanie kanału przez Wyspę Grodzką (pomiędzy Odrą a Duńczycą), a urobek z tych prac utworzyłby z kolei groblę łączącą północne krańce Łasztowni i Wyspy Grodzkiej. Uzyskane w ten sposób prawie 12 ha bardzo atrakcyjnego miejsca i kilkaset metrów dodatkowego nabrzeża głębokowodnego, umożliwiło by tu cumowanie największych żaglowców świata. Z kolei koncepcje (wizje) rewitalizacji wyspy Jaskółczej (na Szczecińskiej Wenecji), przedstawił miejskim radnym prezes spółki Baltic Contemporary, zarządzającej Trafostacją Sztuki. Projekt zakłada powstanie Fabryki Sztuki i Wyspy Artystów ze zbudowanym na barce basenem na Odrze (zaprojektowanym przez Suzane Lorenz z berlińskiego Badeschiff nad Szprewą). W dawnej siedzibie szkoły na Wyspie Jaskólczej planowane jest stworzenie pracowni, sal wystawowych, restauracji, kawiarni i klubu.                                          

To tylko niektóre z wizji rewitalizacyjnych Szczecina, a już można by się rozmarzyć jak wyglądałby Szczecin, gdyby zostały zrealizowane. Niestety, wszystko jak zwykle rozbija się o brak funduszy i macosze traktowanie prowincji (Szczecin miasto prowincjonalne) przez gdańsko-warszawskie władze Polski. Pocieszać może tylko fakt, że jak są wizje, to jest potencjał!.