JustPaste.it

Ewa i Roman

Postanowiła, że zawsze będzie mu wierną. Z wdzięczności za to, że jej pomógł, gdy znalazła się w tak trudnej sytuacji. Szczególnie trudnej w zakłamanym środowisku, w którym żyła.

Niedługo minie 35 lat od dnia, gdy została zgwałcona piękna młoda dziewczyna. To był jej pierwszy raz.

Nie wiem, czy był to gwałt brutalny, czy taki jakie często się zdarzają? Postanowiła, że urodzi. A jeden z jej kolegów postanowił „wykorzystać okazję” i zostać mężem dziewczyny, która wzbudzała powszechne zainteresowanie. Zgodziła się. Janusz „przyznał się”, że jest ojcem Jasia, i ożenił z Ewą.

Janusz był po technikum. Od razu poszedł do pracy. Ewa przerwała studia, których później już nie dokończyła. On bardzo starał się zarabiać na rodzinę. Nie mieli więcej dzieci. To chyba dlatego, że Ewa również wychowywana była przez ojczyma. Miała młodsze przyrodnie rodzeństwo. Może bała się, że Janusz będzie faworyzował młodsze, swoje, dzieci.

Powodziło im się nieźle, mimo, że Ewa nie pracowała, ale…

Jednak nie wszystko było dobre w tym małżeństwie. Ewa była pierwszą dziewczyną Janusza. Trudno się dziwić, że nie sprostał zadaniu jako kochanek. Wrażliwa dziewczyna, po traumatycznych przejściach, wymagała specjalnego potraktowania. To się nie udało niedoświadczonemu młodemu mężczyźnie. Po pewnym czasie doszli do wniosku (ustalili), że ona jest z natury i przez ten gwałt dodatkowo zimna seksualnie.  Ewa nawet w to uwierzyła.

Drugim powodem rozpoczynającego się dramatu była różnica możliwości intelektualnych. Ewa przewyższała Janusza pod każdym niemal względem. Jej uroda i polot zwracały uwagę. Oczywiście uwagę mężczyzn. Przede wszystkim.

Postanowiła, że zawsze będzie mu wierną. Z wdzięczności za to, że jej pomógł, gdy znalazła się w tak trudnej sytuacji. Szczególnie trudnej w zakłamanym środowisku, w którym żyła. O tym, że dziecko poczęte przed ślubem, szybko zapomniano. Tak bardzo się kochali - pomyśleli znajomi, albo udawali, że tak pomyśleli. Wyspowiadali się i już. Jako panna z dzieckiem byłaby napiętnowana. Z drugiej strony, dochowanie wierności nie było takie bardzo trudne. Seks źle się jej kojarzył. Nie miała nigdy pozytywnych wrażeń związanych z tą sferą życia. To z mężem traktowała jako „obowiązek małżeński”. Nie ona pierwsza i nie ona ostatnia.

Ewa wyżywała się w czym innym. Uwielbiała tańczyć. Podróżować. Poznawać nowe sprawy i nowych ludzi. A Janusz robił się coraz bardziej zazdrosny. Zaczął ograniczać jej kontakty ze światem. Był zazdrosny o rozmowy, których nie rozumiał, i wszystkie uważał za flirty.

Jasio dowiedział się prawdy o swoim pochodzeniu dopiero wtedy, gdy był już dorosły. I... Poszedł w ślady ojca. Ożenił się z piękną dziewczyną z dzieckiem, porzuconą przez męża. Ale zrobił krok naprzód. Mają już swoją córkę, a może będą mieli więcej dzieci.

Jasio był dorosły, gdy Ewa miała 40 lat. Udało jej się wywalczyć pozwolenie na pójście do pracy, gdy dochody Janusza przejściowo mocno spadły.

Pracę znalazła bardzo sprytnie. Została pomocą biurową, ale na znanym Uniwersytecie. Wkrótce wzbudziła duże zainteresowanie. Głównie kolegów z pracy. Szybko też trochę awansowała. Zbyt wiele nie mogła awansować. Bez żadnych kwalifikacji i tylko z maturą. Swoje miejsce znalazła, gdy została specjalistką od organizacji spotkań integracyjnych i konferencji naukowych, od strony programu rozrywkowego itp. Świetnie czuła się w tej roli.

U Janusza zazdrość zaczęła przechodzić w obsesję. Systematycznie ją kontrolował. Coraz częściej dzwonił. Przyjeżdżał codziennie, żeby odwieść Ewę z pracy do domu. Twierdził, że Ewa prowokuje seksualnie facetów. Miał w tym trochę racji. Robiła to na pewno. Nieświadomie. Tak jakby od niechcenia. Instynktownie.

I... W końcu stało się

Romana poznała na kolejnej organizowanej przez siebie konferencji. Był profesorem na zagranicznym Uniwersytecie. Kiedyś, dawno temu, wyemigrował z Polski. Właściwie nie rozmawiali wtedy ze sobą. Ona słuchała jego rozmów z innymi uczestnikami. On również. Jak się później okazało, mocno ją obserwował. Raz poprosił do tańca. Po kilku dniach odnalazł Ewę w pracy. Powiedział, że potrzebuje porozmawiać z bardzo inteligentną kobietą. Za taką ją uważa. Zapytał, czy mógłby od czasu do czasu zadzwonić. Zgodziła się.

Po krótkim czasie dzwonił niemal codziennie

Roman opowiadał o sobie. O swoim burzliwym życiu. Bardzo dużo mówił o autyzmie. Dla Ewy było to coś zupełnie nowego. Mówił o tym, że będąc autystyczny, nie umie, nie jest w stanie, odczuwać niektórych uczuć. W tym kontekście mówił również, nieprzypadkowo oczywiście, że nie umie być zazdrosnym o kobietę, która zdradza go seksualnie. Twierdził, że autyzm jest bardziej intensywną formą psychopatii. Polega na zaniku niektórych uczuć wyższych, które zastąpione zostają innymi uczuciami. Niedostępnymi, z kolei, dla „normalnych” ludzi.

Kiedy po roku spotkali się znowu, okazało się, że Roman wie o Ewie bardzo dużo. Zdziwionej wytłumaczył, dlaczego. Po prostu Roman opowiadał o sobie i równocześnie wsłuchiwał się w reakcję Ewy.

Błąd Romana

Ewa, zawsze bardzo skryta, na historie Romana reagowała spontanicznie. Mógł łatwo stwierdzić, które zagadnienia są jej dobrze znane, a z czym spotyka się po raz pierwszy. Dużo o niej myślał. Z klocków zdobytych w taki sposób budował prawdopodobne wersje jej historii. Potem wystarczyło krótkie niespodziewane pytanie sprawdzające, na które nie było odpowiedzi mogącej ukryć prawdę.

Roman chciał, żeby Ewa rzuciła wszystko i została jego żoną. Ewa mówiła o przyjaźni, na której oboje bardzo skorzystali. Zdecydowała, że nie skorzysta z okazji.

Roman popełnił błąd w ocenie sytuacji. Zastanawiał się wielokrotnie nad motywami jej postępowania. Ewa deklarowała, że jest katoliczką, ale to nie był ten powód. To nie bojaźń boża broniła jej przed ulegnięciem pokusie.

Wiara w przeznaczenie

Ewa wierzyła w przeznaczenie. Polski katolicyzm jest wybitnie eklektyczny. Przy nieznajomości Starego i Nowego Testamentu, ale również papieskich dogmatów, wszyscy są nominalnie katolikami. Z tego powodu wśród polskich katolików są ludzie głęboko wierzący w przeznaczenie, astrologię, wróżby, a nawet reinkarnację i kabałę (kod Biblii). Kler udaje, że zwalcza te odchylenia od papieskiego nauczania. Dzięki tej tolerancji utrzymuje niemal pełny monopol religijny. Często ateiści, a nawet agnostycy uczęszczają na niedzielne msze i wnoszą opłaty za posługi religijne.

Wiara w przeznaczenie wywodzi się z tradycji judaistycznej lub protestanckiej. W przypadku Ewy chodzi o żydowskie korzenie jej rodziny. Agnostyk Roman wiedział z literatury i doświadczenia życiowego, że fatalizm (naukowa nazwa wiary w przeznaczenie) może być uleczalny metodą perswazji.

Jeżeli główną przyczyną postępowania Ewy jest pogodzenie się z losem, który ją spotkał, to sprawa jest jak najbardziej do wygrania - myślał Roman.

Ewa namawiała Romana, żeby „tak powoli” odzwyczajał się od kontaktów z nią. „Rzucał nałóg na raty”.  To oczywiście było bez sensu.

O wiele bardziej skuteczne było unikanie osobistych spotkań i ograniczanie się do kontaktów przez telefon. „Co z oczu, to z serca”. W przypadku męskiego serca, ta zasada z reguły się sprawdza. Tak również stało się w tym przypadku. Roman w końcu zaczął szukać innych kontaktów emocjonalnych. Z  pewnym powodzeniem.

Jednak na horyzoncie była bardzo długa konferencja organizowana przez Ewę, na której nieobecność Romana mogła zapewnić jedynie jakaś ciężka choroba.

Oboje przygotowywali się do tej konferencji. Ewa starała się, żeby miejsce, w którym odbędzie się Kongres, i imprezy towarzyszące były jak nigdy. Gdyby ktoś jej powiedział, że to z powodu Romana – pewnie by zaprzeczyła.

Roman przygotował oryginalne wystąpienie. Nie było rewelacyjne, ale organizatorzy musieli być zadowoleni z samego faktu. Wystąpienie znanego amerykańskiego profesora podnosiło prestiż konferencji.

Najbardziej szykowali się na spotkanie w cztery oczy. Każde miało swój plan. Co ciekawe, te dwa plany różniły się jedynie w szczegółach. Mimo że nie było żadnych uzgodnień.

Plany Romana

Roman chciał, żeby zerwali ze sobą, nie zrywając ze sobą. Pogodził się z porażką, ale chciał kontynuować znajomość na innej płaszczyźnie. Z tego choćby powodu, że zarówno jednej, jak i drugiej stronie mogła się ona jeszcze przydać w przyszłości. Żalu do Ewy nie miał. Tak chciała. Może to i na dobre wyszło. Nikt tego nie jest w stanie stwierdzić: Co by było gdyby?  Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

Decyzję podjął z wielką trudnością. Na początku uważał, że Ewa to dla niego super okazja. Nadzwyczajny uśmiech losu.

Ewa wydała mu się idealną partnerką, jednak…

Chyba wszyscy są w jakiś sposób zboczeni (odmienni) seksualnie. W przypadku Romana winę ponosili jego rodzice. Głównie matka. Był o tym przekonany. Od wczesnego dzieciństwa słyszał, jak matka narzekała na krzywdę, która jej się dzieje. Ojciec to, ojciec tamto... W niczym jej nie pomaga, słucha tylko matki (teściowej), przy tym jeszcze podejrzewała go o zainteresowanie innymi kobietami, choć był absolutnym domatorem. Będąc dzieckiem wierzył, że postępowanie ojca krzywdzi matkę. Później doszedł do wniosku, że ojciec zachowywał się zupełnie poprawnie. Jakie były prawdziwe przyczyny konfliktu między rodzicami? - nie dowiedział się nigdy.

Coś z tego pozostało mu na całe życie. Bał się, żeby nie skrzywdzić tej, z którą się zwiąże. W efekcie: Kobiety, które były dla niego obiektami seksualnymi, należały do zupełnych wyjątków. To musiała być osobowość i niezwykle silny charakter.

Jego pierwsza miłość, koleżanka z liceum, została gwiazdą showbiznesu. Potem: już tak dalej szło. Wielkie aktorki. Prezesi (prezeski) banków. Tylko w takich się zakochiwał. Ktoś by pomyślał, że nadal jest prawiczkiem. Ale nie. Oczywiście, nie jest rekordzistą, ale miał sukcesy. Tyle, że były to bardzo, bardzo burzliwe związki.

Ewa wydawała mu się super skromną dziewczyną. W rozmowach wręcz pobudzał jej ambicję.  Wskazywał na ogromne drzemiące w niej możliwości.

A jednak.

Przekonał się, że chemia która zadziałała natychmiast, gdy zbliżyli się do siebie (na parkiecie), znowu zadziałała perfekcyjnie. Ewa, po tym, jak minął pierwszy okres pewnego onieśmielenia, okazała się osobą, która nie znosi sprzeciwu. Musi dominować, decydować. I już.

Roman uznał, że jest już za stary na powtórkę z rozrywki, mimo tego, że po bardzo długim czasie znalazł znowu dziewczynę, która  działała na niego jak spust od rewolweru.

A co myślała Ewa?

Ewa też miała plan. Dokładnie tego samego chciała. Uważała, że on się męczy niepotrzebnie, a wina leży po jej stronie. I czuła się winna. Ale do samego końca nie była pewna: Czy ten jej plan jest dobry i czy okaże się skuteczny? Wahała się, czy w ogóle wziąć udział w Kongresie. Nie było takiej konieczności. Co do niej należało, już zrobiła. Jej osobisty udział w realizacji przygotowanego programu przełożeni traktowali jako formę nagrody.

Powiedziała Romanowi, że chyba nie pojedzie do Pałacu Tęczyńskich. Dzwonił sześć razy. W końcu: „Dała się namówić”.

Lecz życie płata figle…

Była wcześniej. Roman przyjechał na uroczystą kolację: Spotkanie integracyjne inaugurujące Kongres. Usiłował usiąść przy stole obok Ewy.

I wtedy profesor A. kolega Ewy z pracy, powiedział: - Profesor Zieliński to bardzo znany podrywacz. Trzeba ochronić przed nim naszą Ewunię. Siądę między nimi, i postaram się czuwać.

Misternie przygotowane plany poszły w odstawkę.

To ustawiało sprawę. Profesor A. wiedział, że Ewa i Roman dobrze się znają. Czasami podsłuchiwał, jak rozmawiali przez telefon. Od razu powinni się przyznać. Jednak, zaskoczeni, zaniemówili z wrażenia. Niespodziewanie znaleźli się pod stałą obserwacją. Mieli zupełnie nowy problem do rozwiązania. Roman postanowił zachowywać się tak, aby wszyscy zauważyli, że znają się od lat. Ewa weszła w ten ton.

Nie było mowy o rozmowach tete-a-tete w obecności innych ludzi. Starzy znajomi albo np. małżeństwa nie zajmują się sobą w tego rodzaju towarzystwie i w takiej sytuacji. Byłoby kompromitujące, gdyby zaczęli szeptać na boku.

Profesor A. najprawdopodobniej był zazdrosny o piękną „Ewunię”, która zbyt mało uwagi poświęcała swojemu koledze z pracy, i taki był motyw jego akcji. Roman był o tym przekonany. To, że wiedział dlaczego, nie oznaczało, że wiedział, co z tym zrobić. Poza tym zupełnie nie było wiadomo, co A. powie, jeżeli ktoś go zapyta na osobności: - Co łączy Ewę i Romana?

Dalej wszystko potoczyło się tak, jak musiało potoczyć...

Ewa wyglądała wyjątkowo pięknie. Rozmawiała. Poznawała nowych ludzi.

A Roman? Roman robił dokładnie to samo. Wychodził na taras, gdzie zbierało się kółko papierośników. Roman palił. Ewa nie paliła. I nie wychodziła do palaczy, gdzie Roman odświeżał stare znajomości i nawiązywał nowe. No i smutniał z godziny na godzinę aż do północy, gdy nastąpiło zakończenie imprezy.

Następnego dnia miał wykład. Wszystkim bardzo się spodobał. Tak mówili. Ewa też była na jego wykładzie. Do obiadu usiedli przy jednym stoliku. Zademonstrowali wszem i wobec, że są starymi znajomymi. Ewa narzekała, że wczoraj się przeziębiła. Roman od razu pobiegł do swojego pokoju i przyniósł dla niej lekarstwa.

I koniec.

Każde musiało udać się do „swoich zajęć”. Po południu wycieczka. Potem kolacja i rozmowy w szerokim gronie znajomych. Ewa znała już wszystkich. Superprofesjonalistka.

Następnego dnia to samo. Różnica to po południu koncert w Filharmonii.

W sobotę miało być uroczyste zakończenie i bal.

I był bal

Roman spróbował poprosić Ewę do tańca. Odmówiła. – Nikt nie tańczy. – Rzeczywiście.

Wtedy też nikt nie tańczył. Najpierw przetańczyli dwa kawałki zupełnie sami, a potem zaroiło się na parkiecie na parę godzin.

To zaproszenie do tańca, to było pytanie bez słów – Czy nie zmieniłaś zdania? – Ewa, również bez słów, odpowiedziała kulturalnie. – Nie zmieniłam.

Odtąd Roman przestał brać udział w zabawie. Obserwował z boku. Nawet więcej z tarasu niż przebywając na sali. Ewa się bawiła. Roman zauważył, że pije alkohol. To nie było normalne, w jej wykonaniu. Nie była wcale pijana, ale zaczęła kleić się do facetów. Szok. Roman obserwował przez szybę. Było już ciemno. Był niewidoczny.

Olśnienie

I wtedy Roman wpadł w szampański humor. Wszystko stało się (dla niego) jasne. W tym momencie Ewa była szczęśliwa!!! Roman był zachwycony sobą. Wreszcie rozwiązał zagadkę, która tak długo go męczyła.

Zabawa skończyła się o drugiej rano. Ewa i Roman dotrwali do końca. Ewa poszła spać, a Roman został w hallu. Nie chciało mu się spać. Czuł się tak, jakby dokonał wielkiego naukowego odkrycia. O trzeciej poszedł do swojego pokoju. Wkrótce dwóch pijanych facetów zaczęło dobijać się do jego pokoju. – Czy tutaj mieszka Ewa? – Nie. Nie mieszka. Mieszka w innym budynku i jak się na niej znam, nikogo nie wpuszcza. Na pewno!

Ewa rzeczywiście miała pokój w tak zwanej Powozowni. Tam były jedynki. W Powozowni mieszkało dwóch niepełnosprawnych uczestników i Ewa. Roman zauważył to od razu pierwszego dnia. Osobny budynek, osobny portier... To było zrobione z premedytacją.

Ewa wyjechała w niedzielę z samego rana. To nie było bez pożegnania. Roman nie spał. Pomachali sobie. Pojechała z profesorem Andrzejewskim. Tym kolegą z pracy.

Roman zaplanował, że zostanie do popołudnia. Na lotnisku musiał być 17.00. To tylko 70 kilometrów.

Zadzwonił do niej zaraz po przyjeździe do Nowego Yorku.

Te telefony były ciekawe także z powodu przesunięcia czasowego. Roman dzwonił około północy, gdy Ewa rozpoczynała pracę na Uniwersytecie, albo około 6 rano, gdy zbierała się do wyjścia z pracy. Z tego wypływał czasem ciekawy temat rozmowy.

Na samym początku Roman zadzwonił na komórkę, ale Ewa prosiła, żeby nigdy więcej tego nie robił. Bała się Janusza.

Zanim zatelefonował, napisał w samolocie i wysłał bardzo długi list. Zapytał: – Czy go przeczytałaś? – Nie, nie zdążyłam przeczytać.

W rozmowie Ewa była bardzo miła. Jak zawsze.

W liście Roman napisał to, o czym miał zamiar powiedzieć na spotkaniu.

Pisał, że długi czas przygotowywał się na jej przyjazd do Stanów. Zamienił separację na rozwód. Uporządkował swoje sprawy finansowe, tak aby po przyjeździe mogli zainwestować w dokształcanie Ewy. Po uzupełnieniu kwalifikacji Ewa mogłaby mieć w Stanach bardzo dobrą pracę.

Tymczasem Ewa robiła co mogła, żeby trochę zmienić swoją pozycję w rodzinie. W końcu zajęła się opieką nad wnukami, umożliwiając synowej podjęcie pracy.

Paradowała po mieście z wnukami, które ludzie uważali za jej dzieci. – Ty robiłaś to, co przywiązywało Cię do Polski – pisał Roman.

Pisał też o tym, że widząc, jak klei się do zupełnie obcych facetów, doszedł do wniosku: Ewa mści się za doznane krzywdy. Cieszy ją, gdy widzi chłopów, których męczy nadzieja na urojoną orgię seksualną.

Teraz Roman miał wątpliwości: Czy dobrze zrobił wysyłając tego maila?  Położył się spać, ale przebudził o 4 rano. Zadzwonił do Ewy.

- Przeczytałaś?

- Taaak. Pięknie piszesz. Ale to chyba jakaś fikcja literacka. Trzeba byłoby tu trochę zmienić, żeby było bardziej podobne do prawdy.

- Nieemożliwe?

Rozmowa była krótka i przebiegała w żartobliwym tonie. Ewa powiedziała, że jest bardzo zajęta w pracy. To było dokładnie tak, jak przed spotkaniem w Pałacu Tęczyńskich. Nic się nie zmieniło?

Roman opowiedział Ewie dowcip, który usłyszał w samolocie:

- Niemiec znalazł na plaży butelkę. Otwiera, a z butelki wychodzi dżin i mówi: - Dobry człowieku. Wypuściłeś mnie z tej butelki. Spełnię każde jedno twoje życzenie. –Niemiec, nie zastanawiając się długo, odpowiedział: Zbuduj most stąd do Ameryki. I tu dżin zwątpił – Wiesz, ja siedziałem w tej butelce 500 lat. Myśmy budowali mosty z drewna. Ja tak powiedziałem: -Każde życzenie. Ale może byś się zastanowił i wymyślił coś innego. – Niemiec pomyślał i mówi: Ty znajdź dla mnie jakieś materiały, jakąś literaturę, żebym mógł pojąć psychologię kobiety. – A dżin na to odpowiedział: - To ilupasmowa ma być ta autostrada???

Ewa śmiała się.

Jednak nastąpiła zmiana. Po kilku dniach Roman wyczuł, że Ewa ma kłopoty. Zapytał: – Czy coś z mężem? – Muszę z tym żyć. – Odpowiedziała Ewa. – Więcej nie chciała opowiedzieć. Roman nie nalegał.

Postanowił porozmawiać o Ewie z profesorem Andrzejewskim. Znali się od dawna. Na kongresie poznali lepiej. Lingwista Zieliński i informatyk Andrzejewski mieli mnóstwo wspólnych tematów zawodowych.

Zadzwonił do Andrzejewskiego. Ten powiedział, że Ewa ma problemy, bo Janusz dowiedział się w jakiś sposób,  co było na kongresie. Nie wiadomo dokładnie, czego się dowiedział, ale zachowuje się bardzo dziwnie.

*****

To jest scenariusz filmowy. Napisałem też trochę dialogów do tego scenariusza.

Niektóre zabawne, inne smutne. Nie ma być żadnego specjalnego zakończenia. Ani „happy endu”, ani żadnej tragedii. Akcja ma się toczyć powoli, ale film ma być naładowany emocjami głównych bohaterów i postaci drugoplanowych. Nikt nie jest czarnym charakterem, ale okoliczności i emocje powodują, że ludzie wchodzą w konflikty zbyt trudne, aby umieli je rozwiązać.

Ma to być taki film, aby każda para opuszczająca kino miała temat do rozmowy.

 

Do realizacji brakuje wszystkiego. Producenta, reżysera, aktorów, ekipy technicznej i... pieniędzy. Może kiedyś się uda?

...

Adam Jezierski

.