JustPaste.it

Psychologiczna koncepcja czasu

Psychologiczna koncepcja czasu

Do takiej koncepcji czasu skłoniły mnie podobne do moich poglądy dr Kubler-Ross , która jako pierwsza zakładała w USA hospicja dla nieuleczalnie chorych na raka i dla umierających starców i zajmowała się zbieraniem przedśmiertelnych wspomnień ludzi umierających.Badania psychologiczne starców w “ Domach Starców” w USA wykazały ciekawą korelację statystyczną ,iż starzy ludzie dobrze pamiętali głównie “dobre” chwile z życia -a te złe były już mało istotne i nieważne dla nich ( wypierane ze świadomości) - jakby ludzie uczestniczyli przez całe życie w jakiejś “grze życiowej”, w której zbierało się tylko “dodatnie punkty” (tylko za coś “dobrego” -a nie “złego” ). Nieważne w tym wszystkim były wykonywane zawody lub kto był jakimś „ważniakiem” czy mało ważną sprzątaczką lub „klozetową babcią” w hipermarkecie.Zło -zarówno własne lub innych ludzi stanowiło w tej “grze” Zero punktów i ostatecznie się nie liczyło- tylko zbierało się pozytywne punkty „dobrych chwil” i za coś “dobrego w życiu” ( wg Akwinaty-najprostsza definicja “zła” to brak dobra -czyli jak Zero).Wynika z tego więc ,że jesteś “Zerem -a nie Człowiekiem” ty durny Czytelniku -gdy nic dobrego w życiu nie robisz i obudzisz się na starość z ręką z gównem w nocniku i ze świadomością przekleństw innych ludzi -za wyrządzoną im krzywdę !

Starzy ludzie po „domach starców” nagle robili się jak dzieci – i mile wspominali szczęśliwe dzieciństwo i dlatego starcy lubią patrzeć na wnuki -sami stając się z powrotem „dziecinni” jak dzieci . Starzy ludzie po wykonaniu różnych „fikołków życiowych” -wspinaniu się po szczeblach kariery, deptania innych po głowach i nadymania się „jak balony” w pysze życiowej -na starość gdy dopadły ich choroby i zniedołężniali i robili się bezbronni jak dzieci, którym trzeba teraz pomagać -uchodziła z nich cała „ para życiowa ” -jak z przebitego nadętego balona .Odkrywali , że ostatecznie nieważne jak się „nadymali życiowo” i i jakimi ważniakami byli -to liczy się na starość nie pieniądze i stanowiska tylko ilość zgromadzonej (lub niezgromadzonej) „pozytywnej” energii życiowej- miłości i szacunku innych ludzi i od bliskich z rodziny ( których często zwalczali lub się rozwodzili) - tak jak dla małego dziecka, które nie zna się na pieniądzach, których nie umie liczyć -tylko liczy się ale tylko bliskość , dobro i miłość rodziców -a reszta się nie liczy w tym rachunku.

Stary człowiek odkrywa nagle ,że uczestniczył w jakiejś „grze życiowej” ale nie na „czas” -tylko na ilość zgromadzonych „dodatnich” punktów.

Widać w tym momencie różnicę między fizycznym a metafizycznym i psychologicznym pojęciem co to jest „czas”.Czas w znaczeniu psychologicznym jest możliwy „do odwrócenia” , choć fizycznie na zegarze nieodwracalna jest „strzałka czasu”- to psychologicznie można przywrócić „stare dobre czasy” -czyli odwrócić „niedobry czas”. „Przód jak i tył” czasu jest tak naprawdę filozoficznie nieistotny , bo można uczuciowo nie tylko powrócić do „starych dobrych chwil” ale i spowodować skrócenie przyszłości do teraźniejszości -bo liczą się tylko dobre chwile „tu i teraz”- a to jest definicja „pozaczasowości” czyli Wieczności.

Czas to nadzieja na przyszłe wartości -a niezrealizowane w przeszłości . A jeśli je osiągnąłeś już „teraz” to nieistotny jest już czas. To szczęśliwe „tu i teraz” tworzy historię , a historia to teraz- tylko trochę dalej czyli przeszłość – i tak udowadnia się tutaj ,że czas tak naprawdę jest nieistotny w życiu z punktu widzenia „filozofii wartości” . Ważna jest w życiu tylko ilość zgromadzonych „szczęśliwych punktów”-pozytywnych wartości- niezależnie w jakim czasie !

W ten sposób „sprawiedliwie” jakaś „Opatrzność Boska” zrównała szansę na czas „bycia szczęśliwym” niezależnie od czasu tak samo przez małe dziecko , które nie znało się na pieniądzach i zegarku gdy umierało -z szansą bycia (lub niebycia) szczęśliwym przez nadymającego się „karierowicza życiowego”, który na starość stwierdza po wykonaniu „salta mortale” życiowego, że stracił mnóstwo czasu i pieniędzy w życiu na „rozpychaniu się łokciami” i deptaniu innych i na różne bzdury -aby uzyskać znów utracone poczucie szczęścia jak dziecko, które nie zna się na czasie i pieniądzach -i tak bez tego też było szczęśliwe.

 

Aby zakończyć tę „psychologiczną” koncepcję czasu dodam, że czas jest mało istotny nie tylko dla dzieci z punktu widzenia gry życiowej nie „na czas” - ale jest mało istotny na przykładzie zwierząt, które przecież nie znają się na zegarku. Ale słonie,konie, psy i koty a nawet „głupie” osły wolą „dobre serce” właściciela i potrafią się odwdzięczyć za „dobre chwile” - niż gdyby im powiesić zegar na ścianie w oborze i dać im do żłoba pieniądze do zjedzenia i kazać stosować się im do czasu i mamony. Dlatego czas i pieniądze były sztucznie i dość późno w historii ludzkiej „wymyślone” i brakuje im głównie ludziom zagonionym za pieniędzmi i nieszczęśliwym , którzy dlatego gonią to w poszukiwaniu swoich nadziei z przyszłości- bo ludzie szczęśliwi „tu i teraz” mają poczucie spełnienia i zatrzymania szczęśliwych chwil „tu i teraz” i nie potrzebują już czasu jako nadziei na „lepszą przyszłość”.

Powyższa paradoksalna koncepcja nieistnienia czasu -tylko wiecznego „tu i teraz” z energią myślokształtów kształtujących rzeczywistość przypomina nieco teorię Hun z Hawajów lub filozofię wiecznie zadowolonych na słonecznej plaży z palmami „Lumpagos z Galapagos” . Ale oddaje też istotę „kontemplacji teraźniejszości” przez różnego autoramentu mistyków -zarówno chrześcijańskich jak i sufich islamskich czy też derwiszów, gdzie zatraca człowiek poczucie czasu i „rozpływa się” w błogim poczuciu zjednoczenia „tu i teraz” z Wszechświatem.

 

Pierwsze w historii koncepcje czasu w kulturze miały charakter prostych dychotomii przeciwieństw (jak yang i yng w Chinach) , a potem powstały koncepcje czasu cyklicznego w oparciu o położenie astronomiczne słońca (księzyca lub gwiazdozbiorów) -tak jak rolnicze pory roku , co miało duże znaczenie w obliczaniu właściwego czasu do zasiewów ,upraw i zbiorów zarówno w kalendarzu Majów jak i innych kultur. Kultury oparte na takim czasie cyklicznych powrotów ,obumierania i znów narodzin (jak cykle rolnicze) odbiły się echem w reinkarnacji Wschodu, w Chinach ale i w cyklicznym kalendarzu Majów, Tarocie itp. Chrześcijaństwo wprowadziło inną, niepowtarzalną- bo linearną koncepcję czasu- ale o tym piszę później.

 

Dzień VIII Sumienie jako Sumowanie czynów- a nie bankomat

 

Pracowałem „swego czasu” w Służbie Zdrowia gdzie jak „w soczewce” ujawniają się różne nie tylko choroby -ale tragedie wyborów i nadziei ludzkich.

Na prawdę o sobie samym szczególnie wyczuleni stają się ofiary wypadków i nieszczęść i ludzie starsi w obliczu zaglądającej do oczu ciężkiej choroby i śmierci i nie jest przypadkiem, że po kościołach częściej widuje się ludzi starych niż młodych -pochłoniętych “wyścigiem szczurów do sukcesu”.

Zbliżanie się do kresu życia i śmierci zbliża też tych samych ludzi ,którzy wcześniej byli pochłonięci tymże wyścigiem szczurów do idei nieśmiertelności i idei religijnych w ogóle. Ciężka choroba , wypadek podobnie jak starość- to czas refleksji i podsumowań dokonań życia i bilansu , w którym to nie pieniądze okazują się najważniejsze, a nawet bywają one przeszkodą i przyczyną podziałów międzyludzkich i rodzinnych.

Często też młody człowiek zaskoczony nagłą nieuleczalną chorobą, lub tragicznym wypadkiem grożącym śmiercią w ostatnich chwilach życia nie podsumowuje swojego konta w banku -tylko podsumowuje swoje czyny i chwile szczęścia ( a nie chwile nieszczęścia)-co jest bardzo ciekawe . To co robi wtedy jest stawaniem w obliczu prawdy o sobie samym- jest niezakłamanym „sumowaniem” dokonań i czynów czyli rachunkiem sumienia (od którego to słowa pochodzi pojęcie „sumienia” = „sumowania”).

Moja matka jako pielęgniarka była wkrótce po II wojnie światowej przy łożach śmierci stalinowskich zbrodniarzy -komunistycznych żołnierzy w pewnej Garnizonowej Klinice Wojskowej ( Gliwice ) i nie zapomniała jak strasznie wyli przed śmiercią i przeklinali ci dranie świat cały- jak niczym diabły z „piekła rodem”, bo tyle złego narobili w życiu. Moja matka stwierdziła ,że śmierć „złych” ludzi wyglądała inaczej niż śmierć „dobrych”. Zjawiska opisane przez naukowców jako NDE ( Near Daeth Eksperiens) udowadniają widzenie tuż przed śmiercią przez umierających nie tylko „światła w tunelu” dla dobrych ale i ciemności z demonicznymi obrazmi dla złych ludzi, którzy oglądali w „mgnieniu oka” film ze swego życia i sami je oceniali jako złe.

To „sumowanie” sumienia skupia się wtedy głównie na najważniejszych wyborach życia- wyborach takich a nie innych wartości lub antywartości, które realizowali w życiu. Ale do szczęścia potrzeba drugiego człowieka -jak "do tanga trzeba dwojga" – odizolowany od wszystkich ludzi ani Robinson Cruzoe na samotnej wyspie ani więzień ani wariat z Izolatki w „Domu Wariatów” nie mają poczucia „szczęcia”.

Współcześni Psycholodzy i lekarze Psychiatrzy na Zachodzie na ogół kształceni są „jednostronnie” starą materialistyczno-ateistyczną filozofią- na ogół są „wyprani” ze znajomości innych filozofii i jak „diabeł święconej wody” boją się używać pojęć filozoficzno-etycznych „dobra” lub „zła” ,zastępując je płacącym pieniądze „za sesje” często bogatym pacjentom (choć czasem ewidentnie moralnie „złym” klientom) różną nową „nowomową” o np. „dysfunkcji” czy „pozytywnej dezintegracji”- byle tylko nie utracić płacacego klienta powiedzeniem wprost tego co myślą -że tak naprawdę „ jesteś głupim i złym człowiekiem ”.

Sami ci naukowcy są rozdarci jak te “zapałki na czworo” i na „zwalczające się obozy” o odmiennych założeniach filozoficznych ( np. pozytywistyczny behawioryzm, intuicyjna psychoanaliza , holizm lub strukturalistyczny funkcjonalizm czy ateistyczny humanizm ).

Współczesna naukowa „Wieża Babel” doprowadziła ich do takiego „dzielenia człowieka” jak zapałki „na czworo” , że niby humaniści-Psycholodzy, Pedagodzy czy lekarze Psychiatrzy zachowują się tak jakby inżynier budownictwa lub elektryk twierdził ,że nie zna i nie interesuje się fizyką i matematyką, z której wyrosła jego specjalność. Podobnie nie da się oddzielić podstaw odmiennych założeń Filozofii w Psychologii , z której to różnych założeń Filozofii wyrosły odmienne Psychologie . W niniejszym Esseju zajmiemy się właśnie porównaniem ( komparatystyką)-różnymi podstawami filozoficznymi różnych Psychologii ”koncepcji człowieka”- a Ty Czytelniku wybierz sobie z tego swój własny uśredniony „wektor wypadkowy”.

 

Dzień IX Zacznijmy od końca życia -aby powrócić do początku

 

W słynnej książce pod znamiennym tytułem „Życie po życiu” dr R. Mooda badającego wiele przypadków „życia po śmierci klinicznej” pacjentów, którzy wrócili z „tamtego świata” ze stanu uznanego przez lekarzy za zgon najczęściej powtarzającym się motywem było wspominanie chwil szczęścia i niedokończonych relacji międzyludzkich i niezakończonych spraw na ziemi i nie wiążących się z dobrami materialnymi tylko z relacjami międzyludzkimi opartymi właśnie na odniesieniu do wielkich i ważnych wartości ogólnoludzkich. Ludzie ci wracali do życia zmienieni. Ciężko ranne ofiary wypadków drogowych, kataklizmów czy innych nieszczęść , którym wywrócił się cały świat do góry nogami uratowane od śmierci wracały ze zmienionym spojrzeniem na świat -z przewartościowanym światem wartości właśnie. I właśnie to jest przedmiotem rozważań niniejszego esseju.

Dr R. Moody w swojej książce „Źycie po życiu” zauważył kiedyś, że opisy stanów ducha ludzi którzy wrócili do życia po stanie śmierci klinicznej podobne są do opisów podobnych zdarzeń przytaczanych już w starożytności w dziełach Platona , spirytualisty E.Swedenborga czy Tybetańskiej Księdze Umarłych ,co w kontekście faktu że śmierć kliniczna zdarzała się od zarania ludzkości (choć tak nie nazywana wtedy) potwierdza wspólne intuicje ludzi którzy ją przeżyli. Przecież nic dziwnego też ,że w czasie licznych rzezi na polach bitew starożytności żołnierzom też zdarzało się ją przeżyć- i tak już Platon w ‘Państwie” opisuje takie stany żołnierza ,który w ostatniej chwili wrócił do życia na gotowym do podpalenia stosie trupów- sam uznany za zmarłego i niedoszły zmarły opowiadał dziwne rzeczy.

Pojęcia biblijne „Światłości Świata” czy ukazywanie się duchów zmarłych przodków i pojęcie innego świata w zaświatach wcale nie obce były również pozabiblijnym cywilizacjom i źródłom literackim- jeśli zważyć ,że opisy zmarłych klinicznie i przywróconych do życia były w przeszłości i są obecnie również pod wieloma względami podobne do siebie i daje się znaleźć ich „wspólny mianownik”-podobne wspólne wnioski.

Sam też przeżyłem swego czasu takie zagrożenie życia z pogranicza śmierci -i wiem o czym piszę.

Stąd stany opisywane przez ludzi przywróconych do życia po śmierci klinicznej to dla mnie „Piąta Ewangelia” -lepsza i bardziej sensowna niż opisy żydowskich wojen wydzierających ziemię biednym sąsiadom ( tak jak dziś) w imię oszołomionych haseł bycia „wybrańcami” w Starym Testamencie lub niejedna przeczytana bzdurna książka lub niejeden głupi film ,na który niepotrzebnie straciłem życiowy czas-jakby nie było coś innego w tym czasie i lepszego do zrobienia w życiu.

 

Pewnie zjawiska opisywane przez umierających też wpłynęło na idealizm Platona i jego preegzystencję dusz w jego filozofii.

Dla Platona to ten świat ducha ludzkiego jest nawet bardziej istotny niż cieni jego światła odbijających się jak w jaskini naszego materialnego ciała, w którym czasowo uwięziona jest dusza -ograniczona jego słabościami . Dusza i odwieczne Idee –jak odwieczne 2+2 były dla niego bardziej prawdziwe , realne i godne uwagi niż zmienna materia .

Ludzie opisujący swoje stany w czasie śmierci lepiej i inaczej wszystko widywali -unosząc się duchem nad własnym ciałem widzianym z boku lub z góry,ale nawet rozumieli i odczytywali myśli innych –w tym opisywali lekarzom ich gesty i nawet myśli , czego nie mogli ani widzieć ani słyszeć- leżąc przykryci prześcieradłami na salach operacyjnych lub leżąc pod zmasakrowanymi autami w wypadkach.

I nie opisał to tylko dr Mood w relacji ze swoich badań śmierci klinicznej ,ale również inni lekarze ( np.dr Elizabeth K.Ross i inni) i potwierdzali to w najnowszych badaniach lekarze w poważnym programie satelitarnym TV „Discavery-Scjence” – jako dowód nie mieszczących się logicznie zjawisk w ramach obecnej Psychologii i Neurologii. I nie daje się tego już wyjaśnić „chemią” , niedotlenieniem mózgu ani halucynacjami narkozy- bo jak ktoś zgaduje zdumionym lekarzom nawet ich własne myśli i gesty na sali operacyjnej a nawet wydarzenia z sąsiednich pomieszczeń , które normalnie nie mógł widzieć przykryty prześcieradłem - to jest już ostateczny dowód na istnienie innej- duchowej formy życia po śmierci. Pojęcie Ducha oznacza tu inny stan Energii Kwantowej i wcale nie jest sprzeczny z nowoczesną fizyką a fizyka kwantowa podważa pojęcie materializmu bo nawet elektrony są polami energii a nie twardymi „kuleczkami” materialistów (Demokryta lub niefizyków K.Marksa, Engelsa).

Fal radiowych lub telewizyjnych i ich energii też nie widzisz Pacanku -a istnieją i docierają do twojego telewizora ,radia i telefonu komórkowego z ważnymi informacjami ( na tych niewidzianych falach ) -to dlaczego w XXI wieku miałyby nagle nie istnieć inne energie jak duch i ich informacje jakie przekazują. A ludzie którzy wrócili do życia po śmierci klinicznej przekazują ,że widywali po drugiej stronie równoległych światów inne też istnienia-istoty bliskie zmarłe lub istoty mądrzejsze od nich ,zgadujące myśli ,które nawet nigdy nie były ludźmi -określane mianem przewodników -Aniołów lub inteligentne istnienia jakby zmarłych UFO-ludków z innych cywilizacji i innych światów ( jeśli UFO-ludki istniały to też umierały).

Dodam również ,iż po analizie różnych przypadków śmierci klinicznej pod pojęciem "bliscy" niekoniecznie występowali bliscy zmarli z rodziny , tylko ludzie zmarli -bliscy kręgiem wyznawanych „wartości lub antywartości” -tworzących jakby samodzielne poziomy podobnie myślących „mądrych lub złych” z uwspólnionego Zbiorowego Umysłu podobnie myślących Dobrych, nijakich-Szarych lub Złych.

W takim znaczeniu- jeżeli bliscy zmarli mieli podobne do ciebie „wartości-postawy” to występowali na tym samym poziomie duchowym w Przeciw -Świecie tak jak elektrony w fizyce kwantowej mają swoje przeciwieństwo w antyelektronach (pozytonach) i w antymaterii . Ale niekoniecznie po drugiej stronie życia spotkasz wszystkich znajomych, lecz raczej istoty z kręgów „myślokształtów” podobnych do ciebie -dobrze lub złowróżbnie myślących istnień- tak jak ty sam byłeś „dobry lub zły” za życia Pacanku.

 

Co ciekawe –wędrówki Ducha ludzkiego w stanie śmierci klinicznej podobne są w opisie do siebie niezależnie również od wyznawanej religii lub niewyznawania żadnej i widziane w stanie śmierci postacie czy zachęcajace Światło promieniujące jakąś siłą czy miłością nazywane jest różnie (w zależności od nauczonej religii)- jako Anioł, Jezus, Allah, Budda . Ale „zasada działania” tej Siły czy Energii jest ta sama. Prześwietla życie „na wylot” i sam człowieku wydajesz wyrok o własnym życiu jak o obejrzanym filmie o sobie na ekranie widzącej wszystko „Swiatłości Świata”. Ta Światłość pośmiertna opisywana była też w innych cywilizacjach Wschodu jako rodzaj Oceanu „Mądrości i Miłości” -Mandali ludzkich dusz jak rzeki wpadające do Oceanu Wszechmądrości. W hinduiżmie ten przyśmiertelny nagły przypływ rozszerzonej świadomości i wszechwiedzy określano mianem “Kroniki Akkaszy” -jako starożytnego odpowiednika “Encyklopedii Google”, bo zaświatowi podróżnicy nagle “widzieli i wiedzieli więcej “.

 

Dzień X Inne koncepcje filozoficzno-psychologiczne

 

Wspomnieliśmy wcześniej przy okazji filozofii czasu w kulturze o koncepcjach czasu cyklicznego jaki miał wpływ na koncepcję „reinkarnacji”- odradzania się cyklicznie życia jak w rolniczych obserwacjach nasion powstających cyklicznie z obumarłych roślin. Osiadłe rolnictwo -w przeciwieństwie do prymitywnych wędrujących koczowników zmusiło ludzi do obserwacji cyklów przyrody oraz jak dbanie o właściwe zasiewy wpływa na plonowanie -czyli „karmę ” do wykarmienia. „Karma” oznaczała więc też skutki wcześniejszych działań ludzkich-nie tylko w sensie rolniczym ale i moralnego rozwoju.

Agrokultura codziennego dbania o rozwój zwierząt domowych i plonów aby mieć „karmę” nauczyła też ludzi innej -„karmy moralnej” ,że jak się nie dba o rozwój moralny to tak jak z zaniedbanym -zachwaszczonym ogrodem , który nie da „karmy”.

„Co posiejesz -to będziesz zbierać w życiu”- to nie było tylko ludowe powiedzenie prymitywnych rolników z Polinezji ale na tym też zbudowali swoją filozofię życia -tzw. Huny , gdzie „karma ducha” ludzkiego zależała od wcześniejszych czynów i słów , które wynikały z „myślokształtów” realizowanych w życiu. Odległe gwiazdy, świat i przyroda tak ważne dla pierwszych -jońskich filozofów Greckich miały małe znaczenie w filozofii Huny-najważniesza była własna człowieka energia życiowa (tzw. „Mana”)- i ten był „ważniejszym” w plemiennej hierarchii kto miał większą „Mana”.

Filozofia Huny prymitywnych Hawajczyków była archetypem późniejszej psychoanalizy Zachodu ,w której to energia myśli ludzkiej kształtuje materię (a nie na odwrót). Nasze fizyczne czyny -”karma” wynika z energii „Ducha myśli” ,bo to nasze myśli kształtują uczucia -energię i mają nadrzędne znaczenie nad materią.

W Hinduiźmie -jeszcze przed powstaniem Biblii pojawił się Archetyp najwyższej siły jako „Energii -Brahma” do którego wszystko dąży , ale hinduizm rozmienił się później „na drobne” w politeiźmie wielu milionów wielobóstw wymieszanych moralnie -zarówno dobrych i złych równocześnie. Dziś sami Hinduiści gubią się w ogromnej liczbie wymyślonych przez wieki nazw i lokalnej kategorii bóstw- bardziej złych i dziwaków jak sami biedni Hindusi z Kalkuty i przypominających raczej demonów niż „świętych”.

Bo cóż to jest za „bóstwa” na płaskorzeźbach indyjskich światyń, co mają wykrzywioną w złości twarz jak diabły na Zachodzie i są równocześnie złe i dobre, brzydkie i mściwe.

 

Hinduski buddysta co przywędrował w VIII w do Tybetu i napisał “Tybetańską Księgę Zmarłych” (opartą o podobne doświadczenia z pogranicza śmierci -jak w XX wiecznych zapiskach “Życia po życiu” dr Mooda) zauważa wspólne doświadczenia ludzkości w “ruchu wzwyż lub niż ” w rozwoju ducha ludzkiego poprzez wędrówki zmarłego przez różne “kręgi zaświatowe” ( tzw. stany “bardo”) - podobne do “Kręgów piekielnych” Dantego lub jakiegoś katolickiego „czyśca ”. Zmarły jest oceniany na końcu czy przeważały “dobre czy złe” uczynki i oddawano mu według jego “karmy” ( zasługi życia).

W tej księdze zmarły widział wpierw “światło i dobre duchy” i miał omijać te „złe duchy” aby osiągnąć „oświecone Niebo” -by nie powrócić jak “zły zwierz” na ziemię lub przynajmniej szukać do “inkarnacji” innej “kochającej się” pary ludzkiej -aby wniknąć w duszę nowonarodzonego dziecka.

“Księga Zmarłych” była napisana w oparci o prawdziwe wizje umierających , którzy wrócili do życia po czymś co dziś nazywa się „śmierć kliniczna” i opisywał dr R. Moody w „Życiu po życiu” i miała tak silne oddziaływanie ,że po jej napisaniu zamieniła surowy wojskowy reżim w Tybecie w najbardziej spokojne i uduchowione społeczeństwo Tybetu tamtych czasów poszukującego takiegoż “oświecenia” !

Mimo różnic teologicznych z chrześcijaństwem- buddyzm w odmianie “Tybetańskiej Księgi zmarłych” wykazuje większe podobieństwa Archetypów z nim niż inne “animistyczne” religie w zakresie doświadczenia istnienia duszy oprócz ciała , życia po śmierci i konieczności “ruchu wzwyż” w rozwoju duchowym. A pojęcie “karmy” jako skutków “dobrego lub złego” życia było odpowiednikiem -archetypem pojęcia „sumienia” i sądu ostatecznego z chrzescijaństwa.

 

Buddyzm też jak wszystkie wielkie systemy religijne podlegał zmianom w czasie i ewolucji.

I tak w odmianie „Machajany” kluczowe jest osiągnięcie „Oswiecenia” poprzez „miłującą dobroć” do stworzeń ( Bodhczitta) i praktykę cnót etycznych- podobnych nieco do cnót chrześcijańskich ( ale nie identycznych) . Buddyzm w tej odmianie dąży do osiągnięcia stanu „trzech ciał Buddy” -co po części przypomina ( ale nie jest tym samym) co koncepcja „Trzech osób boskich” w katolizyzmie.

We wspomnianej wcześniej filozofii „Huny” człowiek był psychologicznie jednością też trzech „składników”-podświadomości (jak ze snu), świadomości ( umysłu) i nadświadomości ( ducha) -co dopiero razem tworzy człowieka.

Z koncepcji „machajany” rozwinął się buddyzm „Zen” , który też czerpał jak wiele religii z innych sąsiednich kultur z pogranicza kulturowego ,gdzie często dochodzi do wymieszania systemów i pojęć. W buddyźmie Zen widać wyraźnie skupianie się na koncentracji energii duchowej na określonych celach- jak w wyrośniętej na Zen sztuce walki „kung-fu” , która nie służyła tylko do bicia ale i medytacji nad skupieniem „energii słuszności ducha”.

Kontemplacja „Najwyższej Energii” w buddyźmie to nie była „medytacja nicości”( jak u Schopenhauera), tylko archetyp tego co innymi słowy chrześcijaństwo określało jako „Światłość Świata” -z tą różnicą , że na Wschodzie było to połączenie „sił żeńskich” w przyrodzie z siłami „męskimi” w Jedności - podobnie jak w koncepcji „yang-yng” w Chinach. Takie pojęcie najwyższego „Sacrum” czy też „boskiej istoty świata” spowodowało ,że w buddyźmie pojęcie Boga znika -nie ma charakteru ani żeńskiego -ani męskiego „Starca z siwą brodą” (jak na obrazach Raffaela w Watykanie)- tylko „boskość” świata polega na zlaniu się wszystkiego w jednym oceanie Jednej Energii.

Z kolei buddyzm w odmianie Tantra Joga (wywodzącej się z pogranicza hinduizmu) dąży do utkania łączności z kosmiczną energią-„Przejrzystym światłem” jakie widzą zmarli po śmierci -poprzez skupianie i powściąganie wewnętrznej energii (tzw. Kundalini).

Zatem opisywane wyżej „stany duchowe” i z opisów śmierci klinicznej nie wywodzą się wbrew ateistom i nie są wymysłem religijnych „fundamentalistów chrześcijańskich” - bo takie zjawiska duchowe opisywały też inne systemy religijne.

Kundalinii to wschodnie określenie mniej więcej tego co w filozofii Huny określało się mianem „mana” , a co na Zachodzie nazywano „energią życiową” ( „vis vitalis” ) -która wg Kundalinii drzemie jak „zwinięty wąż” gdzieś pośrodku człowieka ( koło genitalii) i budzi się w stanach euforii, oddania i miłości - jak niczym orgazm w czasie seksu.

Wschodnią koncepcję takiej „ jogi” adaptowali do zachodniej psychologii K.Jung ,a jego nauczycielowi Z.Freudowi co wszystko kojarzyło się z seksem i walką płci- niewiele odbiegało to od wschodniego ujęcia takiej Kundalinii w „Tantra Jodze”- tylko opisywane bywało innymi słowami.

Tak zatem dążenie do odwiecznej „Harmonii i Światłości” w tantra jodze zbliżone jest „archetypicznie” do mistyków wszelkich religii poszukiwania „Światłości Świata” -ale nie w odmianie „Pustki Kosmosu”, która nie jest tym samym co pustka -nihilizm Zachodu ( „nihil”-z łac. znaczy Nic). Jest to raczej bierne poszukiwanie odwiecznego „spokoju w sobie” niż aktywnego „pokoju na świecie”, który to pokój wg doświadczeń historii świata jest właśnie nieosiągalny w historii. Wschodnie pojęcie takiego „spokoju” tym się różni się od pojęcia „pokoju” w ujęciu chrześcijańskim, że przypomina raczej ludowe powiedzenie „a dajcie wy mi wszyscy święty spokój i pocałujta wy mnie wszyscy w dupę” .

Samo słowo joga znaczy z sanskrytu „skupiać -powściągać” -i w jodze chodzi nie tyle o zakładanie „nogi na głowę” co raczej ruszenie głową energii w „nogach i w dupie” (i w całym ciele) -i powściąganie stanu „plateau” najlepszych i „szczęśliwych hormonów” w tantrycznym dążeniu do Oświecenia i harmonii ze Światem -lepiej niż przy pomocy najlepszych narkotyków.