JustPaste.it

Historie niesamowite

Proponuję trochę odskoczni od polityki ;)

Proponuję trochę odskoczni od polityki ;)

 

 Chcę dzisiaj Państwu opowiedzieć  dwa zdarzenia odległe w czasie ale autentyczne, nie pamiętam ile to lat temu w Zach. Pom. zelektryzowała lokalną społeczność rewelacyjna wieść że w okolicy grasuje jakieś nieznane i strasznie niebezpieczne zwierze. Prasa rozpisywała się niemal codziennie donosząc o co raz to nowych incydentach z udziałem tego potwora, zwierz pożerał kury, króliki, jego ofiarą padł nawet rosły doberman. Do akcji włączyło się wojsko, policja i jak wieść niosła nawet ufolodzy.

Gazeta Goleniowska, Dziennik Nowogardzki, i jeśli dobrze pamiętam włączała się do tej dyskusji nawet prasa o zasięgu wojewódzkim. Osobiście dosyć sceptycznie podchodziłem do tych rewelacji, ale ignorować całkiem nie wypadało, obraziłbym znajomych więc też zabierałem głos w dyskusjach, starałem się trochę stonować napięcie i atmosferę jaka wokół tego zapanowała. Opinie krążyły różne, a to że może jakieś zwierzę drapieżne uciekło z ZOO, była mowa o rosomaku i takie tam... Napisałem wtedy na tą okoliczność humorystyczny wierszyk który odgrzebałem dzisiaj z brudnopisu i przedstawię to wybitne dzieło. Dla czego wracam do tamtego incydentu opowiem pod nim :)

 

Somorak

Skąd się wzięła w Świętoszewku bestia straszna i pazerna

czy jest szansa ją usidlić, może jest ale mizerna,

media bieg nadały sprawie, mit zatacza szersze kręgi

to co było incydentem dziś urosło do potęgi.

Pytał się redaktor Pani, starszej zresztą lecz rzeczowej

czy widziała Pani bestię, owszem panie i to powiem :

Straszna była, wielka, czarna, jeno śmigła mi gdzieś w krzaki,

co to było tego nie wiem, może to somorak jaki...

 

Kury, kaczki i króliki co noc bestia pałaszuje

agresywne bydle jakieś bo ostatnio psy morduje.

Pod Goleniów już dotarła, już zagryzła dobermana,

też się jednak nie nażarła żądzą mordu opętana.

Lecą dni i czas ucieka, jak to w życiu moi drodzy,

skąd się wzięła ta chimera, zawitali ufolodzy.

Tu ślad łapy, tam dowody po króliczej ekshumacji

popatrzyli, podumali, nie odkryli rewelacji.

 

Potwór to rodzimy zwierzak, nie przyleciał tu z kosmosu,

Matka ziemia go wydała, ewolucja, twór chaosu.

Nie pomogła dzielna armia, na nic widły i siekiery,

mądry chociaż straszny zwierzak za nic ma helikoptery.

Wciąż się zbliża, krąży, węszy, dokąd zmierza tego nie wiem,

mimo woli drżę jak wszyscy i jednego jestem pewien.

Niedźwiedź to na pewno nie jest, misie nie są takie chyże,

miś nerwowy bywa czasem lecz najchętniej miodek liże.

 

Borsuk sypia o tej porze, zimą zawsze jest leniwy

Jakiś tygrys uciekł z ZOO, fakt to raczej jest wątpliwy,

wilkołaków mamy sporo, starczy spojrzeć dookoła,

lecz dzisiejszy wilkołaczek to istota wręcz wesoła.

Puszczam więc fantazji wodzy by namierzyć somoraka,

i uwierzcie moi drodzy myśl się w głowie rodzi taka :

Pewien Stefek, chłopak bystry, szukał w życiu wciąż wyzwania,

usnął kiedyś na momencik jak wieść niesie w stogu siana.

 

Lwa zobaczył czy też byka, dość że to coś miało rogi,

warto wczytać się w tą bajkę, poznać źródła jego trwogi.

Kiedyś historyjkę fajną opowiedział mi znajomek,

sześć królików jednej nocy opuściło własny domek.

więc się wnerwił koleś strasznie, kupił kłódkę jak dwa gromy,

zamknął i nic nie pomogło bo zawiasy miał z opony.

 

 

Siedzę sobie wczoraj u znajomych przy kawie, dzwoni Żona, spanikowana mówi że u nas w piwnicy siedzi jakiś ogromny zwierzak... Jaki duży pytam, nie wiem, bardzo duży, ale jaki ponawiam pytanie, taki jak nasz Beti ? Pies wilczurowaty, nie wiem, trudno powiedzieć, słyszę że jest przerażona. Piwnica pod jednym z pokoi to standard w poniemieckich domach, od dawna zamierzam to zlikwidować, no cóż, za czasów mojego dzieciństwa czemuś to służyło, dzisiaj jest na pewno zbędna. Uspakajam ją że już wyjeżdżam i za kilka minut będę w domu, nie wiem co o tym sądzić, poniemieckie piwnice budowane były z głazów które miały nieraz kilkaset kg. Analizuję po drodze możliwość przedostania się tam czegokolwiek. Jestem na miejscu, wejście zabarykadowane fotelem, pufą, i chyba czymś jeszcze. W piwnicy nie ma światła, Żona przynosi mi z warsztatu żarówkę z długim kablem jakiej używam czasem w kanale samochodowym, biorę wiatrówkę, ładuję stalowym śrutem i z duszą na ramieniu schodzę w otchłań, żarówka wali po oczach, no widzę w koncie jakiś kontur zwierzaka o rozmiarach bobra, strach podejść, celuję w rzekomy łeb który faktycznie widzę, przez okulary do czytania które mam na oczach wydaje mi się że łeb drgnął i patrzy na mnie... Jasny gwint, co za twarde bydle, proszę żeby podała mi inne okulary, guzik, półmrok nie pozwala mi niczego konkretnego dostrzec, no siedzi coś przyczajone, ładuję następny śrut i po lufie celuję w środek bestii, tym razem widzę pozostawiony znak który zrobił śrut, zaczynam się w duszy śmiać, podchodzę, zwykły kamień dość dużych gabarytów. Uśmieliśmy się obydwoje, przy czym ja bardziej jak mi Żona opowiadała z jaką szybkością uciekała, prawdopodobnie mogłaby rywalizować z wiewiórką :)

d492e6de6110259823ed776d5a7523ae.jpg