JustPaste.it

Grobowiec w parku

Horror, który fajnym ludziom się spodobał!

Horror, który fajnym ludziom się spodobał!

 

  

694b78c69eca98bbe9e9ab78ecec255b.jpg...

  Historia ta wydarzyła się kilkanaście lat temu, ale często wracałem myślami do niej i teraz chciałbym ją opowiedzieć. Wtedy chodziłem do technikum, które mieściło się w dawnym klasztorze cysterskim ( to taki kiedyś słynny zakon) w Henrykowie na Śląsku. Zapewne wiele osób wie, że to jest zabytek wysokiej klasy, a miejscowość ta znana jest z pewnego dokumentu historycznego, jakim jest „Księga henrykowska”, w której zapisano pierwsze zdanie po polsku. Nie o tym jednakże jest moja opowieść.

   Pewnego jesiennego dnia musiałem pojechać do domu. Dostałem pozwolenie na wyjazd z internatu i swobodnie udałem się wieczorem w stronę dworca kolejowego, jednakże nie poszedłem główną drogą, lecz na skróty przez park. Właściwie kiedyś był to park, a w tym czasie to zaniedbany terem porośnięty krzakami, wśród których stały olbrzymie dębyi lipy przypominające o dawnej świetności tego miejsca.

   Gdy już prawie byłem w połowie drogi, to zrobiło się nagle ciemno i chmurno, a że była to wieczorna godzina i nikogo nie spotkałem w pobliżu, to trochę się zląkłem. Przyspieszyłem kroku, lecz na nic się to nie zdało, bo zaczął nagle padać deszcz. Nie pozostało mi nic innego jak szukać gdziekolwiek schronienia. W pobliżu drogi znajdowała się zabytkowa budowla. Postanowiłem się tam na chwilę zatrzymać, chociaż targały mną jakieś niewytłumaczone obawy. Zbliżyłem się szybkim krokiem do tego miejsca. Była to spora budowla w postaci baldachimu o neogotyckich cechach stylowych, po środku której stała kamienna tumba ozdobiona w dolnej części wieńcami laurowymi oraz kartuszami herbowymi, jednakże miejsce, gdzie powinna znajdować się inskrypcja upamiętniająca osobę zostało skute. Taki był zwyczaj na Śląsku po wojnie, że na różnych pomnikach w miejscach publicznych znajdujące się napisy niemieckie usuwano. To smutna historia, bo to zacieranie dziejów, no ale nie o tym sprawa.

  Deszcz padał, a na niebie pojawiły się błyskawice, usłyszałem grzmoty. Miałem cichą nadzieję, że to przelotny deszcz i zaraz pogoda się zmieni. Niestety okazało się inaczej. Deszcz się nasilał, wichura targała gałęziami drzew i grzmoty grały okropną muzykę, która potęgowała przerażenie, gdyż w blaski piorunów odbijały się na kamiennym grobowcu. Ze strachu przytuliłem się do jednego z filarów tego baldachimu nad grobowcem, lecz po chwili ku mojemu zdumieniu usłyszałem dziwny zgrzyt przypominający ocieranie się o siebie dwóch dużych kamieniu. Spojrzałem w stronę grobowca i zauważyłem, że wierzchnia płyta zaczęła się przesuwać na bok. Powoli, bardzo powoli zaczęło pokazywać się ciemne wnętrze tego grobowca. Usłyszałem jakieś dźwięki przypominające syczenie gada lub jakiegoś wściekłego zwierzaka…

  Przeraziłem się i uciekłem w stronę dworca. Biegłem jak szalony wszystkimi siłami. Niestety, nie zdążyłem , bo kilka minut wcześniej pociąg odjechał. Musiałem wracać do internatu, lecz wybrałem tę druga drogę, bałem się przechodzić przez park.

   Następnego dnia, po południu udałem się w to miejsce, gdzie stał grobowiec. Przeraziłem się, bo rzeczywiście zobaczyłem przesuniętą płytę i uchylone wnętrze tumby. Wpadłem w panikę i pobiegłem w stronę szkoły. Nie rozmawiałem na ten temat, obawiałem się, że nikt mi nie uwierzy, a może nawet zakpi sobie ktoś ze mnie, a tego naprawdę nie lubiłem, w szkole uważali mnie za dziwaka.

Z  różnych opowiadań starszych ludzi dowiedziałem, że po wojnie rabusie otwierali stare grobowce na cmentarzach, szukali tam czegoś cennego w trumnach. W tym przypadku mi i wielu moim kolegom znany był stan tego grobowca i nie tak dawno temu widziałem, że płyta leżała prawidłowo. Miejsce to często odwiedzano, a niby tam panująca romantyczna atmosfera otoczenia sprzyjała sympatycznym spacerom zakochanych młodych par. Kiedyś to młodzież miała więcej czasu i co coś mi się wydaja, że była bardziej romantyczna niż dzisiejsza. Muszę przyznać, że prawie każdego z uczniów naszej szkoły przyciągało to miejsce. Zresztą taki był cel wystawiania przed stuleciami pomników nagrobnych w parkach – to typowy niemiecki zwyczaj z epoki romantyzmu.

  Na tym nie kończy się ta historia, bo pewnego dnia usłyszałem w szkole, że w parku grasuje jakaś wielka kuna lub coś podobnego. Można ją było ponoć zobaczyć w nocnej porze. Mówiono, że jej oczy błyszczą się jak światło błyskawic, a przy tym przeraźliwe syczy.

Domyślałem się, że tu chodzi o tego potwora z grobowca….

 

Postscriptum

Prawda jest taka: w Henrykowie (woj. dolnośląskie) jest w parku grobowiec z poł. XIX wieku. Było to miejsce różnych spotkań uczniów tutejszego techniku zawodowego (wiadomo: papieroski, winko, dziewczyny i pseudo-romantyczna atmosfera), które znajdowało się w zabytkowych budynkach dawnego klasztoru. Swego czasu mówiono, że ktoś próbował otworzyć ten grobowiec. Ludzie nie rozumieli, że to tzw. cenotafium (kenotaf), czyli symboliczny grobowiec. Zatem siłą rzeczy nic w nim nie powinno się znajdować. Ale ludzie są czasami głupi, więc chcieli coś zrabować. Opowiadano, że tam straszy nocą, ale "ludzką głupotą", którą w tym tekście nazwałem "kuną", bo to szkodnik. A głupota to szkodnik ludzkiej natury!

...

www.marek-sikorski-autor.blog.pl

.

img_2113_-_kopia_small.jpg