JustPaste.it

Dlaczego nie kasuje się menelskich tekstów

Niektóre artykuły bywają kasowane

Niektóre artykuły bywają kasowane

 

Kiedy na portalu umieściłem swój kolejny artykuł, tym razem pt. “Dlaczego wokół Temidy krąży tak wiele buraków?”, to było tylko kwestią czasu, kiedy zostanie on skasowany przez admina. I faktycznie – po kilkunastu godzinach zdjęto ów artykuł, ale nim to uczyniono, jeden z użytkowników (o niku Ykes, zwany dalej autorem) zdążył wpisać komentarz krytykujący moje artykuły (uważał, że zbyt wiele energii poświęcam jednemu tematowi - sprawa IC692/09 Sądu Okręgowego w Gdańsku).

Postanowiłem zapoznać się z dorobkiem autora, oczekując, że – skoro krytykuje kogoś za coś - sam nie popełnia tego samego grzechu, czyli krążenia wokół jednego tematu. I cóż się okazało? Ten autor nie tylko w połowie swych tekstów zajął się jednym tematem (religią, wiarą i katolikami), zaś innym zarzuca podobny proceder (hipokryzja?), ale – co bardziej żenujące - czyni to w sposób wręcz menelski, łamiąc wszelkie zasady obowiązujące na portalach z klasą, a za taki chce uchodzić EIOBA. Czytając jego artykuły można nie tylko rumienić się ze wstydu, ale także zadać adminowi pytanie - dlaczego nie kasuje takich wulgarnych i obraźliwych artykułów, natomiast kasuje moje teksty (a skasował ich już niemal 30) tylko dlatego, że omawiają skandaliczny wyrok wydany 18 grudnia 2009?

Artykuły autora są powalające tak w dziedzinie wulgaryzmów, jak też w zakresie obrażania uczuć religijnych. I nie chodzi o to, że ktoś jest prześmiewcą, bowiem obecnie wszyscy robią sobie śmiechy ze wszystkiego; nie chodzi o to, aby na portalach nie można było przedstawiać swoich poglądów (jeśli ktokolwiek czuje potrzebę podzielenia się odkryciem, że Jezus był – albo dzisiaj byłby – komunistą, to może to uczynić, byle kulturalnie; dla wszystkich śmiałych twórców otwarte są internetowe łamy), które mogą być prowokacyjne, kontrowersyjne, zaczepne, jednak powinny reprezentować pewien minimalny poziom, także językowy.

Zapoznajmy się zatem z dorobkiem autora, który nie tylko stawia - a to ciekawe, a to obraźliwe - tezy i czyni to w sposób wulgarny, zabroniony regulaminem portalu, i choć od miesięcy łamie cywilizowane zasady, jego artykuły nie są kasowane.

Cóż takiego, mądrego, pouczającego i odkrywczego zawarł w swoich tekstach, choćby w artykule „Niby nic, a tak to się zaczęło”?

Zaczyna się nonszalancko (i taki jest charakter wszystkich artykułów dotyczących religii) – „Zgodnie z tym co przedstawia nam święte pismo, pan Boguś pstryknął swoimi niespracowanymi wówczas paluchami i się zaczęło. Z ciemności wyłoniła się jasność, niskie partie powierzchni planety wypełniły się wodą i rybami, a suchsze partie pokryły się roślinnością i gołębiami. Było całkiem fajnie, Stwórca musiał więc stworzyć kogoś kto to wszystko spierdzieli. Siódmego dnia, ocierając spocone czoło, udał się na zasłużony odpoczynek (‘ale się narobiłem cholera’) i obserwował jak to wszystko zacnie mu się udało. No i powstaliśmy”.

Już początek obiecuje nam młodzieżowe (luzackie, żeby nie rzec - menelskie) podejście do zagadnienia – Boguś to pewnie Bóg (opisywany zresztą jako bóg), a reszta? Proszę samemu ocenić. Autor ma szereg spostrzeżeń – oto one...

O raju – „Nie było podatków, pracy, drogiej benzyny i polityki. Jednym słowem – żyć nie umierać. Był tylko jeden problem: w samym środku ich małego świata rosło sobie drzewo, z którego pan Boguś za cholerę nie kazał zrywać”.

O grzechu – „Stwórca najpierw dał nam możliwość popełnienia grzechu, potem zapłodnił niewinną kobietę która go urodziła gdzieś w stajence. Jako człowiek ofiarował się przed samym sobą aby zgładzić grzechy całego świata, na których istnienie sam pozwolił. To chyba najpiękniejsza niedorzeczność w całym świecie chrześcijańskim, dodatkowo znajdująca się na samym początku pisma świętego. Poza tym Boguś tworzył naszą planetę samodzielnie, po jakiego diabła stworzył więc zło i grzech?”.

O spartoleniu roboty – „Śledząc biblijny opis stworzenia świata i udokumentowane etapy jego rozwoju można śmiało stwierdzić, że aktu kreacji naprawdę musiał dokonać sam pan Boguś. W końcu nikt inny bardziej by tego nie spieprzył”.

Admin portalu nie miał zastrzeżeń do tego tekstu, bowiem – jak widać, zgodnie z Konstytucją 1997 - każdy ma prawo wyrażania swoich opinii, byle... oczywiście nie dotyczyły sprawy IC692/09.

W kolejnym artykule (tym razem o pogardliwym tytule) „Wesołe święta polackie” autor obwieszcza - „Tak się składa, że niemal zawsze wypowiadam się negatywnie na tematy wiary. Nie inaczej będzie i dziś, tyle że z małym wyjątkiem. W tym roku zgadzam się z arcyklechami, a przynajmniej po części”.

O kolędach i romskich manierach – „Media – producenci wszelakich wyrobów życzą nam wesołych świąt już od początku listopada. W radiu usłyszeć można piekielnie +ewojuhc+ covery kolęd, przypominające nasz krajowy hymn w wykonaniu Edyty Górniak, artystki o cygańskich manierach”.

O dresiarzach – „Są też kawałki z dźwiękiem dzwonków w tle, które śmierdzą bluźnierstwem. Przykład: ‘ale kto wie, czy za rogiem, nie stoją anioł z bogiem…’. Wszyscy przecież wiemy, że bóg jest wszędzie i zwrot ‘za rogiem’ sugeruje, że jakiś dres nam tam +eibejaz+”.

O hipokryzji – „Ludzie, którzy kilka dni wcześniej na skrzyżowaniach krzyczeli ‘jak jedziesz +ujuhc+!’, zasiedli do wigilijnego stołu grzecznie dzieląc się opłatkiem i udając najgrzeczniejszego katola”.

Admin nie miał żadnych pretensji do poruszania spraw wiary na ordynarnym tle (większego kalibru wulgaria zapisałem wspak pomiędzy plusami, co nie jest przykładem najszczęśliwszego użycia tych matematycznych symboli).

W artykule „Arcyfioletowa szklana pułapka” autor nawiązuje do klimatu z „Monachomachii”, jednak stosuje mniej wyrafinowany język – „Uzewnętrznił się więc pewien fioletowy arcyklecha” i „niższe stopniem fiolety”, oraz „panowie z opasłymi brzuchami i tłustymi podgardlami”, co oczywiście może bawić, bowiem można dostrzec zabawne określanie pewnych obserwowanych zjawisk związanych z przedstawicielami Kościoła, ale autor rozkręca się w mniej zabawnym kierunku – „ich tłumaczenie jest słabo uargumentowane, a wręcz idiotyczne” oraz (w ulubionym kierunku) – „Dyrektor nieba pan Boguś na wszystko patrzy, ale zajęty ocieplaniem klimatu grzmi w złym miejscu”.

W tekście „Niedobrze być podobnym do Jezusa” autor zabiera się do swoich iberyjskich wynurzeń od transportowo-energetycznego apelu - „Jedziemy z koksem panie Bogusiu. Miał miejsce skandal, jak się dzisiaj dowiedziałem. Z kiosków całej Portugalii zniknie Playboy [...]. Całe zamieszanie jest sprawką drugiego po Moszku Kicbaumie znanego mi Żyda, Jezusa C. W pisemku nasz bohater pojawił się na fotomontażach z udziałem nawet ładnych pań, które na czas fotografowania zdjęły staniki. No i +ołilodreipop+ się”.

Tamże o towarzyszu i koleżce – „Do dzisiaj nikt nie wie jak mógł wyglądać towarzysz Mesjasz, bo żaden jego portret się nie zachował, a całun z Turynu to płótno o wciąż wątpliwej dacie powstania. Mimo wszystko zarząd Playboya rozpoznał w zdjęciach naszego koleżkę i narobił zamieszania, pozbawiając portugalskich samców comiesięcznej lekturwy”.

Admin nie uznał powyższego słownictwa za naganne. Zapewne tacy nakręcają czytelnictwo i kształtują następne zastępy coraz młodszych i „inteligentniejszych” autorów i ich czytelników. Zbyt retorsyjne przestrzeganie regulaminu, to spadek zainteresowania czytelników portalem.

W artykule „W cóż wierzy niewierzący wierzyciel” autor zabrał się za ulubione (i odkrywcze) generowanie – „Dawno nie tworzyłem, czas więc na tworzenie. A jest co tworzyć, bo tworząc czynimy stworzenie. A stworzenie jest boskie, czyli stworzone przez jakiegoś stwórcę. Głupie +einelodreip+, ale jakoś musiałem zacząć nowy wpis”. Może czasem lepiej ugryźć się w język, zamiast p...ć?

O podejrzeniach i o głupocie – „bóg to próba odwzorowania czegoś doskonałego a przypisywany mu Jezus to podejrzany specjalista od neurolingwistycznego programowania. Dla mnie pytanie o wiarę jest po prostu głupie”.

O perfidii i anatomicznych przeróbkach – „recenzent zapomniał o roku 1795 oraz o tym, że na 123 lata zarząd nieba perfidnie zrobił nas w +ajuhc+”.

Autor wie, że u nas można wiele pisać w internecie i admin tego nie oprotestuje, bo wszak nowoczesny admin uznaje wolność słowa bez ograniczeń, chyba że tekst dotyczy pewnej pisarki z Trójmiasta (tak, kiedyś na pytanie – „dlaczego zdjęto mój artykuł?”, odpisał lapidarnie – „bo tekst jest o pewnej pani z Gdańska”). Dlatego można pisać pogardliwie o religii, wplatając wulgaria, ale jeśli ktoś uzna, że proces prowadzony przez nierzetelnego sędziego był nie tylko niesprawiedliwy, ale okazał się sądową pomyłką, to takie artykuły są (sic!) kasowane. O, gdyby ktoś dowalił Rosjanom, to nawet wyroki najwyższych rosyjskich sądów nie miałyby dla admina EIOBA żadnego znaczenia, zaś w razie szarpaniny na wysokich szczeblach, zostałby ogłoszony bohaterem narodowym, walczącym o wolność słowa.

Autor celnie i analnie wyjaśnia konstytucyjne prawo do pisania – „Ludziom którzy się ze mną zgadzają mówię ‘miłego dnia’, a tym których moje poglądy obrażają rzeczę: ‘pocałujcie mnie w dupę, przecież mam do tego prawo’. Jeżeli dotrwałeś czytelniku do tego momentu, to znaczy że moje pisanie nie jest aż takie nudne”. Prawda, nudne nie jest - jest powalające! Jak wichura obalająca drzewa.

W rozważaniach „Poznaj arta spamowego po tytule jego” zamieścił szereg błyskotliwych spostrzeżeń, m.in. - „Obserwując serwis EIOBA natknąłem się jeszcze na jedno zjawisko. Otóż teksty mające niską jakość tudzież niosące niezbyt prawdziwą treść, w bardzo dużej części posiadają tytuł składający się z jednego słowa lub też będącego równoważnikiem zdania”.

Dzięki autorowi mamy nowoczesny papierek lakmusowy - można już, z dobrym przybliżeniem, po samym tytule artykułu (powieści, filmu), zorientować się co do wartości tekstu. Twórcy takich tytułów jak „Faraon”, „Chłopi”, „Pan Tadeusz”, „Potop”, „Psy” (także „Psy 2”) mogliby się zaniepokoić tym papierkiem, w przeciwieństwie do realizatorów dzieł typu „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, którzy mogą odetchnąć z ulgą.

W artykule o intrygującym tytule (i o przeoczonym przecinku, co jest dość częstą przypadłością autora) - „Bóg cię kocha frajerze”, jeden z akapitów ilustruje stosunek autora do biblijnych historii i do wojska w aspekcie podogonia najwierniejszego przyjaciela człowieka – „A co z Hiobem moi mili? Jego historia to też całkiem niezły materiał, ale ma nieco inną konstrukcję. Tutaj bohater jest testowany eliminowaniem członków rodziny, utratą majątku i trądem. Miast krzyknąć do oprawcy donośnym ‘spieprzaj dziadu!’, Hiob trwa mocno przy wierze. […]. Sytuacja przypomina nieco służbę wojskową: próba następuje niezależnie od nas, trzeba ją przeżyć i kawał czasu psu w dupę”.

W końcu autor (w ramach oryginalnej rozrywki) zabrał się za Dekalog w artykule pt. „10 przykazań - analiza nieobiektywna” z zastosowaniem lupy. Oto cytat na temat kadrowej polityki – „Mijają kolejne dni niełaski pańskiej, więc w ramach sobotniej rozrywki pod nieobiektywną lupę bierzemy 10 przykazań które sprytnie obmyślił sobie pan B., by sprawniej prowadzić politykę personalną na naszej planecie”.

Okraszając treść soczystym przystekowym dialogiem z udziałem swojego sumienia, które celnie i po kumpelsku określiło swego nosiciela a autora, bowiem ono najlepiej wie, kto zacz – „Do rzeczy +ujuhc+ – powiedziało moje sumienie, więc jedziemy po kolei” i tu następuje owa analiza, przecież nie całkowicie pozbawiona racji, tyle że język szambiarski, który nie powinien być tolerowany na renomowanym portalu EIOBA.

Analizując twórczość (autora oraz moją) widać, że na tym portalu „Można żartować z polityków, można nabijać się z kraju i ludzi go zamieszkujących. Ja żartuję z religii, używając niekoniecznie merytorycznych argumentów”, co zauważa autor w swoim cytacie, i to przy zastosowaniu języka, który powinien być zakazany na wszystkich portalach, ale nie można opisywać wyczynów niezawisłego sądu III RP. Nie można też pisać zbyt często na temat gdańskiej afery IC692/09 (może ktoś wprowadzi limity, jak na bałtyckie połowy?), natomiast można pisać bzdety na temat swoich odczuć religijnych i to w nieograniczonym zakresie, przy zastosowaniu prymitywnych językowych środków.

Autor w recenzji ósmego przykazania – „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu – powie każdy komu ‘obrobiono dupę’. Kłamstwo ma krótkie nogi i zawsze ignoruję osobę która chociaż raz mnie okłamała. Jest w tych przykazaniach coś pozytywnego. Prawda?”.

Prawda, z tym, że omawiając przykazania, należy zachować pewien umiar i kulturę, nawet jeśli religię ma się w... Jeśli autor uważa, że kłamstwo ma krótkie kończyny dolne, zatem może wyjaśni – w jaki sposób dwa gdańskie nowoczesne sądy, do obecnej chwili nie ustaliły prawdy? I dlaczego sam wzywa do zaprzestania tworzenia artykułów na ten temat człowiekowi poszkodowanemu przez Temidę, który chce upowszechnić prawdę, a z drugiej strony sam autor przecież uznaje moc ósmego przykazania? I ma pretensje do innego twórcy, że „co drugi artykuł pisze w tej sprawie”, zaś sam mniej więcej z podobną częstością pisze o wierze i to w sposób mało elegancki.

Pisarka oraz jej mecenas także dają się poznać jako chrześcijanie na łamach internetu, ale cóż z tego, skoro działają w tej sprawie niezgodnie z Dekalogiem – szczytne idee psu w podogonie poszły, skoro już autor w takie aluzje uprzejmy był wdepnąć.

Admin kasuje moje teksty, choć nie zawierają wulgaryzmów, natomiast nie zdejmuje artykułów omawianego autora, choć – wplatając wulgaria w swoje odkrywcze myśli – obraża uczucia religijne przeciętnego katolika, także pogardliwą pisownią (bóg, Boguś).

Szereg swoich rozważań autor podsumowuje (pisząc o wartościach w stylu maślanego masła) –„Jak widać, niektóre przykazania niosą wraz z sobą jakieś wartościowe wartości, ale większość nijak ma się do dzisiejszego szalonego świata, lub też zostały zmienione zgodnie z upodobaniami rozwydrzonego biało-czerwono-fioletowo-czarnego +ogewilbejotęiwś+ bractwa. Mam jednak nadzieję, że nie zabijając bez powodu, nie kradnąc i nie +cąjahcur+ cudzych żon, coś z ciebie drogi czytelniku będzie”.

Gratulacje dla inteligencji i kultury osobistej autora oraz dla spostrzegawczości admina w sprawie trzymania wysokiego poziomu dyskusji. Istotnie, miejmy nadzieję, że po tej lekturze, wielu czytelników, do których zwraca się autor (dlaczego tylko płci męskiej?), obierze inną, bardziej kulturalną drogę, niż omawiany twórca i coś jednak z nich będzie...

Autor prowadzi swój blog, na którym zamieścił niebagatelną informację – „WAŻNE! KONSTYTUCJA RP z dn. 4 KWIETNIA 1997, ART. 54, ust. 1: ‘Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji’. Jeżeli jednak którekolwiek moje zdanie obraża Twoje uczucia religijne czytelniku, przeczytaj powyższy cytat jeszcze raz”. Autor fałszywie interpretuje tekst ustawy zasadniczej i sądzi, że ludzi można obrażać i że można stosować wulgaryzmy, zaś w jego błędnym przekonaniu, niestety, utwierdza go admin portalu EIOBA.

Motto autora – „Gdyby Bóg nie istniał, skłonny byłbym w niego uwierzyć”. Doprawdy, wypowiedź logicznie niespójna, ale tym bardziej godna filozofa. Gdyby autor nie pisał jako anonim, to z pewnością stosowałby bardziej dobrane słownictwo, co przysporzyłoby mu większej chwały. Zawsze może odciąć się od bełkotu tworzonego w czasach młodości – jeśli zostałby osobą publiczną, zerwałby z tą twórczością i nikt nie dowiedziałby się, że ongiś pisał w żenujący sposób. Jego twórczość jest kolejny dowodem, że istnieje poważna różnica pomiędzy zakresem twórczości osób tworzących pod swoimi prawdziwymi danymi, a osobami tworzącymi pod pseudonimami. Niektórzy uważają, że anonimowość (lub jej brak) nie ma znaczenia, zatem niech sobie odpowiedzą - czy omawiany autor podpisałby się swoim nazwiskiem i czy pisałby w ten sposób? Bez obawy, że ktoś dzisiaj albo za parę lat trafi na jego mądrości? Tak jak (podobno) natrafiono na fotkę siostry żony księcia Williama, której atrakcyjny imaż (w negliżu) wyciągnęli dziennikarze na światło dzienne i obrabiają jej nie tyle tyłek, ile (póki co) bimbały (i tak zwane dobre imię) bo tyle (na razie) dostrzegli na archiwalnych materiałach (i węszą dalej – wiadomo, w którą stronę...).

A teraz pomyślmy – ilu takich „twórców” zamieszcza swoje teksty na renomowanych portalach i nikt się nie czepia z jakiegokolwiek powodu, natomiast są portale, które zdejmują moje artykuły, bo ukazują sprawę „pewnej pani z Gdańska”.

Przecież pisarka z tego zacnego grodu łazi/kuje po sądach tylko dlatego, że pisała pod swoimi prawdziwymi danymi osobowymi, a kiedy ktoś omówił jej twórczość (bez podania nazwiska), to natychmiast zlikwidowała swój profil 224435 na NK i udała się do znajomego prawnika. Przecież gdyby pisała anonimowo, nie skasowałaby konta, nadal zapewne tworzyłaby w swoim stylu i NIKT nie wiedziałby, że afera dotyczy doktoryzującej się damy. No i polski wymiar (nie)sprawiedliwości nie zaliczyłby poważnej wpadki w procesie o zniesławienie w internecie.

PS  Na przełomie maja i czerwca 2011 biskup Pieronek skrytykował pasterzy Kościoła, co z pewnością ściągnie na niego gniew (pewnie nie Boga, ale wielu dziennikarzy i polityków), jednak czyni to w sposób kulturalny, choć ostry, i takich dyskusji należy oczekiwać na portalu EIOBA. Oto słowa krytyka - „Biskupi czują się utwierdzeni na swoich tronach, a biskupstwa to dwory” oraz „czują się tak utwierdzeni na swoich tronach, że wizja Kościoła soborowego nie jest im potrzebna. Bo mają władzę i uważają, że lepiej myślą niż wszyscy ci, którymi rządzą”. Słowa rażące niczym pioruny z jasnego nieba, niemal wzniecające ogień i dym, zatem nic dziwnego, że jeden z katolickich komentatorów zauważył - "To bp Pieronek jest zadymiony Platformą", a to oznacza, że znowu szykuje się walka na tle politycznym.