JustPaste.it

(N.Ś.-11) - Horyzont zdarzeń- (2)

zdarz-2_small.jpg

Nie przypuszczała nawet, że jest aż tak wygłodzona i żarłoczna. Z upieczonego mięsa niewiele pozostaje na śniadanie i pierwszym co robi, po wyjściu, jest urwanie łapy drugiej. Zmuszona zostaje także do rozpalenia ognia i przygotowania jej sobie na planowaną drogę, a potem zajmuje się czymś jeszcze.

Zbiera duże, kamienne odłamki i za pomocą pociętego na paski futra z łap, przywiązuje Wiedźmie do nóg. Okazuje się przy tym, że pasków jest za mało, więc obiera ze skóry i nogi, łakomiąc się przy tym na zachęcające kawałki łydek i ud, i operację powtarzając.

Dopiero wtedy, za pomocą dźwigni z grubszego drzewka, spycha trupa do wody. Nie chce, aby w wypadku powrotu tamci natknęli się na zwłoki świadczące o błędnej ocenie sytuacji co do tego, kto tutaj kogo zjadał.

><><><

Słońce stoi w zenicie, gdy na powrót znajduje się na drzewie. Droga do góry trwa tym razem nieco dłużej, gdyż oprócz poprzedniego bagażu, wzbogaconego pokaźnym zapasem mięsa i jabłek, wciąga także wycięte w przeddzień żerdzie. Pięć, długich na pięć kroków drzewek, każde minimum grubości łydki.

Poprzywiązywane oddzielnie do wciągania, mają zostać zespolone liną już na górze. Suka zamierza przerzucić je nad przepaścią i z wykorzystaniem górnej gałęzi jako asekuracji, przejść kładką na skałę. A potem zabrać ze sobą bądź rozplątać i zostawić. W zależności od potrzeby.

><><><

Już po montażu, nachodzą ją wątpliwości. Zaczyna rozważać raczkowanie albo pełzanie po kładce. Wszystko wynikłe z wczorajszego widoku unieruchomionej Wiedźmy. Włosy stają jej dęba na myśl, że w razie przeżycia upadku, jej nie miałby kto dobić i umierałaby długo, zjadana żywcem przez ptactwo i robaki. Jak zapewne przez ostatnie ta w grocie.

Wchodząc na pomost, przyrzeka sobie solennie, że jeśli runie, nie będzie się niczego chwytać, by wyhamowywać upadek. I... w jednej chwili przebiega na skałę.

Tym razem, podskakując radośnie, obiema dłońmi natychmiast zasłania sobie usta, piszcząc jedynie z uciechy. Bezzwłocznie też, aby w jakiś sposób rozładować rozemocjonowanie, zabiera się za przeciągnięcie do siebie kładki i przywiązanej do niej tkaniny z bagażem.

Robi to także celowo i z innego powodu. Pragnie zamknąć sobie drogę powrotną, zmuszając do obrania kolejnej.

Wie, oczywiście, że to nieprawda i że dokonuje wybiegu mobilizacyjnego, lecz tego właśnie potrzebuje w tej chwili. Każdej możliwej zachęty, która odwiedzie ją od tego miejsca, pełnego jedynie śmierci.

Natychmiast, z determinacją, chce je pożegnać definitywnie ostatnim spojrzeniem. Zbliża się do krawędzi i klęka. To jednak za mało. Rzucenie okiem na grotę daje jej jasno do zrozumienia, że aby odważyć się, zerknąć, musi to zrobić na leżąco.

><><><

Podziwianie widoków, nie trwa długo. Wysokość, z której patrzy, powoduje jedynie uczucie znalezienia się w pułapce, nie dowierzające, udanemu zakończeniu wejścia. Całą siłą woli odwraca od tych myśli uwagę, kierując wzrok na dalsze, bezpieczniejsze krajobrazy.

Od strony przybycia, nie ma do podziwiania niczego. Jeden, niekończący się ciąg drzew, urozmaicany jedynie rzadszymi i niższymi stanami, zapewne ze względu na bardziej podmokłe podłoże. Na wprost znana górka z grotą, a za nią bardzo dobrze widoczny teren błot, zakończony lasem, z wyraźnie zaznaczonymi wyłomami. Suka podejrzewa, że patrzy na miejsca, którymi poruszała się Wiedźma i że najprawdopodobniej nie była jedynym osobnikiem gatunku, który je znał. Zagryza usta, dodając kolejne „nie” dla powrotu i odwraca się w drugą stronę.

Żeby zobaczyć coś więcej niż tylko mglisty horyzont, z odległymi, prawdopodobnie górskimi pasmami, pokonuje odległość kilkudziesięciu kroków, ale nie musi dochodzić do końca, by zrozumieć, że idzie ku kolejnej przepaści. Jedyna różnica polega na tym, że na dole nie ma wody, lecz ziemno-kamienisty grunt, a teren opada w dół pod skosem, dając nadzieję na zejście.

I tutaj się kładzie. Głowę wystawia nad skałą i widzi łukowaty jej kształt, tworzący rozległą elipsę. Odchodząca w dal i ogromna, po tej stronie zdaje się nie mieć końca i dalej zamyka się na pozór szczelnie, tworząc kolejną pułapkę. Suka uznaje, że od biedy mogłaby spróbować schodzić tędy, gdyż i blat szczytu i pochylona ściana, lite całkowicie nie są. Gęsto w nich od szczelin, w których bez trudu można byłoby umieścić drągi, dla zbudowania wygodnych podpór dla rąk i nóg. Jedyny szkopuł to konieczność ponownej wspinaczki po przeciwnej stronie. Zostawia więc rozważania o tym na potem.

Został ostatni kierunek. Tym razem będzie szła znacznie dłużej i wiedząc o tym, taszczy ze sobą kładkę. Płaskowyż obniża się, najpierw stopniem wysokim na krok, a następnie łagodnym spadkiem, prowadząc ją aż do miejsca styczności z jeziorem, gdzie ukazywały się motorówki.

Okazuje się, że przesmyk w skale nie istnieje i że w miejscu pozornego połączenia zatoczki, w której pływała, z większym, zdającym się nie mieć końca zbiornikiem, skały zlewają się z podobnymi z naprzeciwka. Jezioro w tym miejscu jest po prostu wąskie. I że to odkrycie ma dla niej znaczenie o tyle, że jakiekolwiek dodatkowe zejścia w głąb widzianego przedtem rumowiska, są całkowicie zbędne. Wpada jej jednak w ucho coś innego i zaraz, na widok czego, pada na płasko i obecnie z lękiem obserwuje.

><><><

Zalesiony gęsto, niższym od poznanego, drzewostanem brzeg, widoczny jest jak na dłoni, a wzdłuż niego płynie łódź z kilkoma postaciami na pokładzie. Tylko temu, że wszystkie twarzami skierowane są na ląd, zawdzięcza, że nie została dostrzeżona.

Krawędź szczytu zakręca tutaj łagodnie, podobnym łukiem jak wewnątrz i ginie w lesie, sugerując jednakże podobną wysokość, przy wyrastaniu z ziemi. I w tym wypadku jednak, chociaż nieco niższe od samego szczytu, drzewa w pobliżu dają nadzieję na możliwość wykorzystania ich przy próbie zejścia.

Tamci dopływają do końca i zawracają. Suka cofa się. Przypuszcza, że ich obecność nie jest przypadkowa i że kogoś szukają. Uznaje jednak, że tym razem nie o nią chodzi i nikt za nią na górę wspinać się nie ma zamiaru.

Kładzie się jednak na wznak, cierpliwie oczekując na oddalenie się, a następnie całkowite zamilknięcie warkotu łodzi.

><><><

Nawet w ciszy przerywanej jedynie odgłosami natury, nie czuje się już tak bezpiecznie, jak miało to miejsce przed ujrzeniem tamtych. Chwilowa radość i wręcz beztroska, zostają zastąpione lękami i ponownymi dylematami dotyczącymi wyprawy.

Już nie tylko nie jest pewna swojej decyzji, a wręcz uznaje ją za głupotę. Tamten obszar z bezpieczną grotą miał być wszak zamknięty, więc i wolny od groźby niepożądanych spotkań. Ona tymczasem, uciekając przed Wiedźmą, pakowała się ewidentnie w tereny przez wrogich osobników, najprawdopodobniej regularnie odwiedzanych albo i zamieszkanych. Łapie się na tym, że przecież zagrożenie zlikwidowała i z powodzeniem mogła pokusić się o pozostanie w kryjówce, z jednoczesnym znalezieniem uzasadnienia dla swego postępowania.

Nawet jeśli zawróci, to przynajmniej z większą wiedzą o otaczającym ją świecie i z oznaczeniem, i z przygotowaniem drogi ucieczki, gdyby ta okazała się rzeczywiście wyjściem ostatecznym. Postanawia przy tym zachować daleko posuniętą ostrożność.

Cd Horyzont zdarzeń - Akrecyjny dysk