JustPaste.it

Walonkowo-kufajkowe kompleksy „elit”

 

 

 

fot: pixabay.comfot: pixabay.com

 

 

Część Czytelników zarzuci mi zapewne, że jestem zbyt monotematyczny, ponieważ po zeszłotygodniowym tekście Łże-elity w agonii dziś będę kontynuował ten niewdzięczny i odstręczający temat, zajmując się znowu tymi dyplomowanymi lewackimi chamami. Na usprawiedliwienie powiem, że kiedy pisałem artykuł do poprzedniego wydania „Warszawskiej Gazety”, nie mogłem przewidzieć, że czerscy po raz kolejny i tym razem już zupełnie bez żadnych hamulców zademonstrują swój pogardliwy stosunek do Polaków, tak pisząc o wiceministrze Patryku Jakim: „Dziś wiceminister i wróg Gronkiewicz-Waltz. A w młodości stał pod blokiem”. Internet zahuczał z oburzenia, a hasło „stałem pod blokiem”stało się pretekstem do zademonstrowania michnikowszyźnie tego, co myślą o tych samozwańczych elitach III RP tak zwani zwykli Polacy.

Skąd ta ogólnonarodowa furia skierowana przeciwko Michnikowi i spółce? To proste. Większość z nas wychowała się w blokach i często mieszka w nich do dziś. Jeżeli doliczymy do tego Polaków, którzy „stali pod stodołą”, bo i mieszkańcy wsi oraz ich potomkowie gniewem zareagowali na zademonstrowaną i nieskrywaną pogardę do naszego narodu, to śmiało można powiedzieć, że niemal cała Polska pokazała środowisku „Gazety Wyborczej” gest Kozakiewicza i odpowiedziała mu chóralnym WON!

Już tak to jest, że coś przez długie lata wisi w powietrzu i coraz bardziej gęstnieje, stając się w końcu mieszanką wybuchową, która w pewnym nieprzewidywalnym i najmniej oczekiwanym momencie detonuje na skutek tylko jednego zdania, przecież nie bardziej obraźliwego niż te wypowiadane wcześniej. Lont po prostu się dopalił i Polacy głośno dali wyraz, że już dość mają tego całego salonu III RP. Odwołując się do komedii Stanisława Barei Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz, Polacy nie chcą już spożywać tego śmierdzącego kurczaka podawanego brudną ścierą przez sprzątaczki z Czerskiej, a Michnik i spółka mają już poobrażane nie tyle wszystkie sklepy w Polsce, ile wszystkie grupy społeczne.

Fala demonstrowanej nienawiści wezbrała w 2015 r., kiedy to piewcy i beneficjenci III RP przegrali wybory parlamentarne i prezydenckie. Wszyscy pamiętamy tę falę pogardy, kiedy ruszył program Rodzina 500+ i rodzice wraz z dziećmi mogli, czasem po raz pierwszy w życiu, wybrać się wspólnie na wakacje nad morze. „Wakacje nad Bałtykiem? Mamy najazd Hunów” – pisał kierowany przez folksdojcza Lisa niemiecki „Newsweek”. Z kolei salonowa słodka idiotka Agata Młynarska żaliła się na Fecebooku: We Władysławowie jest totalny armagedon – zjechali wszyscy państwo Kiepscy z rodzinami i przyjaciółmi. […] Szukam miejsc bez ludzi, z dala od tych, którzy niszczą ten rajski kawałek Polski. Kiedy jeszcze rządziła koalicja PO-PSL, a salon III RP miał się całkiem dobrze, Michnik dawał upust swojej pogardzie i nienawiści do zwolenników opozycji, mówiąc w wywiadzie dla putinowskiej „Komsomolskiej Prawdy”: – Wolność jest dla wszystkich, dla mądrych i głupców, i dla swołoczy. Są idioci, którzy twierdzą, że nie ma niepodległej Polski, natomiast istnieje projekt niemiecko-rosyjski. To są ludzie z ogrodu zoologicznego z bezmyślnym kompleksem antyrosyjskim.

Jak widzimy, dla Michnika wszyscy inaczej myślący niż on to głupcy, swołocz i zwierzęta z zoo. „Gazeta Wyborcza” nie oszczędziła nawet polskich matek i piękna płynącego z macierzyństwa. W dodatku do „Wyborczej” „Wysokich Obcasach” tak pisał guru salonu III RP i postępowych katolików, filozof i historyk religii, prof. Zbigniew Mikołejko z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN:

One stały się częścią armii Kaczyńskiego, co pokazuje statystka, bo 54 proc. kobiet w wieku rozrodczym poparło PiS. Zostały kupione za te 500 złotych i mają w nosie naszą wolność. […] Ich winy są najzupełniej oczywiste. Te nigdy niedomknięte furtki. Dzieciaki puszczone samopas, gdziekolwiek, a najlepiej na mój trawnik. To ich durne puszenie się świeżym macierzyństwem, które uczyniło z nich – przynajmniej we własnym mniemaniu – królowe balu. Patrzę więc, jak to idą i gdaczą, jak stroją fochy, uważając się za Bóg wie co. Jak pytlują nieprzytomnie, gdy tymczasem ich potomstwo obrzuca się piachem albo wyrywa sobie nawzajem włosy. Dzieci najwyraźniej potrzebne im do tego, aby coś znaczyć. Być Kimś. Domagać się urojonych praw i zawieszenia społecznych reguł.

 

 

Niejako podsumowaniem tej pogardy i nienawiści do Polaków były te słowa profesorka Jasia Hartmana: – Miliony was, chamy, miliony. I co my mamy z wami zrobić? Ale przyjdzie na was czas. A jak nie na was, to na wasze dzieci.

Już najwyższy czas powiedzieć, skąd wzięła się ta nienawiść i pogarda do Polaków oraz wszystkiego, co polskie. To nie jest żadne poczucie wyższości, ale kamuflowany od lat z coraz mniejszą skutecznością wielki kompleks niższości. Ta cała bufonada i sztuczne krygowanie się na elity wynikają z głębokich kompleksów związanych z własnym pochodzeniem z nieprawego bolszewickiego łoża. Oni wiele by dali, by móc o sobie powiedzieć, że stoją pod blokiem albo pod stodołą. To uwolniłoby ich od haniebnych antypolskich przodków, którzy przybyli nad Wisłę z hordami bolszewickiej prymitywnej dziczy, odziani w cuchnące kufajki i walonki, z których do dziś wali smrodem i wyłazi z nich mentalna słoma. Ta ich przemożna chęć i pęd do podszywania się pod elitę oraz budowania na tym swojej pozycji także materialnej nie jest niczym nowym. Wielu ludzi nikczemnych i małych, a czasem zwykłych kryminalistów miało podobne ciągoty.

W polskiej komedii kryminalnej z 1989 r. zatytułowanej Konsul Piotr Fronczewski brawurowo odegrał rolę recydywisty, hochsztaplera i oszusta, który, mówiąc w skrócie, żył z tego, że podawał się za przedstawiciela elity. Kariera oszusta skończyła się dopiero wtedy, kiedy przelicytował, podając się za konsula Austrii, i zorganizował we Wrocławiu wystawny bankiet na swoją cześć. Scenariusz filmu oparto na losach postaci jak najbardziej prawdziwej. Chodziło o zmarłego w 1971 r. w więzieniu w Wołowie Czesława Śliwę, który wpadł, organizując we Wrocławiu fikcyjny konsulat Austrii, sam tytułując się konsulem Jackiem Silbersteinem. Przekręt wyszedł na jaw, kiedy rachunek za pobyt konsula w tymczasowej siedzibie mieszczącej się we wrocławskim hotelu Metropol przesłano do prawdziwej ambasady Austrii. Czesław Śliwa urodził się przed wojną w Rzeszowie jako Jacek Silber i niemal całą niemiecką okupację przeżył w podrzeszowskiej wsi ukrywany przez polską rodzinę Śliwów, którzy dali mu nazwisko. Za kratki trafiał zawsze z powodu oszustw i wyłudzeń polegających na podawaniu się za kogoś znaczącego, wykształconego i tym samym godnego zaufania. Podczas procesu Śliwy wielu pokrzywdzonych nie zdecydowało się zeznawać. Nie chcieli wystawiać się na pośmiewisko z powodu własnej głupoty, naiwności, łatwowierności, a także pazerności i próżności, która popchnęła ich do robienia kariery i ogrzewania się w blasku fałszywego austriackiego konsula.

Środowisko „Gazety Wyborczej” to taka szajka fałszywych Silbersteinów, którzy nie tyle więzienny drelich, ile walonki i kufajki swoich przodków za wszelką cenę pragnęli zamienić na garnitury i smokingi, podszywając się pod elity, by w ten sposób urządzić sobie wygodne życie kosztem tych, co „stali pod blokiem”. W ciągu ostatnich lat liczba czytelników organu Michnika, licząc ostrożnie, spadła o kilkaset tysięcy. I to oni wydają się być dzisiaj w najlepszej sytuacji. Już teraz wśród nich coraz częściej pojawiają się tacy, którzy wypierają się tego, że przez lata codziennie rano biegali do kiosku po egzemplarz „Wyborczej”, by dowiedzieć się, co mają mówić i myśleć. Ich powoli zaczyna doganiać potworny wstyd i dlatego bronią się, idąc w zaparte i wypierając się, że kiedykolwiek „Wyborczą” brali do ręki. Jednak w najgorszej sytuacji są mianowane przez Michnika autorytety, celebryci i komedianci zwani artystami, którzy zdecydowali się robić kariery, ogrzewając się w blasku Silbersteinów z Czerskiej. Oni nie mają najmniejszych szans na pójście w zaparte i zaprzeczenie swojej wielkiej głupoty, pazerności i antypolskiej służby u boku skompromitowanych wrogów Polski i Kościoła katolickiego. Co najsmutniejsze, wśród tych pożytecznych idiotów nie zbrakło osób duchownych, w tym biskupów. A przecież poeta przestrzegał:

Poeta pamięta. Możesz go zabić – narodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy. Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy. I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

 

Źródło: Mirosław Kokoszkiewicz