JustPaste.it

"Gdyby nie było Boga, należałoby go wymyślić" powiedział Voltaire

"Gdyby nie było Boga, należałoby go wymyślić", tak powiedział Voltaire (Wolter). Popierał ateizm, potępiał kościół, stawiał na sceptycyzm i wierzył w istnienie Boga. Czemu?

"Gdyby nie było Boga, należałoby go wymyślić", tak powiedział Voltaire (Wolter). Popierał ateizm, potępiał kościół, stawiał na sceptycyzm i wierzył w istnienie Boga. Czemu?

 

 

Wiara, to nie tylko wartości moralne, to także wartości duchowe. Wartości moralne można czerpać z innych źródeł i będą one, tak samo dobre, chociaż nie wynikają z dziesięciu przykazań. Z pozyskaniem wartości duchowych, jest znacznie trudniej, a w ciężkich czasach, one nie będą tak dobrze służyły, jak te wynikające z wiary.

 

Może warto uwierzyć? Wiara daje siłę do życia, spokój ducha i nadzieję.

  • Głęboka duchowość, nie tylko chrześcijańska, pozwala poświęcić czas, a nawet życie dla czegoś ważnego, nie dającego wielkich zysków. Jak bardzo to potrzebne: zaangażowanie rodzica w wychowanie dzieci, świetni lekarze (Przyjaciel przewrócił się i myślał, że złamał zebro (zrobiono mu prześwietlenie), nie było złamania. Lekarka przejrzała wyniki i zaproponowała, aby jednak został w szpitalu. Gdy się zgodził, powiedziała „dobra decyzja”. Od jakiegoś czasu czuł się zmęczony (odkładała mu się woda w organizmie). Po tygodniu ważył dwanaście kilo mniej i wczoraj zadzwonił do mnie szczęśliwy i z energią, z domu), tu może być inne działanie, jednak takie życie, to nie tylko praca dla pieniędzy, ale to jakaś „życiowa misja”. Można to nazwać karmą, predyspozycjami do tego czegoś, pasją lub inaczej. Są tacy ludzie, jak twórca pierwszego japońskiego wielkiego słownika Otuki Fumihiko w XIX wieku. Jeden człowiek stworzył słownik z setkami tysięcy słów i ich wyjaśnieniem (morze słów). Benedyktyńska praca na całe życie. Czuł jakąś misję do spełnienia, i nie było nagrody, pieniędzy, ani sławy, jedynie koszty i świadomość, że to potrzebne ludziom. U nas był Estreicher i jego bibliografie. Poprawnie ukierunkowana duchowość chrześcijańska pozwala wierzyć w to, że dobry Bóg ma na nasze życie plan, chce abyśmy byli szczęśliwi i robili coś dobrego, i ewentualnie wielkiego. Można realizować swój plan z pełną wiarą, że to plan Boży.

Wszystkich ludzi spotykają problemy i tragedie, i ich bliskich też. Logika mówi, że mamy swoje życie, a tych dodatkowych obciążeń, nie damy rady unieść. Z wiarą intensywniej odczuwa się wagę naszych codziennych decyzji, łatwiej podejmuje się trudnych zadań, czy wchodzi z większą energią w codzienny kierat. Wiara obniża poziom stresu, niweluje każdy lęk. Co może nas spotkać najgorszego, to śmierć. Śmierć nie jest czymś najgorszym, gdy wierzy się w to, że tu cierpienie i śmierć, mogą dać życie wieczne – czy to źle, jeśli ktoś w to wierzy? Z drugiej strony tego medalu, Bóg stworzył piękny świat i warto to zauważać: kwiatki, wiewiórki, ptaszki, zachód słońca, możliwości materii i być twórcą, choćby ładnie przygotowanej kanapki. Wielu fizyków, trzymających się prawdziwej wiedzy i ją rozwijających, wierzy w Boga.

Siłę do działania czerpać można z emocji, kompleksów, perwersji, a nie wartości duchowych, więc można działać: z nienawiści lub sympatii (do jakiejś partii politycznej, konkretnej osoby, grupy), z głodu pieniądza, potrzeby sławy, czy z innego pożądania. Motywację można wzbudzić na chwilę wizytą u „guru”, czy z podręcznikiem wizualizacji, a duchowo wzmocnić się narkotykami (piosenkarze to robią), czy wizytą u wróżki. Siłę czerpie się też z pasji i z otrzymanego wychowania, ale wtedy, gdy miało się mądrych rodziców (ilu jest takich rodziców? Niewielu.). Stres można zapijać wódką; złość i depresję wyładowywać na rodzinie, angażując się w sport, czy jogę, ale można też uspokajać negatywne emocje modlitwą.

 

  • Odpuszczanie innym, daje spokój ducha. „I odpuść nasze grzechy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Przestaje człowiek rozliczać przeszłość, rozmyślać o przeżytych kiedyś krzywdach. To katharsis, oczyszczenie się ze złych doznań przeszłości. Żyje się teraźniejszością i przyszłością, nie zapominając tamtego zła. Po prostu, tamto już nie rani. Nie wraca się myślami i negatywnymi emocjami do tamtych odczuć, i ma się wewnętrzny spokój. Można pójść do psychoanalityka, psychiatry, terapia jest tu dłuższa i kosztowniejsza, i raczej mniej skuteczna. Można pójść do energoterapeuty, coacha, odczyniacza uroków (bo czujemy, że coś nam ciąży), lub opowiadać o tym i popłakiwać, aby nam ktoś współczuł. Tu odwołujemy się do Boga, do którego możemy zwrócić się w każdej chwili i wszędzie, a nie do rąk pana Wiesia, czy umówionego za dwa tygodnie spotkania z terapeutą.

 

  • Nadzieja, ona daje optymizm. Nadzieja na to, że życie ma większy sens, niż to tutaj, a czasem to tu, nie jest nawet ciut, ciut takie, jak w amerykańskim filmie. I wiara w to, że ktoś nas kocha, Bóg. Jednak kocha i chce, by było nam dobrze. To zachęca do działania, stawania się doskonalszym, znoszenia trudów i bycia wdzięcznym za to, co dobrze zrobiliśmy, czyli za to, jacy jesteśmy wspaniali. Każdy coś umie, aby umiał to jeszcze docenić. Ilu ludzi wierzy, mając problemy, że są beznadziejni (bez nadziei). Dzieci Boga.

 

Może warto uwierzyć w Boga z egoizmu, na samym końcu drogi? Wiara daje spokój, pogodzenie z nieuniknionym końcem i jednak jakąś nadzieję. Dlatego ateiści, nawet ci karzący wcześniej innych za ich wiarę (Jaruzelski, Oleksy), sami przed śmiercią przyjęli Boga i sakramenty.

Może warto, kierując się egoizmem, uwierzyć w Boga wcześniej? Powierzchowna wiara, daje samozadowolenie i umożliwia łatwe wypranie sumienia. Ile kosztowałoby to u psychologa? Tu spowiedź i uzyskujemy odpuszczenie grzechów. W swojej świadomości jesteśmy czyści, skrzywdzeni, już nas nie obciążają. Można wziąć ciało pana Jezusa i duchowo połączyć się z istotą boską, i robić to samo co wcześniej, mając w nosie „Dziesięć przykazań”. A można też bronić kościoła, i nawet Boga, klnąc na niewierzących i wygrażając im (Bóg, sam nie może się widocznie obronić). Jakie to „odprężające”, że jesteśmy „lepsi” i czeka nas życie wieczne. Gdy zdarzy się skrobanka, łapówa, inny „wypadek”, to będzie epizod. Wystarczy zrzucić to na kapłana przy spowiedzi. Powierzchowna wiara, daje wiele korzyści duchowych, nie zajmując czasu, tu: na modlitwy (chyba, że to lubimy, kochamy się w powtarzanych słowach, brzmieniu ich, to już dewocja?). Nie marnuje się też czasu na przemyślenia nad swoim życiem. Chce się wszystkiego, bo nam, dzieciom Boga, to się należy. Wystarczy zapamiętać kilka zdań ze świętej księgi: „… bądźcie płodni i mnóżcie się; zaludniajcie ziemię i miejcie nad nią władzę”. Znaczy to, bierzta z życia, ile da się wyrwać. „… Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Konieczie chodzić do spowiedzi, do odpowiedniego księdza :).

 

Wiara aplikowana w kościołach, to inny temat i czasem mroczny, gdyż często stawia się na duchowość dewocjonalną, a nie duchowość chrześcijańską.

Istnieją dwie skrajności, wcale nie marginalne, ale jakby masowe. Straszy się grzesznością i tworzy poczucie winy za błahe czyny lub ich brak (brak modlitwy za proboszcza, czy osoby grzeszące w kościele), i jednocześnie twierdzi się głośno, że powinniśmy dążyć do świętości, naśladując Jezusa. Mówi się o pięciu zasadach dobrej spowiedzi i trzeba starać się być bardziej świadomym swoich grzechów, i starać się, by ich nie powtarzać. I to przy świadomości, że jesteśmy grzeszni i tego nie zmienimy, a jedynym człowiekiem bezgrzesznym, był Jezus. A wystarczyłoby powiedzieć, Przestrzegaj dziesięciu przykazań i staraj się być dobrym dla siebie, i innych. I może powiedzieć, dlaczego to jest dobre i warto to wdrażać.

W innych kościołach, grzeszność traktuje się jako coś oczywistego, jako cechę każdego człowieka, więc i księdza, którą trzeba akceptować w tym, złym świecie, a idealny świat ma dopiero nadejść, po śmierci. Spowiedź, to rozgrzeszenie bez poczucia winy i zadośćuczynienia, a nawet refleksji. Można dalej robić to samo, bo jesteśmy grzeszni (wszyscy). Po spowiedzi, jesteśmy czyści. Przypomina to stosowaną na życzenie aborcję, jako metodę antykoncepcji. Tu także, mówi się o dążeniu do świętości, jednak nie mówi o tym, jak dążenie do świętości wygląda i wynika, że to modlitwa. Nie mówi się tu o pięciu zasadach dobrej spowiedzi, a szczególnie o niepowtarzaniu w przyszłości tych samych grzechów i zadośćuczynieniu.

W obu przypadkach nie trzeba proponować wiernym realnych rozwiązań, by ich życie było lepsze. Nie trzeba rozmawiać z człowiekiem o jego problemach i ich przyczynach, wystarczy administracyjnie dać rozgrzeszenie i symboliczną „karę”. Czy to zmieni tego człowieka? Czy bliskim łatwiej będzie z nim żyć? A temu komuś z bliskimi? Jemu samemu, że sobą? To nie jest ważne. Ważne jest to, aby przychodził do kościoła. A czy jest i czas na takie rozmowy, gdy stoi kolejka do spowiedzi?

W kościołach podnoszą wiernych na duchu antyczne teksty, podniosłe, poważne pieśni a wszyscy są tam smutni i tak powtarzają modlitwy, ale ze słyszanych słów wiadomo, że Bóg jest miłością, a nas czeka życie wieczne, ale nikt, w to „chyba nie wierzy”. Nie czuć w kościele, że Bóg ma dla nas misję, że nas kocha, i że jest dobry, że taki jest kościół. Albo wymaga się od nas za dużo, albo za mało i nie daje się nam boskiej motywacji do kształtowania siebie i świata. To nie jest łatwo wierzyć naprawdę w istnienie Boga.

Czy można żyć, bez wiary? Bóg nie jest potrzebny, gdy ktoś jest mniej więcej zdrowy, czuje się bezpieczny i ma wygodne życie. Bóg jest prawie, że niezbędny człowiekowi, gdy jego życie jest beznadziejne, gdy takim się staje, a on nie widzi możliwości, aby to zmienić. Mamy tragedię z ilością samobójstw dzieci, nie z powodów: choroby, biedy, a z istnienia „nierozwiązalnych” problemów duchowych. A co zrobić, gdy życie staje się straszne nagle, np. śmierć w rodzinie… .

W przeszłości życie ludzi było cięższe, zależne od przyrody i zdarzeń, wtedy Bóg był niezbędny. Rolnik, gdy pogoda nie sprzyjała, gdy zbiory były małe i wiedział, że nie wyżywi rodziny, odczuwał nie do wytrzymania stres, który przenosił się do następnych zbiorów? I były tragedie: gwałt, pożar, choroba. Wiara dawała duchowe rozwiązania dla tych trudnych spraw. Dziś z łatwym dostępem do jedzenia (u nas), nieurodzaj to nie tragedia. Nawet trudno wyobrazić sobie głód. Gwałty są rzadkie i jest wtedy dostęp do psychologa i policji. Jednak nowe czasy, tworzą nowe wewnętrzne tragedie i nowe przyczyny depresji.

 

Trebor poruszył jeszcze jedną, istotną sprawę. Człowiek musi w coś wierzyć. Można wierzyć w jakąś partię, że ona chce dobrze: PIS, PO, czy w inną, zamiast rozliczać je z obietnic. Można wierzyć w państwo opiekuńcze, w to, co mówią w TV, jako w prawdę; w duchowe siły wszechświata; we wróżki; w zabobony i unikać czarnego kota, i odpukiwać w niemalowane drewno. Można wierzyć, że nie istnieje Bóg.

Na świecie jest może i miejsce dla tych, którzy wierzą w Boga? Komu oni szkodzą? Wśród nich, są naprawdę wierzący. Tych podziwiam. Oni ograniczają siebie, a nie ograniczają innych, gdyż wierzą, że to oni powinni przestrzegać dziesięciu przykazań. Stąd nie potrzebują dużo pieniędzy, życia nad stan, a często pracują dla innych, bo widzą w tym głębszy sens, zamiast myśleć o sobie. To nie jest proste życie. Często robią jeszcze coś dobrego dla innych, chociażby są bardziej życzliwi. Tak, niewierzący też tacy bywają i też kierują się moralnością, i być może nie ma też takich osób mniej w tysięcznej grupie? To może warto uwierzyć w Boga z tych innych powodów. Uwierzyć, jak Voltaire (Wolter) z rozsądku.