JustPaste.it

Rękopis znaleziony ma eioba

Jakiekolwiek podobieństwo do osób i zdarzeń jest absolutnie przypadkowe.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób i zdarzeń jest absolutnie przypadkowe.

 

 

Panował półmrok. Sala była pełna. Na scenie siedziała już orkiestra symfoniczna z pobliskiej remizy strażackiej. Stroili instrumenty. Reflektor zamigotał dwa razy, ale  wreszcie zapalił się i oświetlił nieruchomą twarz Marcina Sz. Ten uśmiechnął się nieśmiało i począł rzucać kwiaty, uśmiechy i uściski w zgromadzonych.

Zrobiło się ciepło, miło i przytulnie. Słychać było szepty, skowronki darły mordę, a podłoga zalśniła i pokryła się kroplami rosy.

Nie trwało to jednak zbyt długo, bo na scenę wkroczył Dyl, który  każdemu też rzucił po wiązance. Podłoga zaskrzypiała i się wygła .  Skowronki dla niepoznaki przebrały się za kanarki i udawały cytryny.  Zrobiło się cicho, a ktoś powiedział, że jest jak makiem zasiał. Wtedy pokrzywiony złożył  obywatelski donos na nos do prokuratury  i się zaczęło. Przesłuchania, rewizje, areszty wydobywcze. Dopiero ktoś zaśpiewał "Czerwone maki pod Monte Casino". Wtedy Ziobro zajrzał do swojego kapownika i stwierdził, że pieśni patriotyczne i religijne nie podlegają karze. Na razie, ale i tu zaostrzymy kary I odpuścili.   Pokrzywiony  się powyginał i obrócił kota ogonem.

Sytuację szybko uratował Gnostyk reklamując Godowiankę, nową wodę mineralną o niezwykłych walorach smakowo-zapachowych i zdrowotnych. Prawie wszyscy się upili, ale poetycko.

Za oknem widać było przyczepę na której stał mały wiejski drewniany kościółek. To własność Zakwawarskiego. Jego posag na nową drogę w ojczyźnie. Na drzwiach byłej  świątyni wisiała kartka "Tanio ci tego nie sprzedam i numer telefonu do ojca dyrektora"

Barkarz szybko wyskoczył i kilka pstryknięć z przodu, z tyłu i z boku, po czym wsiadł w samolot by zrobić zdjęcia od spodu. Wtedy z kościółka na zdjęciu zrobi się katedra.

Henear wyprostował się, a plecy trzasły niemiło. I wtedy profesor Miodek trzasnął go w łeb znienacka. Zrobiło się niebezpiecznie. Odda, nie odda, odda, nie odda. Bukmacherzy zaczęli przyjmować zakłady, ale Henear tego nie zauważył i poszli z torbami.

Jan Staszica zdjął okulary i zaczął polerować swój kamień filozoficzny. Po czym je  założył, przyjrzał się i uznał, że jest dobrze, choć mogłoby być lepiej.  Znacznie lepiej.

Drzwi z łoskotem się otwarły. Na salę wkroczyli panowie Howadek i Wiesław Henryk  Lipski i wlekli  wielkie liczydło z kukułką. Kukułka nawalona jak szkop pod Stalingradem nie chciała jednak zdradzić ani liczby pierwszej, ani drugiej. Alkomat pokazał 9 koma 999 promil i zamienił się w aksjomat. Kukułka postanowiła zostać posłanką, bo ma 3 w D i krew rasowego parlamentarzysty.

Coś zaszeleściło i przez salę przeszła wianeczek zwiewnie, delikatnie niczym tornado, a biło od niej lodowatym żarem i radosnym smutkiem. Spojrzała  z łagodną wściekłością i oddaliła się wolniutko jak struś pędziwiatr.

Robertr zdobył lokalnego Oskara za film, ale za nic na świecie nie chciał mnie zaszczepić przeciw wściekliźnie co uznałem za zamach na moją wolność osobistą.

Magicdog powiedział wtedy, że tak to jest jak pies nam nie ufa.

Juliusz II jak zwykle wpłaciła 1 procent swojego podatku na konto Kulczyka, bo słyszała, że Gowin umarł z głodu.

Joanna E miała osobliwą hibernację, bo jej nos przymarzł do szyby i musiała biec za autobusem .

Za stołem siedziała Nokiaasia. W jednej ręcę trzymała nową nokię, a w drugiej krótko  swych mężów. O mało im oczy z orbit nie wyszły.  Jeden śpiewał sopranem, drugi barytonem, a trzeci barometrem.

VIVI nie wytrzymała i pokrzywiona niczym ogórek w beczce załopotała rzęsami. Nie wiedzieć dlaczego nagle wyprostowała się i skorolaniała korodując, albo odwrotnie.

Adam Jezierski spojrzał na zegarek. Ten stał. I błysk w oku jak u Archimedesa. Nawet zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje dokładnie czas - odnotował w kajeciku i zaczął wyciągać stare książki o niczym,  które przepisuje do sieci.

Pewien znany i płodny mikro arystokrata gdy zobaczył 2 zera na drzwiach toalety poczuł się jak u siebie w domu. I całą noc kopiował. I mu się udało. Kopiował Talesa z Miletu i wyszedł mu jak zwykle Sedes z Porcelitu.

Orkiestra zagrała obertasa z przyśpiewkami, okrzykami i przytupem. Na scenę wkroczyli pan Zdzisław i Zbigniew. Elegancja, szyk i prezencja. Kruczoczarny wąs pana Zdziska i blond loczki pana Zbyszka robiły wrażenie nawet  na niektórych panach. Panie zaczęły masowo omdlewać. Gnostyk polewał swoją wodą, wspomniany fizyk Adam  podłączył elektrowstrząsy. Nic nie pomagało.

Czar i urok panów ze szczeciną był tak silny, że dopiero egzorcyzmy księdza Andrzeja, jego żarliwe modlitwy wstawiennicze i  broszurki w promocji za 1.50 plus VAT doprowadziły owe panie do używalności  społeczno-polityczno-rodzinno-religijno-rozrodczej.

Wreszcie można było zaczynać konkurs tańca. Pierwsza para - Zdzisław i Zbysław wywołała  rozgorączkowany entuzjazm. Bisowali 600 razy, tyle ile mają odsłon.  Wycieńczeni, spoceni, głodni i spragnieni odsłon jak kania dżdżu wczołgali się na scenę.

- litości - krzyknęli - już nie dajemy rady.
- gówno nas to obchodzi - krzyczał rozentuzjazmowany tłum - tak długo będziecie tańcować aż się nauczycie.

Przy barku na wysokich krzesłach usadowił się Seta, wypił trzy setki duszkiem i piwo  o 12:12, po czym uparł się, że poprowadzi Pendolino do Warszawy. Na szczęście zadowolił się jazdą na rowerku po ladzie.

Ksiądz Andrzej jak zobaczył pedały w rowerku padł jak rażony piorunem. Przyjechało pogotowie tyle, że gazowe.  Dokręcili mu szajby sztamajzą i owinęli szprajc przez lochowanie pufra, założyli trychter  na szoner.  Gwarancji, że będzie  z nim lepiej jednak nie chcieli dać.

Kolejny konkurs był na inteligencję. Zjadanie pączków na czas. Najlepszym okazał się Zdzisław, który zajął wszystkie trzy miejsca na podium. Przez 3 doby przeleżał nieruchomo, aż zgred z blyskotkiem w oczach i po kostki w błocie przyjechał  spychaczem i zapchał go do zrozpaczonej żony i dzieci. Mało brakowało by uciekła do dżihadzistów z wyposzczenia seksualnego.

Zbliżała się kobra noc i pojawił się zgred, stęskniony za komuną, wczasami, talonami, kartkami, swoim przedszkolem  i  za doświadczonym przyjacielem. Wtem jak coś we mnie nie pierdyknie.  Obudziłem  się i "zaczełem pisać"