Harasymowicz jest spostrzegawczy i stosuje interesujące przenośnie.
Budzenie się poranku / Jerzy Harasymowicz
Najpierw pokaszluje
stara ikona
Potem
dzwonią w piecu
Potem
pieje czajnik
Potem
zaprzęgają stół
krzesła ruszają z kopyta
I dymi kawa
i nowy dzień
otwiera nóż.
Harasymowicz jest specyficzny, to nie „wielki” poeta, ale jest spostrzegawczy i stosuje interesujące przenośnie. Na życie można patrzeć i w nieoczywisty sposób: pokasłuje stara ikona – matka; pieje czajnik, jak kiedyś o świcie piał w zagrodzie kogut. A życie, ono może być powtarzalne, tak jak w reżimie więzienia, powtarzalne w codziennych dźwiękach, czynnościach i może być ono straszne (niewolnicze) w oczekiwaniu tego, co będzie treścią dnia. Wiersz jest też optymistyczny, wskazuje że można w życiu czytelnika coś zmienić, a może, że koniecznym jest, by coś zmienić w odbiorze tego, co jest na zewnątrz, więc należy coś zmienić w samym sobie i tak, zmienić spojrzenie na świat. Typowy poeta szkolny, roztkliwia się nad świegotem ptaszków, kolorami badylków i cudem romantycznej miłości, i cudownej onej, czy też biadoli nad końcem miłości i odczuwaną stratą, trawiącym go bólem i zawodem, pisze często z nadęciem o tragizmie wojny, o walce i śmierci. A Harasymowicz pokazuje możliwość dręczenia zwyczajnego życia czy piękna tego zwyczajnego życia, gdy dostrzegamy to coś, ulotnego i nieoczywistego. W poezji PRL-u tramwaje śpiewały dźwiękiem szyn, wioząc szczęśliwych pracowników do pracy, budowały się domy, idące w chmury, a szczęśliwe społeczeństwo budowało nowy doskonały system. A dziś w poezji reklam, to kawa uszczęśliwia i nastraja do pozytywnego odbioru dnia, tak jak tabletki, które także leczą ból, bez znaczenia jego przyczyny (złamałeś rękę, boli – łyknij tabletkę). Co jest bardziej prawdziwe i bardziej wartościowe, i co zachęca czytelnika do przemyśleń: Harasimowicz, propaganda, reklamy, wierszyki szkolne?
Dlaczego pada śnieg? / Jerzy Harasymowicz
Raz w niebie dwaj święci przy grze w domino
powiedzieli sobie: ach, ty taki synu.
Co gdy usłyszał Archanioł Michał,
to zaraz wsiadł na bicykl,
kłuł go ostrogą, ciężko wzdychał.
I przyjechał Michał, i tych świętych zabrał do mieszka,
choć się za nimi wstawiała
ich siostra Agnieszka.
No i tak, święci bez pasków, bez sznurówek,
w błękitnych kalesonach, wśród więziennych dachówek,
święci się nudzą, siedzą we dwóch
i wyrywają sobie święci
z brody siwy puch jak najęci.
Może tak jest z tym śniegiem, a może nie, ale miło się to czyta, choć wie się, że to nie prawda. I może właśnie dlatego, tym przyjemniej się to czyta?
Harasymowicz pięknie pisał o Bieszczadach, kochał to miejsce. Jesień jest piękna w Bieszczadach, kolory jesieni, ale i odległe mgły, i te wijące się wśród nóg, jak płaty waty. Napisał dla siebie takie epitafium.
„Kiedy jak buki na mróz serce mi pęknie
połóżcie mnie na wóz z widokiem na Bieszczady
na wielki pożar gór na wielką jesień
którą sam roznieciłem pisaniem
Niech ten wóz sam jedzie w zawieję liści
Niech tam na wieki zostanie”.
To, co jest najważniejsze w życiu, to ta zewnętrzna codzienność (często brzydka) i nasze nastawienie do życia. Rozterki miłosne nie mają znaczenia, one mijają i nadchodzi spokój, a przybywa doświadczenia życiowego, o którym nie piszą w szkolnych wierszach. To nie ekscytacja wojną i bohaterstwem, ale odwaga prostych czynów. To wesołe gwizdanie czajnika, które czujemy w sobie, wchodzące w nas rano przez uszy. Niech nowy dzień otworzy oczy i popatrzy na nas, głaszcząc nas promieniami słońca, jak uśmiechem. Dobrej pogody ducha, nie tylko na święta, ale by była ona z nami i odradzała się po każdym zwątpieniu.