JustPaste.it

Polskie bagienko - czyli krótka rozprawka o polityce.

 

 


 

Partie_2.png

Do napisania tego tekstu i zawarcia w nim swoich przemyśleć pchnęła mnie rozmowa, którą jakiś czas temu miałem przyjemność przeprowadzić z osobą w podeszłym wieku. Tak się złożyło, że początkowo zupełnie niezwiązana z polityką rozmowa - żyjąc własnym życiem - zeszła w końcu na temat naszego kraju, jak i osób nim rządzących.
Mój rozmówca po zadaniu mi pytania z pokroju "za którą partią/programem jestem" usłyszał odpowiedź "za żadną" oraz dalsze rozwinięcie tematu, przez co nie mógł się nadziwić, że można interesować się i w jakimś stopniu uczestniczyć w politycznym życiu, jednocześnie nie identyfikując się z żadną partią czy programem.
Cała sytuacja - choć jest prosta jak drut - nasunęła czy też ukierunkowała moje myśli w stronę rozważań na temat polskiej polityki oraz tego dlaczego wygląda tak a nie inaczej. Jako, że tematy polityki są bardzo kręte i łatwo zboczyć z właściwej drogi wysuwając błędne wnioski z prawdziwych przesłanek postanowiłem uporządkować swoje przemyślenia na zasadach indukcji myślowej: od ogółu do szczegółu.

 

 

Naród jako ogół


Jako, że żyjemy w państwie demokratycznym - choć pojawiają się głosy o braku demokracji, czy też tak zwanej "demokracji korupcyjnej" - można śmiało założyć, że naród ( czy tez szersze pojęcie w postaci ludzi uprawnionych do głosowania) stanowi początek, swoiste źródło władzy w naszym kraju. To właśnie on odpowiada za wybór ludzi, który będą nami rządzić w najbliższym czasie i właśnie w nim należy dopatrywać się odzwierciedlenia obecnej sceny politycznej Polski.
Nie trzeba być politologiem, ani nawet zbytnio interesować się polityką, żeby zaobserwować pewną ciekawą zależność występującą w naszym kraju: polska scena polityczna jest bardzo hermetyczna i niezależnie od tego kto rządzi, ciągle możemy obserwować tych samych ludzi "przy korycie". Oczywiście zdarzają się chwilowe "przebicia betonu" w postaci np. Nowoczesnej, Kukiz 15 czy Ruchu Palikota, jednak mają charakter tymczasowy i koniec końców cieszą się coraz to mniejszym poparciem, aż do zepchnięcia na margines.
Taki stan rzeczy jest tym bardziej zdumiewający jeżeli weźmiemy pod uwagę ogólny poziom niezadowolenia w społeczeństwie wynikający z obecnych czy też poprzednich rządów PIS, PO, PSL czy obecnie nieuczestniczącego w życiu politycznym SLD.
Więc skąd znienawidzone przez naród partie polityczne czerpią tak duże poparcie i w jaki sposób potrafią "wygryzać" nowo powstające partie opozycyjne?
Warto zacząć od wymienienia najbardziej fanatycznej grupy wyborców - twardego elektoratu partii głównego nurtu. Nieraz słyszałem gdy starsi ludzie ( oczywiście nie tylko starsi ) wypowiadali słowa w stylu "głosuj na PIS, bo to dobrzy ludzie bo wieżą, a PO to bez boga" itd... czy też w drugą stronę "PIS to ciemnogród i zaściankowość, trzeba być światowym, postępowym" itd... - czyli bezsensowne oddawanie głosu na partię kierując się wrogimi odczuciami przeciwko pewnym ideologiom. W pewnym sensie nie zwracanie uwagi na programy danych partii, a oddawanie głosu przeciwko komuś - najczęściej na największego oponenta przeciwnika ideologicznego.
Kolejną częścią elektoratu są ludzie dający się złapać na "100milionów Wałęsy" czyli wyborcze łgarstwa, kłamstwa, złote góry i opluwanie przeciwników. I może nie dziwiłbym się, że ktoś sie daje złapać na tego typu zagrywki, gdyby nie fakt, że jest to już polska tradycja wyborcza: przed każdymi wyborami politycy stymulują nasze ośrodki myślowe złotymi obietnicami zapewniającymi nam "pewny" profit w przyszłości, jeżeli tylko wygrają, a potem jak się kończy każdy wie.
No i ostatnia najbardziej liczna grupa - bananowy elektorat: czyli ludzie, którzy czują wstręt do tematów politycznych i nie interesują się bieżącą sytuacją na scenie. Najczęściej idą głosować bo mogą, a głos oddają na daną partię bo "babcia powiedziała to i tamto" lub "ktoś z rodziny dostał prace na państwowym stanowisku to zagłosuję na tych, którzy mu ją dali, żeby miał ja dalej".
Jednak czy wina za zabetonowanie polskiej sceny politycznej leży jedynie po stronie partii głównego nurtu?
Tutaj odpowiedź jest oczywista: nie. Najlepszym przykładem samo zwalczania się partii opozycyjnych jest Nowoczesna - mało kto potrafi dokonać samokompromitacji na taką skalę jak oni. Kolejną kwestią jest fakt, że niekiedy takie partie swoją popularność zawdzięczają kontrowersjom, które są nakręcane przez nich samych - jak "Pani" Grodzka z Ruchu Palikota. Jak mogliśmy zaobserwować taka popularność słabnie i przemija dosyć szybko.
Następną sprawą jest obiecywanie szerokich reform państwa, nie zwracając uwagi na faktyczną siłę partii w rządzie - jak dziś pamiętam Korwina krzyczącego o zniszczeniu UE po ogłoszeniu wyników z 5% dla jego partii w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Czy udało się mu dokonać zniszczenia UE każdy wie, i nawet przy pojawiających się głosach o rychłym końcu, eurokołchoz trzyma się całkiem dobrze. Takie puste, szalone obietnice powodują jedynie kompromitację w oczach wyborców i poczucie zmarnowanego głosu.
No i na koniec warto też wspomnieć co nieco o politycznym marginesie naszego kraju, często nurtach niesformalizowanych: Antifa, wszelkiej maści skrajna lewica, komuniści, Młodzież Wszechpolska i ONR ( choć w przypadku 2 ostatnich przyznam szczerze, że znajdzie się parę bardzo elokwentnych osób o sensownych poglądach). Jednym słowem ugrupowania plasujące się w najbardziej skrajnych formach danych światopoglądów, posiadające członków o bardzo dużym wahaniu stopnia radykalności i częściowym braku kontroli nad własnymi członkami. Często reprezentują archaiczne poglądy niedopasowane do współczesnego świata, przez co nie mogła liczyć na jakiś większy rozgłos.

 

 

Rząd jako szczegół


Czyli druga strona medalu - szczęśliwcy wybrani przez ogół społeczeństwa i uprawnieni do rządzenia nimi przez określony czas. W praktyce zaś możemy zaobserwować tych samych ludzi niezależnie od zmian władzy. Intrygi, układy, tematy zastępcze i nakręcanie spirali nienawiści w wojnie polsko polskiej - a wszystko to, żeby ogłupić i skłócić ze sobą wyborców, dać pozory możliwości wyboru, aby potem cichaczem móc załatwiać swoje interesy i bogacić się.

I na koniec coś od siebie


Tak więc jak ktoś zapyta mnie "za kim jestem" odpowiem, że jestem za zdrowym rozsądkiem. Samo twierdzenie że jakaś partia jest najlepsza i ślepe oddawanie na nią głosów uważam za pewną formę ograniczenia i ignorowanie faktu, że w pewnych kwestiach przeciwnicy mogą mieć lepsze rozwiązanie czy zwyczajnie rację. Mój światopogląd najbliższy jest Narodowej Demokracji - jednak nie w niezmienionej przedwojennej formie, a dostosowanej do obecnych czasów. Do tego nie boję się stwierdzić, że w pewnych kwestiach ktoś może mieć lepsze rozwiązania.

 

 

Źródło: galeandir(37)