JustPaste.it

Częstotliwość

Mężczyzna stał na szczycie zalesionego wzgórza. 

Chłodnym wzrokiem obserwował horyzont, kłębiące się burzowe chmury, będące zapowiedzią nadchodzącej ulewy. 
Stał tam sam i było mu zupełnie wszystko jedno. Zagrzmiało a niebo przecięło rozgałęzienie błyskawic.  
Zapalił papierosa, chroniąc ciepło w dłoniach. Łzawiły mu oczy a w gardle zalegała wielka gula żalu. 
Przełknął ją a ze spierzchniętych ust wydobyło się coś na kształt śmiechu. 
Najgorsze w jego sytuacji było to że wcale nie było mu do śmiechu, czuł raczej czarną rozpacz, czuł jak realizacja wszystkich problemów zbliża się do świadomości.
Czuł jej przenikliwe zimno, jej pierwsze krople, jej groźny, złośliwy pomruk, zdający się mówić "nie ma przede mną ucieczki". 
Mężczyzna wypluł zawilgłego peta i obrócił się w kierunku z którego przyszedł. Przy drodze czekał na niego podrdzewiały trabant. 
Jeszcze raz obejrzał się na nadchodzącą burzę i wsiadł, zatrzasnąwszy drzwi. 
Nie zostało mu wiele czasu. 

 

Rozstrojone radio z trudem złapało Polską stację, prezenter ostrzegał właśnie przed zagrożeniem pogodowym, niejaką "frontową burzą stulecia", ochrzczoną wdzięcznym mianem: "Kościuszko". 
Prawdopodobnie po to by po wszystkim było kogo obwinić. Na karoserii zabębniły pierwsze szybkie krople, włączył wycieraczki i zmienił stację. 
Grała jakaś rockowa kapela, jakiś stary znany numer sprzed dziesięciu lat. 
"Do zajechania" - pomyślał. 
Zrobiło się bardzo ciemno, chmury przykryły niemal całe niebo a deszcz przybrał na sile. 
Drętwiały mu dłonie a plecy przebiegł dreszcz. W lusterku widział swoje poszarzałe oczy, okalającą je siatkę zmarszczek. 
Minął tabliczkę z nazwą miasta, gwałtowny wiatr przeganiał z ulic spóźnionych ludzi. Wyrywał im siatki z zakupami, zdmuchiwał nakrycia głowy. 
Znalazł miejsce chroniące go przed ewentualnym gradem i zaparkowawszy, zgasił silnik. 

 

Odchylił się na siedzeniu i zamknął oczy, przez chwilę słuchając własnego oddechu. 
W ciemności widział przebłyski wspomnień, krzyk i śmiech, wrażenia życia. 
Potarł czoło, odgarniając z niego siwe kosmyki. 
Ręce trzęsły mu się lekko, jakby w oczekiwaniu. 

 

- W oczekiwaniu na co? - zapytał odbicia swojej twarzy. 
Odpowiedział mu grom, odpowiedział mu huk i rozdarcie nieba. 

 

 

Zapalił, w spokoju obserwując jak przelatujący znak drogowy z napisem "STOP" wbija się w sklepową witrynę. 
Widział zrywające się linie elektryczne, migające światła samochodów, jęk ich alarmowych syren. 
Włączył radio. 
Jeden z zaplątanych w aferę polityków, gwałtownie wypierał się wszystkich zarzutów, nie przebierając w słowach. 
Po dźwiękach, które można uznać by za szarpaninę, usłyszał krzyki i strzał z pistoletu. Dalsze krzyki, ciszę, jeszcze więcej ciszy a w końcu zmieszanego prezentera, mówiącego coś o "kłopotach technicznych".
Zmienił stację, tym razem przemawiał prezydent U.S. 
Mówił on o konieczności ograniczeń, o konieczności kontroli, o nowej wolności jaka ma zapanować po wygranej. 
O sytuacji w kraju i na świecie, o tym i o tamtym. 
Przekręcił gałką. 
"Podajemy ważny komunikat dla wszystkich osób, nie tylko kierowców" - zaskrzeczał natychmiastowo irytujący głos kolejnej samozwańczej radiowej gwiazdeczki. 
Mężczyzna żachnął się, mając kolejny raz zmienić stację. 
"I nie, nie, nie - proszę nie zmieniać kanału! Ta wiadomość jest właśnie dla ciebie..." - ponownie odezwał się denerwujący głos.
- Akurat... - pomyślał mężczyzna. 
"Wiem co sobie teraz myślisz" - kontynuował głos - "Myślisz sobie że to koniec, że już nic w twoim życiu nie zmieni się na lepsze...
- Oh, to pewnie ci nowi sekciarze.
"...jednak, prawdopodobnie mylisz się! - głos zaśmiał się pociesznie - bowiem nic nie jest ustalone, wszystko zależy od ciebie."
- Wszystko? 
Wydawało się to prawie niemożliwe, ale deszcz przybrał jeszcze na sile. 
"Przyszłość dzieje się teraz!" - wykrzyknął głos - "Chcesz ją zmienić, zmień o niej myślenie!" 
Mężczyzna zastanowił się jaka stacja ryzykuje straceniem tak wielu słuchaczy, zapraszając do studio takiego wariata.  
Niespeszony głos, kontynuował: "Obyście nie byli sądzeni przez siebie, obyście nie musieli nosić w sobie żalu..."
- Dość tych głupot - wyłączył radio. 

 

Siedział znów w ciszy, która tym razem wydała mu się złowroga. Sięgnął po plastikowy kubeczek z resztką zimnej kawy, biorąc gorzki, nieprzyjemny łyk. 
Na ulicę pełną wichru i deszczu wybiegła para młodych ludzi. 
Zaczęli się całować i... tańczyć. 
Sukienką dziewczyny targał agresywny wiatr, chłopak zrzucił z siebie mokrą, potarganą koszulę. 
- Ki pierun..? 
Namiętnie się obejmując, niepomni na szalejącą wokół apokalipsę, kontynuowali swoje irracjonalne "randez vous". 
Chcąc nie chcąc, na twarzy mężczyzny pojawił się mimowolny uśmiech. Prawie im współczuł. 
Współczuł bo wiedział jak to się musi skończyć. 
Zastanawiał się co wykończy ich pierwsze: piorun czy może oni siebie samych? 
Ponownie włączył radio. 
"Nie musicie już więcej się bać, możecie żyć, pozbawieni strachu, żyć w końcu jak ludzie... wolni ludzie!" - prawie w ekstazie, śpiewał głos. 

 

- Same głupoty w tym radiu. - mężczyzna wycedził przez zęby, zapalając następnego papierosa. 

 

Pokręcił gałką, mesjanistyczny przekaz radiowego proroka rozmył się gdzieś wśród szumu miliona częstotliwości. 
Kręcił i kręcił, nie mogąc znaleźć żadnej stacji bez zakłóceń, nie mogąc znaleźć żadnej która by go zadowoliła. 
Zaczął popadać w irytację, irytację że siedzi w aucie nie mogąc się ruszyć, będąc zmuszony patrzeć na parę zwariowanych dzieciaków, słuchając jakiegoś nawiedzonego "new age'owego" pierdolenia. 
Z głośników zaczęły dobiegać death metalowe wrzaski.
"DEATH, SUFFERING, CASTRATION, ENTROPY" - darł się wokalista. 
Mężczyzna ze złości zaczął gryźć paznokcie...
Zmienianie nic nie dawało, wszędzie panowała ta sama beznadzieja. 
Szum zlewających się ze sobą słów wypełnił jego czaszkę, zagłuszał go, wprowadzał w obłęd. 
- Następna, następna, następna - owładnięty irracjonalnym atakiem złości, wyrzucał z siebie przez zaciśnięte zęby. 
Zamrugał oczyma. 

 

Nagle jak ucięty nożem, przestał padać deszcz. Pojawiło się słońce, natychmiastowo wypełniając swoim ciepłem, puste ulice.
Znikła gdzieś całująca się para, znikło bębnienie kropel o szybę. 
Zniknął dokuczliwy szum, jęki, krzyki, złorzeczenia - wszystko to nagle rozmyło się, zastąpione radością, ciepłem i słońcem. 
Mężczyzna czuł przejmującą go ekstazę. Wysiadł z samochodu. 
Było sucho i promiennie - słyszał dobiegający gdzieś z alejki radosny śmiech, ćwierkanie ptaków. 
Czuł zapach kwitnących kwiatów, rozgrzanych drzew a niebo było błękitnie niebieskie bez ani jednej chmurki. 
Spojrzał na swoje dłonie - zginając je w tą i w tamtą - czuł przepływającą przez nie, młodą krew. 
Nachylił twarz ku lusterku - nie było na niej ani jednej zmarszczki a włosy znów miał czarne i gęste.
Oczy świeciły mu się zdrowym blaskiem, nie będąc już dłużej zmęczone i szare. 
Zaśmiał się. 
Na początku zdawkowo i krótko, jakby nie mogąc w to uwierzyć, jednak gdy to co widział i czuł nie mijało - jego śmiech usłyszał cały świat. 

 

 

 

 

 

 

Txt: Henear, obrazki z neta.
................................................................................
Video thumb