JustPaste.it

Zwierzenia przygodnej znajomej: "Przyprawiła mu rogi"

Spotkałam znajomą z widzenia, skądinąd sympatyczną, "dystyngowaną" panią, jak z zapałem montowała rogi na samochodzie męża

Spotkałam znajomą z widzenia, skądinąd sympatyczną, "dystyngowaną" panią, jak z zapałem montowała rogi na samochodzie męża

 

Spotkałam znajomą z widzenia, skądinąd sympatyczną, "dystyngowaną" panią, jak z zapałem montowała rogi na samochodzie męża. Przystanęłam i zapytałam, co się stało, skąd taka determinacja, dlaczego montuje na samochodzie rogi. Odpowiedziała, że to wszystko z tego powodu, że zgłupiała na starość. Opowiadała dalej: Zawsze uważałam, że wiem jak postępować z mężczyznami, aby ich usidlić i utrzymać. Jak już usidliłam swojego męża, to wierciłam mu „dziury w brzuchu”, dopóki nie wyrzekł się swoich kolegów, swoich przyzwyczajeń, swoich przyjemności (chociażby małe piwko z kolegami). Sama kupowałam mężowi piwko do lodówki, aby siedział w domu i pilnował swojej „dziurki”.

 

 

Trzymałam męża na krótkiej smyczy, nie mógł w mojej obecności oglądać się (nawet dyskretnie) za innymi kobietami, nie mógł zatańczyć z inną kobietą, nie mógł chwalić urody (powiedzieć komplementu) innej kobiecie. Wydawało mi się, że mój mąż jest już całkowicie poskromiony i udomowiony (typowy kapeć), więc po przejściu męża na emeryturę, postanowiłam na krótki czas popuścić mu cugle i zgodziłam się na jego samotny wyjazd do sanatorium, bo zdrowie zaczęło mu szwankować.

 

 

Znajoma ciągnęła dalej: „Głupia, nawet sama go do tego namawiałam, jedź, pochodzisz na zabiegi, pod kurujesz się i będziesz mógł lepiej wykonywać swoje „małżeńskie obowiązki”. Wcześniej sprawdziłam sama na „własne oczy”, że do sanatorium jeżdżą w większości same starsze panie po sześćdziesiątce plus, żeby nie powiedzieć po siedemdziesiątce, wśród których trudno byłoby znaleźć obiekt „zauroczenia”. No i mąż pojechał do sanatorium, pod kurował się i wrócił jakiś odmieniony.

 

 

Ostatnio, aby go namówić do wykonywania obowiązków małżeńskich, trzeba było wiele starań, a i tak miał kłopoty ze wzwodem. Po powrocie z sanatorium wystarczyło tylko wspomnieć, że warto byłoby się pokochać, a już był gotowy i rzeczywiście z większym wigorem wypełniał swoje małżeńskie obowiązki. Aż musiałam powstrzymywać jego temperament, bo nie wychodziłby z łóżka. I wszystko było by cacy, gdybym nie przejrzała SMS-ów w jego telefonie (obowiązek każdej zamężnej kobiety).”

 

 

 

Nie przerywałam przygodnej znajomej, bo wyglądało na to, że musi wylać z siebie tę (lawinę słów) historię do końca: Jakaś Stefania pisała do męża, że zaszła z nim w sanatorium w ciążę. Jak to przeczytałam, to o mało nie zemdlałam, chociaż wiedziałam, że to nie mogło być prawdą, bo mąż jest już kilku lat po wazektomii. Nie to mnie zdenerwowało, tylko to, że mąż śmiał się bzykać z jakąś inną kobietą. To ja, jego pani i władca byłam mu wierna, a on mnie zdradził. Oczywiście wzięłam go zaraz na przesłuchanie i wydusiłam z niego "całą prawdę”.

 

 

Mąż powiedział mi, że w sanatorium dostał m.in. zabieg kąpieli wirowej z dodatkowym masażem wodnym. Do kąpieli wchodziło się na golasa. Obsługująca zabieg pani (mierzyła temperaturę wody łokciem) za pomocą węża z wodą pod wysokim ciśnieniem masowała ciało w kąpieli. Szybko wywiązała się miedzy nimi pewna intymna bliskość (on goły, a ona tylko w nieprzemakalnym i dosyć przezroczystym fartuszku) spotęgowana jeszcze żartami o życiu i seksie. Raz dla żartu pociągnął za wąż z wodą (bo chciał ją pomasować), a ona siedząca na brzegu wanny wpadła do środka.

 

 

Jej mąż „śpiewał dalej”: Może gdyby terapeutka nie miała takich wielkich oczu, takich wydatnych warg i okazałych „uszy”, do niczego by nie doszło, ale akurat masowała mu łono (podbrzusze) i jego narząd niebezpiecznie zesztywniał i nawet nie wiedział, kiedy znalazł się w środku niej, a ona rytmicznie pracowała biodrami. Na kolejnych zabiegach nie tracili już czasu, tylko od razu kochali się przez cały czas zabiegu. Terapeutka, chociaż chętnie kochała się z nim podczas zabiegu, nie chciała się z nim spotykać poza sanatorium. Zgodziła się tylko w niektóre dni zostawać po pracy, aby mogli jeszcze później pofiglować na stole do masażu.

 

 

Gdy kończył się jego pobyt w sanatorium, obiecali sobie, że będą się kontaktować przez SMS-y i przy zaistniałych okazjach spotykać się. To ile lat miała ta terapeutka - zapytałam ją. Znajoma powiedziała : „Mówiła mężowi, że ma 40 lat, chociaż wyglądała raczej na 35.  Znajoma opowiadała dalej, że z zazdrości o mało nie wydrapała mężowi oczu i postanowiła go srogo ukarać. Obmyśliła, że mąż najbardziej odczuje, gdy odwdzięczy mu się „pięknym za nadobne” i zdradzi go wielokrotnie. Powiedziała mężowi, że odtąd skorzysta z każdej nadarzającej się okazji, aby go zdradzać. Mąż zapewnił, że będzie jej pilnował, aby jej (okazji) nie znalazła.

 

 

Mąż rzeczywiście osaczył ją dość szczelną kuratelą i długo nie mogła znaleźć okazji do zdrady. Jednak jak się chce, to zawsze się coś znajdzie (jakiś sposób) i zdradziła męża „pod jego nosem” w jego samochodzie. Co tydzień wymiennie umawiali się wieczorem na karty z sąsiednim małżeństwem i kiedyś wyszła z sąsiadem przed dom na papierosa (współmałżonkowie nie palili). Wsiedli do stojącego przed domem samochodu, by spokojnie zapalić. Wystarczyło, że pocałowała sąsiada, rozpięła mu rozporek i wyjęła narzędzie. I chociaż nigdy tego nie robiła w samochodzie (nawet za młodu), za chwilę czuła już, że właśnie przyprawia mężowi rogi.

 

 

 

I chociaż teraz już dość często wychodzi na „papierosa” z sąsiadem (robili „to” też w publicznej toalecie, w windzie i wielu dziwnych miejscach, o których woli nie wspominać), mąż śmiał się, że dobrze ją pilnuje i nie da jej okazji do zdrady. Teraz już się pani chyba domyśla, po co montuje rogi na samochodzie męża. Chcę mu w ten niebanalny sposób dać znać, że jednak został rogaczem!