JustPaste.it

Miejsca kultowe w Szczecinie?

Chciałem napisać o miejscach kultowych w Szczecinie, to znaczy o takich które cieszą (cieszyły) się dużą popularnością, w określonej grupie społecznej

Chciałem napisać o miejscach kultowych w Szczecinie, to znaczy o takich które cieszą (cieszyły) się dużą popularnością, w określonej grupie społecznej

 

Spotkania zakochanych, odbywają się w charakterystycznych punktach miasta. Zapytałem więc rodziców, gdzie umawiali się na randki i jak spędzali czas na randce?. Najpierw umawialiśmy na Placu Żołnierza przy Cepelii, później umawialiśmy się pod "Grzybkiem", czyli miejscu, które chyba zna każdy szczecinianin. Stąd szliśmy do kina "Coloseum", "Kosmosu", czy „Delfina” (teraz pozostało po nich tylko wspomnienie), a wieczorem do kawiarni „Zamkowej” (w piwnicy była dyskoteka), lub restauracji „Europa” (pod restauracją działał klub nocny), na ul. Niepodległości. Z kolei, jak w pracy popiliśmy z okazji kogoś imienin, to szliśmy na „poprawiny” i tańce do „Kolejarza” lub „Babylonu”, wspomina ojciec.

0fb5cad3eb6316d744195a72e088b585.jpg

.

W latach 70-tych dansingi (dyskoteki), były bardzo popularne, dużo ludzi na nie chodziło. Polacy mieli wtedy więcej pieniędzy i nie mieli na co ich wydawać, bo sklepowe półki były puste. Dzisiaj każdy 50 czy 60 letni szczecinian z łezką w oku wspomina Kaskadę, Bajkę, Temidę, Zacisze, czy Sorrento. Zapytałem rodziców, czy oni też znali i chodzili do tych kultowych miejsc. Odpowiedzieli, że te lokale były dla nich z innej bajki (nie cieszyły się popularnością, w ich grupie społecznej). I chociaż, każda dzielnica miasta miała swoje „miejscówki”, miejscowe lokale, np. na Golęcinie: Syrenkę na ul Strzałowskiej, Jachtową i Turystyczną na ul. Lipowej, to jednak te lokale nie cieszyły się dobrą opinia (były owiane złą sławą).

.

Jak wyglądały PR-owskie lokale? Każdy lokal wyglądał niemal identycznie. Ciemne ściany, lamperia, obowiązkowo bar, kilka miejsc siedzących, sporo stojących i oczywiście dym papierosów. Podłogi wykonane przeważnie z lastryko, naprzeciwko wejścia był bar i bufet. W środku stało kilka (kilkanaście) czteroosobowych, pokrytych ceratą stolików na metalowych nogach (podobnie jak krzesła). Na oknach brązowe od dymu papierosowego firany. W menu: oranżada, piwo no i oczywiście „seta i galareta". Ponadto w menu: śledź w oleju, jaja w majonezie, gulasz i inne różnego typu zakąski, np. żółty ser. Istne mordownie.

.

Do przyzwoitych (kulturalnych) lokali można było zaliczyć „Cafe Club”, czy klub „13 Muz”. Kolejnym dobrym i prestiżowym miejscem była restauracja „Continental” przy ulicy 3. Maja. Przed wejściem stał portier, który decydował czy wejdziemy do lokalu, czy nie. Oczywiście wstęp, można też było „wynegocjować”. Marynarze i turyści wybierali „Bajkę” na ul. Niepodległości z podświetlanym parkietem, lub Kaskadę z salami: Kapitańską, Rondo, Słowiańską i Pokusą. Niecierpliwi, wybierali knajpy znajdujące się w okolicach portu: „Kapitańską”, „Bałtycka”, czy „Żeglarską”.

.

Za PRL-u Szczecinie kwitło życie nocne. Takie lokale jak Kaskada, Bajka czy U Wyszaka, znała cała Polska. Dancingi i dyskoteki w orbisowskich hotelach (Neptun, Arkona, Reda) i klubach studenckich (Pinokio, Trans, Kontrasty), przeszły do historii. Kultowym miejscem była też Mała Scena Rozrywki. W latach 70. powstały też pierwsze prywatne dyskoteki „Cafe Venus” (przy ul. Łukasińskiego) i „Adria” na Pomorzanach (swego czasu ulubiony lokal pogoniarzy).

.

Do dziś przetrwało niewiele z PRL-owskich „tancbud”. Jeszcze do niedawna można było zatańczyć w Domu Kolejarza przy Bramie Portowej, w klubie Tango przy Placu Batorego 2, w danceclubie Mars przy ul. Wawrzyniaka 5, we „Wspomnieniu”, w którym dancingi odbywały się prawie codziennie (to jeden z ostatnich lokali w mieście, gdzie można było posłuchać muzyki sprzed lat, granej na żywo przez zespół). W czerwcu 2017 roku reaktywowano kultową kawiarnię Sorrento. Początkowo lokal funkcjonował na zasadach ogródka grillowego, jednak od czerwca 2018 roku uruchomiono muzyczne muzeum, oraz klubokawiarnię w klimatach lat sześćdziesiątych.

.

Po transformacji systemowej w Polsce i w Szczecinie, pomyślano o braku deptaku miejskiego. Wytypowano ul. Bogusława, licząc na przychylne przyjęcie szczecińskiej społeczności. Jednak deptak Bogusława, się nie przyjął, upadły lokale, które działały tam przez wiele lat. W zamian zostały lokale z tanią wódką („Seta i galareta”) i pierogarnia. Podobnie, nie przyjęło się wśród szczecinian przesiadywanie w „Szklanej pułapce” (klubo kawiarni na pl. Żołnierza), w sąsiedztwie "betonowej pustyni" przerobionej z Alei Kwiatowej. Oczywiście najpopularniejszym miejscem spotkań szczecinian, są w dalszym ciągu Park Kasprowicza i Jasne Błonia z Różanką, Wały Chrobrego, oraz dziedzińce Zamku Książąt Pomorskich, ale wyrosła im konkurencja Bulwar Gdyński – miejsce spotkań i przesiadywania szczecińskich nastolatków.

.

Wracając z działki (ogrodu) na Golęcinie, zawsze przy Moście Długim odwracamy wzrok i patrzymy ile młodzieży siedzi ("wysiaduje na „grzędzie”)  na ławkach zamocowanych na stopniowanych „murkach”, na Bulwarze Gdyńskim. Zależnie od pogody, jest tam ich dziesiątki, setki opalonych zachodnim słońcem (i nie tylko słońcem), opitych piwem nastolatków (Rada miasta przegłosowała zgodę na spożywanie piwa na bulwarze), szuka swojej partnerki/partnera i pierwszych miłosnych przygód (nastolatki ubrane jak bal). W tej chwili nie ma chyba bardziej popularnego miejsca spotkań nastolatków w Szczecinie.

Ps. Zdjęcie załączę później, bo gdzieś mi się zapodziało