JustPaste.it

Archetyp i wątpliwości metodologiczne

Jung nie zgadza się z Freudem, który uważał, że najważniejsze znaczenie należy przypisać matce indywidualnej. To ona, według wiedeńskiego lekarza, stanowi źródło psychicznych kompleksów, neuroz. Autor Archetypów i symboli pisze, że to nie od matki osobistej pochodzą oddziaływania na psychikę dziecka i że chodzi tu bardziej o projektowany na matkę archetyp, który daje jej tło mitologiczne, autorytet, a nawet numinalność.

    Jeżeli naszym głównym zagadnieniem jest problem metodologii gruntowania wiedzy, to z Jungiem mamy istotny kłopot. Przyjąwszy punkt wyjścia Freuda stwierdzamy, iż matka osobista jest faktem empirycznym i pacjent cierpiący na neurozę jest nim również. Relacja pomiędzy matką a pacjentem jest trzecim takim faktem. A zatem psychoanalityk posiada elementarny materiał empiryczny, na bazie którego jest w stanie przepracować problem psychiczny przy zastosowaniu metod bardziej tradycyjnych albo nowatorskich. Wszystko tu zależy od wiedzy lekarza, charakteru pacjenta i rodzaju badanego problemu. Jung natomiast, czyniąc punktem wyjścia archetyp, już na samym początku podważa zasadność stosowania metod empirycznych, choć mocno podkreśla, że jego badania mają charakter empiryczny właśnie. My, badacze koncepcji psychologicznych słynnego Szwajcara, nie możemy przyjmować wypowiadanych przez niego deklaracji na wiarę. Musimy starać się rozwikłać sprzeczności, w które brnie sam Jung. Przeanalizujmy zatem Jungowski punkt wyjścia.

    Pierwszym prawdopodobnie autorem, który wprowadził ten termin do literatury, był Filon z Aleksandrii. Pisze on: 

 

A więc po wszystkich innych stworzeniach [...] stworzony został człowiek, i to, jak czytamy, podług obrazu Boga (kata eikona theou) i na jego podobieństwo (Rdz I, 26). [...] Nie należy jednak doszukiwać się tego podobieństwa w specyfice ciała; albowiem ani Bóg nie ma postaci ludzkiej, ani ciało ludzkie nie jest podobne Bogu. Owo podobieństwo co do obrazu [eikon] odnosi się tylko do przewodnika duszy, do ducha [Kata tou thys psyches egemiona noun]; albowiem duch w każdym indywidualnym człowieku został stworzony podług jedynego prowadzącego Ducha Wszechświata jako praobrazu [archetypos]...

 

    Pierwszy z fragmentów poniżej cytowanych wyraźnie odwołuje się do obserwacji, czyli materiału empirycznego, choć ostatnie zdanie już odsyła do "obiektu", którego w żaden sposób zaobserwować nie można. Cytat pochodzi z pracy "Das Gewissen in psychologischer Sicht".

 

Pojęcie archetypu (...) zostało wywiedzione z wielokrotnie powtarzanych obserwacji, jak na przykład ta, że mity i bajki literatury światowej zawierają ściśle określone motywy, które pojawiają się zawsze i wszędzie. Jednocześnie te same motywy spotykamy w fantazjach, snach, deliriach i urojeniach współczesnego człowieka. Te właśnie typowe obrazy i związki nazywamy wyobrażeniami archetypowymi...Wywierają na nas wrażenie, są sugestywne i fascynujące. Biorą one swój początek w archetypie, który - sam w sobie (podkreśl. moje JS) - wymyka się przedstawieniu, jest nieświadomą praformą, stanowiącą - jak się wydaje - część struktury "psyche", może przeto pojawiać się zawsze i wszędzie.

 

    W drugim fragmencie autor wyraźnie akcentuje fakt, iż archetypy są poza obszarem świadomości. Pochodzi on z pracy zatytułowanej "Typy psychologiczne".

 

Archetyp to formuła symboliczna, która zaczyna funkcjonować wszędzie tam, gdzie albo nie występują żadne pojęcia świadome, albo w ogóle nie mogą one zaistnieć z powodu natury wewnętrznej lub zewnętrznej. Treści nieświadomości zbiorowej reprezentowane są w świadomości przez wyraziste skłonności czy ujęcia.

 

    Problem polega na tym, że materiałem empirycznym są obrazy symboliczne, wyobrażenia, jednak podłożem, na którym powstają, jest coś, co wykracza poza jakiekolwiek możliwości poznawcze. Są tylko dwa sposoby wybrnięcia z tego metodologicznego pata: albo uznamy wyłącznie materiał empiryczny i on stanie się podstawą badań bez odwoływania się do pojęć niedowodliwych, albo spróbujemy uczynić "archetyp" elementem empirycznym. Wiemy jednak od samego Junga, że ta ostatnia procedura jest z gruntu niemożliwa. Wniosek z tego, że archetyp jest elementem spekulatywnym. I w tym momencie bardzo przydatna wydaje się być brzytwa Ockhama, czyli postulat niemnożenia bytów ponad potrzeby wynikające z przyjętych metod. Co, oczywiście, nie oznacza, że nie istnieje taki rodzaj rzeczywistości, do której jednostka poznająca nie jest w stanie dotrzeć ani przy pomocy rozumu, ani doświadczenia. To pozostająca poza jakąkolwiek zdolnością poznawczą energia zawarta w każdym bycie i byt ten wypełniająca. Jest to pewien rodzaj super-świadomości, dlatego "dotknąć" jej może wyłącznie transcendująca świadomość. Z tego "dotknięcia" z kolei wypływają określone mniej lub bardziej intuicje. Jungowskie archetypy są właśnie takimi intuicjami, a szwajcarski filozof doskonale zdawał sobie sprawę, że mogą one być "przedstawione" wyłącznie za pomocą symboli, czyli obrazów przybliżających. Wśród nich odnaleźć możemy również takie, które wspólne są nam wszystkim - podmiotom świadomym i poznającym. Zbiór tych obrazów nazwiemy zatem za Cassirerem symbolicznym uniwersum. Jeżeli następnie przyjmiemy, że każdy obraz symboliczny jest także znakiem, wówczas oczywistym staje się prawda, iż funkcjonujemy w świecie nieuświadomionych symbolicznych znaków. Wystarczy jeden prosty przykład ilustrujący powyższą tezę. Przeczytaliśmy przed rozpoczęciem wakacji w Bułgarii, że "znakiem ciała" oznaczającym potwierdzenie jest poziomy ruch głową (czyli inny niż np. w Polsce, Niemczech czy Francji). Co więcej, oznacza dokładnie coś odwrotnego. Wiemy to, a jednak na początku jesteśmy wciąż zaskoczeni, gdy mowa ciała i jej werbalny element nie są zgodne z naszymi oczekiwaniami.

      Może należałoby zastanowić się nad rozszerzeniem pojęcia "materiał empiryczny". W przypadku prac C.G.Junga tego rodzaju rozszerzenie wydaje się czymś nieuchronnym. Sam archetyp jest "nieświadomą praformą" i w związku z tym niedorzecznością byłoby wpisywanie go w zakres materiału empirycznego, jednakże już jego manifestacja, czyli na przykład obraz namalowany przez pacjenta - tak. Decydującym czynnikiem, jak się wydaje, jest obiektywizacja procesów psychicznych, będących przecież czymś radykalnie niemal indywidualnym. Obiektywizacja jest efektem porównywania obrazów namalowanych przez różnych pacjentów, ale przedstawiających jeden przynajmniej wspólny element. Analiza owych elementów, badanie relacji pomiędzy indywidualnymi przedstawieniami, procedury wnioskowania czynią z tej aktywności badanie naukowe, spełniające warunki metodologiczne. Dzięki obiektywizacji można formułować problemy badawcze, wybierać metody, techniki i narzędzia badania, definiować cele teoretyczne lub aplikacyjne. 

    Jak bardzo skomplikowane były w przypadku psychologii głębi zależności pomiędzy "naukowym" i "nienaukowym" świadczy wypowiedź samego Junga, który zdawał sobie sprawę z faktu, że jego badania nie spełniają standardów metodologicznych oficjalnej nauki akademickiej.

 

Przeżycie i doświadczenie nieświadomości w najwyższym stopniu utrudniało mi pracę intelektualną...Z drugiej strony nie byłem w możności mówić o tym, co mnie naprawdę zajmowało...Tak oto stanąłem przed alternatywą: albo będę kontynuował karierę akademicką, która stała wtedy przede mną otworem, albo pójdę za głosem mojej wewnętrznej rzeczywistości, "wyższego rozumu", i dalej będę realizował przedziwne zadanie, które na mnie spadło...Tak więc świadomie zrezygnowałem z kariery akademickiej, albowiem nie mogłem wystąpić przed publicznością, zanim mój eksperyment nie dobiegł końca...

 

    Refleksja powyższa świadczy z jednej strony o tym, jak wąskie pole zakreśla sobie oficjalny paradygmat nauki europejskiej, przynajmniej od czasów Kartezjusza i Newtona, z drugiej jednak to wiedza pozwoliła Jungowi uporządkować chaotyczny materiał snów, wizji, fantazji z okresu indywiduacji (lata 1912-1918). Proces indywiduacji definiuje Szwajcar jako daną każdemu człowiekowi możliwość rozwoju i ma na celu przekształcenie psychiki jednostkowej w psychiczną całość. Proces - jak pisze Jerzy Prokopiuk - dojrzewania psychiki na drodze możliwie największego poszerzania pola świadomości przez stopniową integrację treści nieświadomych. Archetypowym obrazem owego połączenia świadomego i nieświadomego jest "jaźń", której odpowiednikiem w polu świadomości jest "ego". Prowadzi ono, z jednej strony, do "persony" będącej rezultatem procesów psychicznych, mających na celu integrację jednostki ze światem zewnętrznym, z drugiej do "jaźni" rozumianej jako rezultat procesów scalających psychikę. Jak pisze Jung, jaźń zarówno jest źródłem ego, jak również celem jego rozwoju. Opis pierwszego ruchu świetnie mieści się w obszarze metodologii naukowej, opis drugiego w kategoriach naukowych jest niemożliwy. Pozostaje nam wyłącznie język mitu i poezji. Świadomość, która zaczyna orbitować wokół jaźni, w coraz mniejszym stopniu jest ego-istyczna, w coraz większym natomiast czynnikiem integrującym sferę przedmiotową ze sferą podmiotową. Zatem u sedna procesu indywiduacji kulturowej leży fundamentalna sprzeczność - poszerzenie i scalenie psychiki jednostkowej prowadzi do "rozpuszczenia" się i ego, i persony.

 

Im bardziej jesteśmy świadomi siebie dzięki samopoznaniu i odpowiedniego do tego postępowaniu, tym cieńsza staje się warstwa indywidualnej nieświadomości, nakładająca się na nieświadomość zbiorową. W ten sposób powstaje świadomość, która nie jest już uwięziona w drobiazgowym, przewrażliwionym osobistym świecie "ja", ale uczestniczy w obszerniejszym świecie obiektywnym - pisał Jung.

 

    Autor jest, oczywiście, świadom, jak karkołomnym zabiegiem byłoby włączenie do opisu tego procesu kategorii naukowych. I to prowadzi nas do kolejnej, niedającej się rozwikłać, sprzeczności. Proces, którego celem jest uczestniczenie w "obszerniejszym świecie obiektywnym" w żaden sposób nie może przekroczyć granic subiektywnej intuicji.

 

...odnowa osobowości jest stanem subiektywnym, którego realności nie można stwierdzić za pomocą żadnych zewnętrznych kryteriów; każda próba opisania lub wyjaśnienia tego stanu jest skazana na niepowodzenie i tylko ten, kto sam go doświadczył, zdolny jest pojąć i poświadczyć jego realność.

 

    Jaźń zatem jest "postulatem transcendentalnym", pozostającym poza polem oficjalnego naukowego dyskursu - "daje się wprawdzie uzasadnić psychologicznie, ale naukowo nie można go udowodnić".

 

 

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych