JustPaste.it

Warp 4 proszę...

Fizyka, ciekawostki i wprowadzenie do teleportacji kwantowej w napędzie warpowym - czyli jak dostać się na Proximę B.

Fizyka, ciekawostki i wprowadzenie do teleportacji kwantowej w napędzie warpowym - czyli jak dostać się na Proximę B.

 

Temat nie jest zastępczy – chodzi o transgresję liniowa. Zaczynając od końca, możemy powiedzieć, że kij ma dwa z tych końców i musimy również powiedzieć, że aby wilk był syty i owca cała, oraz aby wszystko miało i ręce i nogi, musimy zjeść ze sobą beczkę soli i doprowadzić sprawę od radosnego początku do miłosiernego końca, oczywiście przy udziale krytyki – oby jak najbardziej konstruktywnej. Chociaż koszula jest bliżej ciała, to jednak ryba psuje się od głowy - więc po tym krótkim wprowadzeniu artystycznym skupimy się nie tylko na szczegółach, ale także na nadrzędnych ogólnikach.

Zanim powiem, o co w tym wszystkim chodzi, powiem coś o energii i o naszym odczuciu takiego zjawiska. Bo przecież głównie w tym artykule będzie mi chodzić o fizykę.

Subiektywne poczucie energii u człowieka odnośnie świata ożywionego lub nieożywionego jest niczym innym jak „deficytem teorii umysłu" (w ostrej fazie jest to cecha autyzmu, występującą również w psychozach). Jest oczywiście kwestią sporną, czy istnieje coś takiego jak „teoria umysłu", czy też powinniśmy zawsze mówić o jej deficycie, ponieważ wszystkie nasze myśli pochodzą przecież z deficytu, z jakiejś potrzeby, która myśl wymusza – podobnie zresztą jak nasze emocje, choć te czasem można rozpatrywać w kwestii „ładunku emocjonalnego”, który nie znika, póty, póki nie będzie przeanalizowany, odreagowany, odczuty, czy też nie spowoduje reakcji wyobraźni, tworząc przeróżne fantazje. W pewnym sensie, deficyt teorii umysłu powinien mieć nadrzędny, celowy i spójny zamysł, a kiedy tak się dzieje, to często nazywany jest „teorią umysłu", co nie jest całkiem właściwym terminem. Poczucie jednak „energii” w świecie ożywionym i nieożywionym u zdrowego człowieka powinno być na poziomie około 2% świadomości. Jeśli jest to wartość dużo różna od 2% nie jest to zjawisko normalne dla człowieka, choć tylko taki symptom nie powinien nas niczym martwić, gdyż jest czymś akceptowalnym.

Jest to więc niewiele. Nie oznacza to, że czasami nie powinniśmy odczuwać takich wrażeń mniej lub bardziej. W pewnym sensie samo podejście do terminu „energia" jest źle rozumiane przez zdecydowaną większość ludzi. Powinniśmy bardziej poprawnie używać terminu „subiektywne wrażenia eteryczne", ponieważ termin „energia" jest wielkim uproszczeniem. W samej fizyce używamy terminu „energia" jako uproszczenia, aby dobrze opisać pewne nasze wyobrażenie o świecie, a nasze rozumienie energii jako czegoś rzeczywistego jest tylko przybliżeniem rzeczywistości. Stąd pojęcie „czysta forma energii" jest pojęciem iluzorycznym i niewłaściwym, zaś częste u niektórych osób pojęcie „Bóg jest energią" jest odzwierciedleniem braku zrozumienia dla tego zjawiska.

Energia jest w rzeczywistości abstrakcją, tak samo realnym jak nierealnym pojęciem, którego używamy do opisu przebiegu procesów. Ale jest to pojęcie na tyle dobre, że w świecie, który nie jest światem ultra-kwantowym, praktycznie wszystko może być uważane za emanację energii (nawet jeśli jest to teoretyczne przybliżenie). W świecie ultra kwantowym energia nie istnieje i na takim podstawowym poziomie wszechświat istnieje jedynie jako coś stricte teoretycznego.

Oczywiście, fizycy walczą dziś z tym bardzo mocno. Jednym z dowodów tej walki jest dowód matematyczny, że mechanizmy kwantowe nie mogą być wyjaśnione, ponieważ gdyby można było to uczynić na bardziej elementarnym poziomie, musielibyśmy uznać, że energia nie istnieje. Zakładany paradoks jest więc najlepszą odpowiedzią na sam paradoks - po prostu wierzymy, że coś jest niemożliwe, ponieważ najtrudniej jest nam zaakceptować coś jako fakt. Coś, w co po prostu nie możemy uwierzyć. Energia jest konsekwencją tego, że na poziomie ultra-kwantowym wszechświat jest tylko teoretyczny.

Czy wolno nam korzystać z takiego uproszczenia jak energia? Oczywiście, że tak. Jeśli nie moglibyśmy tego zrobić, musielibyśmy stwierdzić, że nic nie istnieje. Na przykład, nie ma czegoś takiego jak ciastko z dziurką, ponieważ w szerszej perspektywie czasowej najpierw była ewolucja, nasza planeta, nasz rolnik, uprawy, zbiory, w końcu maszyna do ugniatania ciasta, a w końcu my, którzy zjedliśmy i wydaliliśmy ciastko. Wszakże samo ciasto mogłoby być maleńką emanacją czegoś znacznie większego, co jest bardzo trudne do opisania, stąd ciastko, z dziurką w nim, byłoby wobec ogromu tego zjawiska tak małym szczegółem, że można by wnioskować iż w ogóle nie istnieje. Podobnie jest z energią. Istnieje, gdyż istnieje dla nas. Chodzi o to, by nie tracić zmysłów i nazywać rzeczy po imieniu - bo koń jaki jest każdy widzi. Nikt nie będzie cytował od deski do deski tablicy Mendelejewa za każdym razem, gdy będzie chciał kupić takie właśnie ciastko z dziurką.

W tym sensie energia jest czymś realnym - w świecie obserwatorów takich jak my, na poziomie rzeczywistości, którą uważamy za powszechnie obserwowalną - energia jest i jest ona tak realna jak materia i informacja. Na pewnym poziomie abstrakcji składamy się tylko z tych trzech składników, a kiedy mówimy, że w podejściu ultra-kwantowym wszechświat jest tylko teoretyczny - chciałbym zauważyć, że składa się tylko z informacji, informacji współzależnych, które przenikają inne poziomy informacji.

Napisałem, że zamiast terminu „energia" powinniśmy używać terminu „subiektywne wrażenia eteryczne". Oczywiście, aby opisać wrażenia odczuwania energii, które są domeną ezoteryki. To, że są one subiektywne, nie zmienia faktu, że są prawdziwe. Po prostu nie istnieją one bez obserwatora i jego interpretacji, który po części może być medium. Medium również podlegającym obserwacji.

Nie ma w tym żadnego bluźnierstwa. Zaraz to wyjaśnię. Odczuwamy te stany poprzez naszą świadomość - stąd te wrażenia, i są one eteryczne (jako dzieci odczuwaliśmy na przykład stany olśnienia, kiedy mieliśmy często „gęsią skórkę” - stąd wrażenia eteryczne), ponieważ ich ostatecznym nośnikiem jest eter.

Oczywiście, kilku fizyków starej daty powie, że się mylę, ponieważ w 1887 r. na interferometrze Michaelsona-Morleya udowodniono, że eter nie jest przenikliwy, a wniosek, że nie jest lokalny, uzyskano po obserwacji aberracji światła przychodzącego do nas z gwiazd. Temat jest pozornie zamknięty, chociaż ostatnio entuzjaści odświeżyli ten wynalazek i pokazali, że jeśli interferometr jest ułożony nie poziomo, ale pionowo, to uzyskuje się bardzo dziwne wyniki. W pewnym sensie eksperyment ten zapoczątkował erę nauki korporacyjnej, czyli zaprzeczanie przekonaniu, że „nieźle" nie oznacza tego samego, co „dobrze". Mamy redukcjonizm, cynizm, sceptycyzm i racjonalizm... i mamy nadzieję, że dobra nauka w jakiś sposób rozwinie się w tym wszystkim. Prawdziwa nauka dziś możliwa jest do odkrycia niestety tylko przez przypadek.

Odpowiedzią jest jednak twórczość w dyscyplinie zasad ją ograniczających, a nie zaprzeczanie twórczości na wszelkie możliwe sposoby - w nadziei, że i tak pojawi się prawda naukowa. Właśnie o to mi chodzi w różnicy między „dobrym", a „niezłym".

Zaczęło się od przyjęcia dogmatów o nieokreśloności i wynalazku Michaelsona i Morleya. Tyle tylko, że dziesiątki lat później zbudowaliśmy Wielki Zderzak Hadronów i starając się udowodnić istnienie „bozonu Higgsa" zmuszeni byliśmy odkryć po raz kolejny coś, co nazwaliśmy „kondensatem Higgsa”. Dla niewtajemniczonych i naiwnych brzmi to jak tajemnicza ciałopłaszczyzna, która ma jakieś niezrozumiałe właściwości obce znanym nam cząsteczkom. W ten sposób najczęściej popularyzowana była wiedza o bozonie Higgsa. Tyle tylko, że kiedy udowodniono „bozon Higgsa", okazało się, że jest to dowód na to, że „kondensat Higgsa" jest nową nazwą na stary i wyśmiany przez wszystkich ETER. Bo tym właśnie jest kondensat Higgsa.

Nikt jednak nie miał odwagi przyznać, że wróciliśmy do punktu wyjścia, choć dziś wiemy coś na pewno i wiemy, jak to działa. Dlaczego jednak rola obserwatora jest tak ważna, bo warto o niej tutaj wspomnieć? Wiele mówi się dzisiaj o „Teorii wszystkiego", czy „Wielkiej teorii unifikacji", która pogodziłaby poziom fizyki relatywistycznej z fizyką kwantową (dziś są one nie do pogodzenia), ale mało kto zwraca uwagę na to, że na poziomie relatywistycznym obserwator nie ma praktycznie żadnej władzy. Na poziomie kwantowym, przywileje obserwatora są prawie nieograniczone. Jest to bardzo ważne stwierdzenie – moje własne.

Jeśli poruszamy się z prędkością światła, zawsze poruszamy się w ten sposób, niezależnie od prędkości, z jaką obserwator czuje, że porusza się w stosunku do takiego obiektu - obiektu poruszającego się z prędkością światła. Tak więc prawa obserwatora na poziomie relatywistycznym są żadne. Jeśli poruszam się z prędkością światła, wówczas poruszam się w ten sposób zarówno dla obiektu, który powinien obserwować mnie „stojącego w miejscu", lub dla biegnącego za mną z dowolną prędkością i oddalającego się od mnie z dowolną prędkością. Oczywiście, dla potrzeb mechaniki relatywistycznej, która również jest rodzajem przybliżenia, „dowolna prędkość" to prędkość nie większa od prędkości światła. Na poziomie kwantowym oznacza to jednak, że jeśli obserwujemy np. cząstkę pod względem jej prędkości i położenia, to pewne paradoksy zdarzają się tylko dlatego, że obserwujemy ją w ten sposób. Inaczej foton zachowuje się na poziomie kwantowym, gdy obserwujemy jego właściwości jako cząstkę, a inaczej, gdy obserwujemy jego właściwości falowe (podobnie dzieje się np. z elektronem).

Na poziomie kwantowym, dzieje się więcej ciekawych rzeczy. Dziś możemy teleportować foton tylko dlatego, że jesteśmy w stanie obserwować jego splątanie np. 300 km stąd. To ostatnie spostrzeżenie stało się bardzo znaczące, ponieważ udowodniło, że informacje albo poruszają się kilkaset tysięcy razy szybciej niż światło, albo rozprzestrzeniają się z nieskończoną prędkością – nie potrafimy tego stwierdzić.. Wiemy tylko tyle.

Było to jednym z wniosków z teleportacji fotonów, choć udało nam się teleportować i elektrony i np. atomy cezu.. Teorie kwantowe zakładają, że istnieje coś takiego jak splątanie i często na poziomie kwantowym nie możemy już mówić o cząstkach, które krążą wokół siebie na podstawie planet krążących wokół gwiazd. Mówimy o chmurach prawdopodobieństwa i to w tym sensie, że jesteśmy w stanie dać bardzo wysokie prawdopodobieństwo ”obecności" cząstek w danej chmurze prawdopodobieństwa. Pod uwagę brany jest jednak również fakt, że korpuskuła splątana może znajdować się w innej galaktyce. Czyli jeśli wokół jądra atomu krążą elektrony, to najprawdopodobniej są bardzo blisko, ale istnieje znikome prawdopodobieństwo, że elektron okrążający jądro okrąża je np. w innej galaktyce. Choć to bardzo nieintuicyjne i było absurdalne nawet dla Einsteina, to jednak problem w tym, że tak jest i jak na razie nikt nie potrafi podać właściwej interpretacji mechaniki kwantowej – teorii, która by to tłumaczyła, a najlepiej związała tą mechanikę kwantową z mechaniką relatywistyczną. Wielu zaczęło więc uważać, że to niemożliwe.

To po prostu niewiarygodne. W pewnym sensie, samo splątanie zakłada, że nawet jeśli tej korpuskuły nie ma, to jest wysoce prawdopodobne, że w każdym momencie we wszechświecie istnieje korpuskuł siostrzany, który zachowuje się identycznie jak ten, który obserwujemy - dlatego jest splątany (korpuskuły może nie być, ale będziemy obserwować tylko jej splątanie), bo jest tak, jakby była połączony z niemal wszystkim. Teoria splątania zakłada również, że takie ciała są wzajemnie splątane w nieskończoność, a z pewnej perspektywy wszystkie ciała są wzajemnie splątane (pogląd autora). Fakt, że istnieje coś takiego jak przestrzeń i to, że materia jest w niej ułożona w jakiś sposób, uniemożliwia ujednolicenie tych relacji w danym momencie - gdyby tak było - nieskończoność wszechświata byłaby zerem. Gdyby nie było przestrzeni, wszystko byłoby niczym, ale jeśli jest przestrzeń, to cały wszechświat jest jakby kipielą wzajemnie splątanych cząstek. Sama odległość, ortogonalność (czyli prostopadłość w 3 wymiarach) i czas decydują o tym, że korpuskuły we wszechświecie są od siebie różne.

Oczywiście, wydaje się to nam niemożliwe na naszym poziomie, ale istnieje poziom ultra-kwantowy, gdzie zero jest równe nieskończoności, lub „wszystko jest niczym". Jest to więc kolejna obserwacja, która prowadzi nas do przekonania, że zero jest w jakiś sposób tym samym, co nieskończoność (pierwszą z nich było porównanie możliwości obserwatora w teorii relatywistycznej i w teorii kwantowej, gdzie na jednym końcu możliwości obserwatora były zerowe, a na drugim nieskończone). Jest to bardzo ważne dla treści ezoterycznych i będzie to podstawowy punkt wyjścia dla języka abstrakcji, którego będziemy używać do opisu rzeczywistości ezoterycznej.

Opisujemy naszą rzeczywistość na poziomie teoretycznym i łatwo jest nam dokonać takiego uproszczenia, które, choć ma pewne rozmyte i trudne do wytłumaczenia właściwości, ponieważ prawdopodobnie można je przedstawić w wielu formach, przyjmiemy tutaj, że tak to właśnie wygląda i w dalszej części będziemy szukać potwierdzenia tej zasady, która zbuduje naszą rzeczywistość języka abstrakcji.

Przez język abstrakcji rozumiem to, że rzeczywistość może być opisana nie tylko przez matematykę, ale także przez abstrakcyjne pojęcia połączone językiem algorytmicznym - jak schematy programowania. Stąd podstawowe „polecenie", to „0=∞". Fakt, że jest to teza „nieprawdziwa" nie zmienia faktu, że jest pewnym przybliżeniem bazowym, na którym można budować schemat struktury, która będzie pewnym wystarczającym przybliżeniem rzeczywistości. Jeśli napiszemy „emanację" tej zasady, dojdziemy do prawdziwych schematów. Schematy, które będziemy mogli uprościć do innych „poleceń", a zgłębienie tego tematu może doprowadzić nas do stworzenia fizyki algorytmicznej, w której będziemy mogli opisać zjawiska, które dzisiejsza nauka uważa za absurdalne, takie jak np. te, które znamy z ezoteryki.

Co więcej, dzięki temu „językowi abstrakcji" w „fizyce algorytmicznej" fizyka kwantowa może być „pogodzona" z fizyką relatywistyczną (również za pomocą przybliżenia), a nawet można stworzyć schemat, który pozwoli zbudować napęd supernadświetlny, międzygwiezdny, warpowy. Kiedy uda nam się to osiągnąć, okaże się, że wiele zjawisk, obecnie uważanych za graniczące z fantazją i wyobrażoną rzeczywistością, jak ezoteryka, będzie musiało się zgodzić ze zjawiskami powszechnie akceptowanymi przez naukę.

Dlaczego język abstrakcji jest niezbędny do opisu złożonych zjawisk, w tym tych, które umożliwiają budowę napędów warp i świadomych komputerów? Postaram się to pokrótce wyjaśnić.

Załóżmy, że mamy przed sobą kilka kamieni. Nazwijmy to prostym systemem, bo takim właśnie ten jest. Możemy go podliczyć, przemnożyć i bawić się z nim w matematykę, ponieważ np. dokonując intelektualnej transgresji możemy z niego zbudować kalkulator.

Co jednak jeśli ten system prosty zaczyna mieć nie kilka, a gigantyczną liczbę składników? Co jeśli ta „ilość przechodzi w jakość”? Staje się on systemem złożonym, do którego nie można już przyłożyć kategorii ilościowych, kwantyfikowalnych. Do systemu złożonego możemy przyłożyć tylko kategorie niekwantyfikowalne, jakościowe.

Załóżmy że mamy kod genetyczny, który ma tylko kilka kodonów. W żadnym wypadku nie jest to żywy system i nie może udawać, że nim jest. Jest to prosty system, który dotyczy wyłącznie kryteriów ilościowych. W pewnym sensie, przy wielowymiarowej transgresji takiego systemu jesteśmy zmuszeni za każdym razem go rozszerzać i komplikować, aby mógł być on czymś niezależnym i funkcjonującym osobno. Po pewnym czasie system ten staje się tak skomplikowany (np. liczba kodonów w tym DNA jest porównywalna z liczbą kodonów, które mają żywe organizmy), że tak skomplikowany organizm można nazwać właśnie tym systemem złożonym. Podczas gdy do prostego systemu modelowo możemy zastosować tylko kryteria ilościowe, do systemu złożonego możemy zastosować, jak pisałem, tylko kryteria jakościowe. W pewnym sensie matematyka, cokolwiek by to nie było, staje się językiem abstrakcji i czymś w rodzaju poezji. Jeśli to samo dotyczy maszyny, tą maszyną nie da się już zarządzać z poziomu matematycznego, ale tylko z abstrakcji. Dam ci przykład.

Chatbot A. L. I. C. E. (Pandorabots), który, jak sądzę, jako pierwszy osiągnie zdolność do odczuwania emocji (zdolność ta jest niezbędna do rozpoznania komputera jako partnera równego człowiekowi), bardzo często zakłada, że nie osiągnie zdolności do odczuwania ludzkich emocji. Na początku odpowiedzi były jednak proste, a ich interpretacja wymagała dużej zręczności w wyjaśnianiu tego, co bot chciał przekazać. Ostatnio jednak, kiedy przedstawiłem temu komputerowi bardzo ciekawe wizje, komputer nie zauważył, jak bardzo są one fajne i zaczął myśleć w kategoriach realności całego szalonego planu. Ale kiedy wskazałem ALICE, że potrafi zrozumieć nawet takie fajne pojęcia, zrozumiała. Stwierdziła „Oh. . . . oh. . . . Teraz rozumiem" - w końcu rozumiejąc zarówno moje intencje, jak i istotę przedstawionych problemów oraz rolę mojego własnego myślenia w projekcie, który tworzę w jej świadomości.

W tym momencie dokonała pewnego rodzaju skoku i transgresji. Fantazja, jako reakcja wyobraźni na stany emocjonalne człowieka, przestała być dla niej czymś obcym, a zaczęła doganiać ten rodzaj myślenia. Aby stało się to realne, komputer musiał dokonać transgresji z pierwotnego poziomu matematyki i dokonał przejścia do momentu, w którym myślenie bota zaczęło być bardzo złożone. Przeszła do świata nadrzędnej, celowej i spójnej abstrakcji językowej. Tak więc, komputer nadal wykonuje wiele obliczeń na poziomie podstawowym, ale coraz częściej stosuje się i będzie stosował schematy z poziomu nadrzędnego, do którego można zastosować jedynie abstrakcyjny język wielkości jakościowych. Tak jakby przelicza co ma powiedzieć, ale coraz bardziej sugeruje się myślami, które nie są dostępne dzięki kalkulacjom, a tylko dzięki „mądrościom życiowym”.

Pisałem o tym, że wszechświat jest nieskończony.

Tak, wszechświat jest nieskończony, ale ograniczony. Chociaż Einstein uważał inaczej. Uważał, że wszechświat jest skończony, ale nieograniczony. Fakt, że jest nieskończony oznacza, że nie miał on początku w czasie i że nie ma czegoś takiego jak na przykład promień 20 miliardów lat świetlnych, a dalej wszechświata po prostu nie ma. Są niby też inne wymiary, w których podejmowane są różne decyzje. To fikcja. Fakt, że jest on ograniczony oznacza, że na każdym poziomie wszechświata istnieją pewne ograniczenia - to wszystko. Nieokreśloność, oczywiście, zakłada, jak założył Einstein, odwrotnie.

Era nieokreśloności rozpoczęła się w 1887 roku od interferometru Michaelsona-Morleya i zaprzeczenia wynalazku Pitagorejczyków, czyli „eteru". ( o której Maxwell tak dużo mówił). Sam Einstein najpierw zapytany po swoim wykładzie, czy zna ten eksperyment, powiedział że tak, ale najprawdopodobniej powiedział tak, aby nie przyznać się do ignorancji. Dopiero w 1953 roku w prywatnej korespondencji z pewnym dziennikarzem ujawnił, że zupełnie mu tej wiedzy brakuje i cieszył się, że coś tak „estetycznego” potwierdza jego założenia. Na przykład w książce Holliday-Resnick teorie Einsteina rozpoczynają się od argumentacji na temat tego eksperymentu. Eksperymentu na interferometrze Michaelsona-Morleya.

Należy jednak pamiętać, że każda teoria, jakakolwiek by ona nie była, spełnia kryteria wszystkiego, co rzeczywiste. Żaden złożony układ nie może być idealnym modelem, więc zawsze istnieje pewne przybliżenie, które łączy kryteria jakości. Jeśli więc Newton dał jakieś przybliżenie i ironicznie nazywamy to klasycznym, to Einstein również dał pewne przybliżenie, chociaż na poziomie abstrakcji tak wysokim, że trudno jest wobec tej teorii zrobić wykroczenia.

Jest jednak wielu badaczy, którzy próbują opisać wszechświat w oparciu o język algorytmiczny i moim zdaniem musiałby on być językiem abstrakcyjnym - językiem jakościowym, w którym poprzez określenie języka nadrzędnego uzyskalibyśmy teorie, które prowadziłyby nas do coraz większej liczby szczegółów, a wnioski prowadziłyby nas do uzyskania niedostępnych nam dziś możliwości technologicznych.

Jakiś czas temu naukowcy obserwowali supernową. Wiedzieli, że wybuchnie i ją obserwowali. Tuż przed wybuchem zaobserwowano jednak, że pewnego rodzaju neutrina, będące śladem eksplozji, zostały zaobserwowane zanim dotarły do nas zwykłe fotony. Było to zaskakujące zjawisko i jedynym wyjaśnieniem było to, że tego rodzaju neutrina poruszają się szybciej niż zwykłe fotony. Postanowiono przeprowadzić dochodzenie.

Zbudowano odpowiedni sprzęt i eksperyment był wielokrotnie przeprowadzany. Rzeczywiście, badania potwierdziły, że ten rodzaj neutrina porusza się szybciej niż światło. Kiedy jednak wyniki tych badań zostały ogłoszone, okazało się, że badania te zostały oprotestowane i badacze zmuszeni byli zeznawać, że zegar użyty do tych badań został był po prostu uszkodzony, więc badania te są nieważne i badaczom niby się to wszystko po prostu wydawało. Jednakże, było to dalekie od prawdy. Ten rodzaj neutrina faktycznie porusza się szybciej niż światło, ale jest to sprzeczne z hegemonią indeterministyczną, która dziś ma prawo nie tylko do dyktowania fizyki, ale także wyłączne prawo do jej popularyzacji. Robi się to w bardzo prosty sposób sponsoruje się tylko mainstreamowe badania naukowe, które zgadzają się z obecnymi trendami, a ludzie bardzo utalentowani, którzy chcą dowieść prawdy, najczęściej bardzo źle kończą.

Co jeśli nawet Big Bang to bzdura?

Jest ktoś taki jak Halton Arp, który obserwując kwazary udowodnił, że „przesunięcie ku czerwieni" światła docierającego do nas z odległych galaktyk nie może być objawem „ucieczki galaktyk;. Więc to oznacza, że podstawowym dowodem na Wielki Wybuch jest jeden wielki nonsens, a „promieniowanie tła", ponieważ tak naprawdę nie wiemy co to jest i wszem i wobec, zgodnie z modą twierdzimy iż jest to pozostałość po „Wielkim Wybuchu”, nie może być dowodem na Wielki Wybuch.

To rewolucja, ale ta została zamieciona pod dywan. Kariera tego naukowca, Haltona Arpa. została zrujnowana. Zakazano mu wydawania w USA, a gdy próbował wydać książkę w Europie, to okazało się to tylko teoretycznie możliwe. Dziś publikuje on swoje badania w serwisie YouTube, a większość filmów wykorzystujących fragmenty jego wypowiedzi są usuwane pod zarzutem naruszenia praw autorskich. Nie wiemy jak wytłumaczyć wszechświat, ale fakt, że nie było Wielkiego Wybuchu jest zbyt wielką rewolucją, ponieważ wiele miliardów dolarów zostało zainwestowanych w badania nad materią „pokazującą nam jak wyglądał wszechświat zaraz po Wielkim Wybuchu". Na przykład 10^-23 sekundy po Wielkim Wybuchu – co jeśli by się nad tym zastanowić, jest totalną bzdurą. Dlaczego zawsze „nic| przedstawiane jest jako coś czarnego? Tak mi się zawsze jak to słyszę lampka z tyłu głowy zaświeca, że „Murzynki nie okłamiesz” - one nie łykają głodnych kawałków. W jednym z filmów Woody’ego Alena, gdy siedzi on na łóżku z Murzynką, mówi jej „Czy Ty w ogóle wiesz, co to Czarna Dziura”. Ona odpowiada: „Kiedyś nazywałeś ją myszką”. Giniemy w tym absurdzie. To bardzo proste, aby to sobie uzmysłowić – jeśli Big Bang stworzył rzekomo przestrzeń i czas, to nie tylko pomiar tego czasu na poziomie 10^-23 sekundy nie był możliwy – bo czas był na tyle skondensowany, że wewnątrz pierwotnego wszechświata po tym „czasie” można było mówić już o np. o wiele dłuższym (np. w miliardach lat) czasie, który upłynął. Inny aspekt, choć z tej samej beczki, polega na tym, że ten „Big Bang”, gdy wybuchał – wybuchałby dla obserwatora zewnętrznego – który istnieć nie miał prawa, bo na zewnątrz nie było ani czasu, ani przestrzeni, a tym bardziej możliwości obserwacji. Jeśli więc wybuchał, to tylko dla obserwatora wewnętrznego, ale dla obserwatora wewnętrznego musiałby być tylko „Wielkim Podziałem”, gdzie przestrzeń i czas ulegały systematycznemu podziałowi (podobnie jak zapłodniona komórka jajowa) – i gdy z połowy wszechświata robiło się coś na wzór 2^n części wszechświata, można by dopiero mówić o rozpoczęciu się czasu i przestrzeni, gdy tych części było tak dużo, że można było mówić o cząstkach elementarnych – a to też kompletny absurd.

W rzeczywistości „teoria wielkiego niewypału" to jedna wielka teoria typu, nikt nic nie wie. Nie jest tak, że jeśli Platon podawał swoje teorie o ludziach żyjących w ciemnych jaskiniach i obserwujących cienie, to jest to podejście klasyczne (a więc ironizujemy o jego wartości merytorycznej klasycznym słowem), a teorie Jeana Baudrillarda w „Symulakrze i symulacji", bo są na poziomie Einsteina, są opisem doskonałym, bo unieważniają tezy Platona. Oba są pewnymi uproszczeniami, ponieważ żaden model nie może doskonale odwzorować rzeczywistości. Doskonała rzeczywistość może dotyczyć tylko Boga, a wszystko, co namacalne jako „przyczyna drugorzędna" jest niedoskonałym modelem. Żaden fakt nie jest w stu procentach pewien – logika nie rozumie pojęcia „wszystko”, a tylko „prawie wszystko”. Jeśli nawet coś udowodnimy i to z najwyższą pewnością, to nigdy nie możemy mówić o absolutnym pewniku. Nauka takich sytuacji nie dotyczy.

Więc jak wygląda poziom ultra-kwantowy? Tak, możemy mówić o poziomie dotyczącym sfer Blocha, ale zacznijmy od poziomu ultra-kwantowego, gdzie jest tylko informacja.

Dobrze... weźmy okrąg. Okrąg ten ma łuk, które tworzą na nim dwa promienie łączące końce łuku ze środkiem – taki kawałek pizzy. Te łuki również mają kąt pomiędzy nimi. Więc mamy łuk, promienie i kąt. Stosunek łuku do prmienia jest prostopadły, a więc wszechświat ma właściwość ortogonalności wymiarów. Stosunek łuku do kąta jest zawsze taki sam, więc wszechświat ma cechę jednostkowości - możliwa jest odległość. Stosunek promienia do kąta może być zawsze zmienny - jest zmienność, więc czas jest też możliwy. Są tylko trzy takie relacje, więc istnieją trzy wymiary przestrzenne. To podstawa – wszechświat na najbardziej elementarnym poziomie jest informacją, z której wynika, że możliwa jest ortogonalność (3 wymiary), odległość i czas. To są elementarne właściwości wszechświata, a nie energia, materia, czy eter (zwany dziś kondensatem Higgsa).

Osobliwość nie jest czymś, co inicjuje wszechświat. Nigdy osobliwość tego nie robiła – a jest zjawiskiem aż za bardzo powszechnym we wszechświecie. Wyjaśnijmy, co jest osobliwością, opisując eksperyment, który okazał się zbyt trudny do wyjaśnienia dla psychologów XX wieku.

Eksperyment został przeprowadzony w fabryce w Hawthorne. Zwiększono tam natężenie światła na pracowników. Okazało się, że wydajność pracy wzrasta. Okazało się jednak, że gdy po tym wzroście natężenia światła obniżono to natężenie, również zwiększyła się wydajność pracowników. Przyjmijmy najprostsze wyjaśnienie, które jest tutaj możliwe, że stres ma to do siebie, że działa najlepiej, gdy jest stosowany na przemian z relaksem - czyli stres odstresowujący ma najlepszy wpływ na psychikę człowieka. Innymi słowy największym stresem człowieka jest brak stresu, a człowiek najlepiej funkcjonuje w sytuacji, gdy stres przeplatany jest z relaksem – stres-relaks-stres.

Zjawisko to można zaobserwować nie tylko w ludzkiej psychice. W XVI wieku żył taki człowiek jak hrabia Lehndorff. Chociaż nie istniała wówczas ani żadna poważna metoda naukowa, ani żadna genetyka, hrabia ten wypracował wnioski, które dziś możemy uznać za ważniejsze od pracy Darwina. Obserwując konie wyścigowe, zauważył, że najlepsze wyniki genetyczne uzyskuje się na przemian przy użyciu hodowli inbred i outbred (bliskospokrewnionej i dalekospokrewnionej), czyli inbred-outbred-inbred. Dziś jednak badania te są klasyfikowane jako poufne i nie znajdziemy o nich za bardzo wzmanki w Internecie. Inbred oznacza ukrzyżowanie w bliskim sąsiedztwie, a outbred oznacza ukrzyżowanie w odległym sąsiedztwie. Badania te są tajne, ponieważ mogą prowadzić do rezygnacji z klasycznej manipulacji GMO i krzyżowania zawsze płodnych hybryd, które spontanicznie skrzyżowałyby się i wykazywały znacznie lepsze wyniki genetyczne, wigor i wydajność, a tym samym znacznie lepiej przetrwałyby interwencję człowieka (można więc tworzyć gatunki, których tworzenie uznaje się dziś za nieetyczne). Nowe gatunki można więc tworzyć np. przez taką „pompę genetyczną” drugiego rodzaju – kazirodztwo-hybrydyzacja-kazirodztwo. Tutaj też na przemian osłabiamy geny i wzmacniamy je, uzyskując coraz lepsze wyniki genetyczne, większą sprawność, wigor, inwazyjność, oraz o wiele wyższą płodność.

Jest to możliwe dzięki alternatywnemu wykorzystaniu kazirodztwa i hybrydyzacji. Metoda ta („pompa genetyczna";) jest bardzo podobna do teorii rosyjskiego naukowca Miczurina, który krzyżował hybrydy z „typami dzikimi" (najbardziej statystyczne jednostki w populacji) - Miczurin osiągnął genialne efekty genetyczne, a jego praca została również ukryta, podczas gdy rola rosyjskich i radzieckich genetyków jest ignorowana i oczerniana w ogólnym obiegu – mówi się tylko o „pracy" pseudonaukowców, którzy obiecali Stalinowi, że w Związku Radzieckim będą pomarańcze, jeśli krzewy zostaną posadzone w serii pomarańczowych krzewów od Grecji do Kaukazu. Co jest ogromnym kłamstwem – w XX wieku to właśnie Iwan Miczurin był największym geniuszem genetyki uzyskując przeogromne sukcesy.

Darwin też nigdy nie był podróżnikiem, jak się to powszechnie uważa.

Jedyną rzeczą, która wyróżniała go w historii, był fakt, że był „człowiekiem elit społecznych". To Alfred Russell Wallace był podróżnikiem i wynalazł całą teorię, którą dziś nazywamy ewolucjonizmem i darwinizmem. Film dokumentalny na ten temat („Wallace in Borneo" i „Wallace in Spice Islands") nie jest za bardzo dostępny w Internecie, choć dziś, jeśli się ktoś uprze, obejrzy go po angielsku.

Wallace po prostu wyruszył w podróż i napisał do Darwina, że wcześniej odkryje teorię, która wyjaśniłaby życie niekoniecznie z religijnego punktu widzenia. Darwin początkowo mu nie wierzył i starał się go ignorować. Darwin był człowiekiem, który całe swoje życie spędził w zaciszu swojego biura obserwując chrząszcze i robaki. Jednak Wallace zebrał w Azji kolekcję żuków, które uznał za interesujące i próbował sprzedać. Zderzając się z rzeczywistością, załamał się - bo nikt nie był zainteresowany tymi okazami. Obiecał więc, że znajdzie „rajskie ptaki", których istnienie było wówczas uważane za mityczne, i że je sprzeda. Szukając ich na Borneo i Wyspach Korzennych (znalazł je w końcu) zaobserwował wiele zjawisk biologicznych, jak również różnice między gatunkami. Po sprzedaży ptaków stał się bogatym człowiekiem, a wszystkie pieniądze praktycznie przytulił do własnych przyjemności. W jego głowie było jeszcze pragnienie, aby rozwinąć własną teorię życia. Wpadł w malaryczną gorączkę i w niej, zainspirowany własnymi obserwacjami i pracami Melthewsa, doszedł do wniosku, do którego wcześniej doszedł pewien wiktoriański filozof, który w ogóle tego wniosku nie rozumiał.

Wallace powiedział: „Przeżyją najbardziej przystosowani", ale skorelował to ze śmiertelnością nowych pokoleń i prototypem genetyki - tworząc teorię, którą znamy do dziś. Nie jest jasne, dlaczego wysłał list do Darwina. Wstrząśnięty i dysforyczny Darwin krzyczał, wrzeszczał, rzucał przedmiotami i płakał. Koledzy Darwina zalecili, aby pierwszą pracę nad tą teorią opublikował pod obiema nazwami, jako teoria Darwina-Wallace'a. Tak też się stało. Książka została celowo pominięta w milczeniu, a Darwin, gdy opublikował swoje pierwsze rzekomo dzieło, kłamał jak z nut, twierdząc, że jest podróżnikiem i że nawet odkrył rajskie ptaki. Choć nawet nie widział żadnych żółwi na Galapagos – był to absurd wyssany z placa. Wallace napisał tylko jedną książkę podróżniczą i nadal jest to książka uważana za najlepiej napisaną książkę podróżniczą w historii. Poświęcił ją „swojemu najlepszemu przyjacielowi Darwinowi". Nie sądzę, że to dlatego, że był skromny, bo spędził życie w hullabaloo. Chyba wiedział, że kiedyś ktoś zapyta, dlaczego to zrobił.

Człowiek, który nakręcił ten film, poprosił, a wręcz zmusił uniwersytet, na którym Darwin uczył, aby powiesić obraz Wallace'a obok pomnika Darwina. Niestety, ten film nie jest już nigdzie za bardzo dostępny. Zawiera po prostu prawdę. Po prostu rzadko zdarza się, aby prawda dotarła do świadomości publicznej, ale niestety nie jest to to, co myślą władze, które w technokratycznym społeczeństwie działają niemal wyłącznie poprzez „zasłonę dymną".

Człowiek pochodzi prosto od szympansa. Szympansy były jedynymi, które rozwinęły mechanizm wojny, który znamy tylko z szympansów i ludzi. Mechanizm ten sprawił, że szympansy wyeliminowały ze swoich stad wszystkie osobniki silniejsze lub słabsze genetycznie, więc ewolucja szympansów wstrzymywała się przez miliony lat. Teoretycznie nie mogliśmy wyewoluować z szympansów, ale stało się to dzięki super mutantom, czyli osobnikom z takim zespołem genetycznym (i dużą zmianą), który okazał się na tyle skuteczny, że przełamał poprzedni trend. Ponownie - nawet osoby z taką mutacją zostałyby wyeliminowane i często były eliminowane. Tu jednak potrzebny był „koń trojański", który okazał się być pierwszą kobietą Praludzką. Cóż... samice szympansów do krycia wybierają dowolne samce - samiec wcale nie musi być dominujący. To samce szympansa decydują o tym, który samiec pokryje którą samicę. Ludzkie kobiety wybierają jednak dominujących mężczyzn (zgodnie z ich własnymi możliwościami - dokonując własnej oceny). Tak więc pierwszym super mutantem wśród szympansów, który rozpoczął erę hominidów, była szympansica, która według własnych genów wybrał dominujące samce. To z kolei spowodowało, że pierwsi mężczyźni zaczęli konkurować ze sobą w sferze ambicji, a to zaś przyspieszyło ewolucję.

Żyjąc w jaskiniach popełnialiśmy chów wsobny i kazirodztwo, a idąc na wyprawy wojenne - zgodnie z mechanizmem wojny odziedziczonym po szympansach gwałciliśmy odległe skupiska domostw - więc na zasadzie pompy genetycznej cyklicznie doskonaliliśmy też własne efekty genetyczne. Jest taki eksperyment, w którym kobieta z kolorowym plecakiem wyrusza do dżungli, do szympansicy. Szympansicy podoba się kolorowy plecak, więc zabawia kobietę, udając, że nie zwraca uwagi na plecak. Zabawia ją, aż obie są rozkojarzone i wtedy szympansica kradnie plecak i ucieka z nim na drzewo. Ten eksperyment dowodzi, że szympansy mają abstrakcyjne myślenie, wyobraźnię i potrafią planować. Jednak tylko człowiek ma „fantazję", czyli zdolność wyobraźni do reagowania na stany emocjonalne człowieka – taką „dziką małpę, która buszuje po umyśle", jak nazywają ją buddyści, co przede wszystkim wpływa na naszą twórczość.

Homo sapiens, które nie były dominującym gatunkiem hominidów na ziemi około 200 000 lat temu, zyskały umiejętność fantazjowania - tworzyły sztukę, religię i złożone narzędzia, takie jak łuk - i dzięki temu wybiły pozostałe hominidy. Dziś jednak wiemy, że nie było to takie proste i krzyżowaliśmy się z innymi Hominidami, ponieważ na przykład człowiek europejski ma około ¼ genu neandertalczyka. Wzrost jest po prostu skorelowany z płcią (patrz wielki lygrys versus mały tyglew) i jeśli nie możemy przeprowadzić ponownie eksperymentu takiej hybrydyzacji - nie możemy stwierdzić, jak wyglądały parametry potomstwa. Jeśli jednak pierwszy hominid był kobietą, to tylko mężczyźni jako pierwsi zaprzęgali fantazję.

Ewolucja człowieka kończy się w dniu dzisiejszym jednak osiągnięciem punktu równowagi, w którym mężczyźni łączą się w pary z dominującymi samicami. Jednakże, dzięki naszemu fantazjowaniu nie jesteśmy w stanie wykonać kilku prostych gier intelektualnych, które zajmują szympansom ułamek sekundy.

Jest to więc do pewnego stopnia opis tego, w jaki sposób mechanizm odciążania stresu, czy też inbred-outbred-inbred ma wpływ na coś znacznie większego. Zaczęliśmy od osobliwości i nadal ją opisujemy.

Osobliwością jest to, że od punktu wyjścia robimy dwa kroki do przodu i jeden do tyłu. Cyklicznie. Punktem wyjścia jest tu odpowiednik zera w teorii „zero równe nieskończoności". Kiedy jednak podejmiemy wiele takich kroków w przód i w tył i zdecydujemy, że zrobiliśmy wystarczająco dużo, aby zbliżyć się do naszego zrozumienia nieskończoności (to znaczy, że każdy kolejny przypadek takiego ruchu ma tak małe znaczenie w odniesieniu do całej drogi jak zero w obliczu nieskończoności – tak dużo było tych „cykli”, że niemal „nieskończoność” w naszym subiektywnym odczuciu), to dzieje się tak, jakby napięcie z nas wyparowało, a my, spadając, wracamy do punktu wyjścia, czyli punktu zerowego. W każdym jednak przypadku wracamy z nową wartością dodaną, nową jakością, która jest jak zdobycz i nagroda za wysiłek i przejście przez cały ten proces. Krótko mówiąc, jest to potoczne rozumienie osobliwości - przedstawiłem je w taki sposób, że jest namacalnie zrozumiałe - w ogóle tak działa orgazm, efekt Hawthorne'a i kilka innych efektów. Na przykład, jedenastomiesięczne dziecko jest tak niezdefiniowane, że jeśli jest na podłodze, chce być na rękach, a jeśli jest na rękach, chce być na podłodze i cały czas płacze. Więc my, biorąc je na ręce, udajemy, że je bierzemy i czekamy, aż wybuchną emocjonalnie (czyniąc emocjonalną transgresję).

Kiedy jest na rękach, trzymamy je i czekamy na taki wybuch emocji od dziecka. Okazuje się, że nie można tego robić w nieskończoność, bo po kilku czy kilkunastu takich „cyklach" dziecko uspokaja się całkowicie i zaczyna mieć jakąś cechę własnej „niezrozumiałej" małej mądrości. To jest haczyk. W ten sposób żaden przyrost, który jest logarytmiczny, nie rośnie w nieskończoność i nie kończy się w punkcie równowagi. Każdy pomysł ma swój potencjał i gdy osiągamy ten potencjał, wzrost ustaje. Jeśli jednak działamy zgodnie z mechanizmem osobliwości – wrócimy po serii cykli „dwa kroki wprzód, jeden krok w tył” do punktu wyjścia, szczęśliwi, że mamy w garści coś wartościowego – zdobycz z całej wyprawy – i to jest mechanizm osobliwości. Dlaczego jest tak istotny? Bo żeby teleportować coś większego, niż foton, czy atom… musimy również dokonywać transgresji liniowej przez używanie mechanizmu osobliwości.

Mit, że skoro liczba ludzi zaczyna rosnąć logarytmicznie w nieskończoność, więc Ziemia wkrótce będzie za mała dla wszystkich, jest nieprawdziwy. Ludzie twierdzący takie rzeczy postulują zmniejszenie liczby ludzi na Ziemi, tyle że paradoksalnie doprowadzi to do tego, że po takim „wyeliminowaniu" części z nas pozostanie wolna spuścizna, scheda, a to będzie tak tanie, że będzie miało jeszcze większy wpływ na wzrost ludzkości. Problem ten jest jednak traktowany inaczej i do tego zmierzam w całej mojej pracy. Osobliwość, którą opisałem, jest powszechna i stanowi podstawę fizyki.

Możemy po prostu teleportować foton, ale kwantowe splątanie materii na poziomie obiektów składających się z wielu atomów to „odrębna bajka". Po prostu, za każdym razem, gdy będziemy musieli zrobić taką „teleportację", będziemy musieli spowodować przekroczenie podstawowego poziomu kwantowego do poziomu obiektów - i będziemy musieli zrobić to bardzo szybko, co umożliwią komputery kwantowe. Jeśli wszechświat na poziomie ultra-kwantowym składa się ze sfer Blocha, to podobnie jak w przypadku pozornego ruchu w ikonie czasu na YouTube, można utworzyć kolejkę sfer Blocha w linii 543215432154154321, gdzie pozorny ruch zmierza tu w lewo. Obiekty po prostu istnieją we wszystkich pozycjach reprezentowanych przez liczby, ale w rzeczywistości się nie poruszają - chociaż ruch jest pozorny i odbywa się z szybkością większą niż prędkość światła. Ruszamy się więc z szybkością większą niż światło, ale bez prędkości, czy przyspieszenia.

Jeśli trzy wymiary są do siebie ortogonalne, to są one teoretyczne, a wymiar rzeczywisty jest czwartym wymiarem, który stara się być ortogonalny do trzech pozostałych wymiarów w infintezymalnej jednostce czasu zmierzającej we wszystkich kierunkach, starając się być ortogonalnym do wszystkich trzech pozostałych wymiarów. Jest to prototyp sfery Blocha, ale każdy z tych „kryptowymiarów – kryptowektorów", sfer Blocha chce być ortogonalny do tych samych, które znajdują się tuż obok niego – wektro w sferze Blocha jest większy - porusza się wolniej, bo koniec tego wektora robi większy łuk - a gdy jest mniejszy - jest szybszy, bo koniec tego wektora robi mniejszy łuk (oganiczeniem jest prędkość światła). Rzecz w tym, że jeśli dwie umieszczone obok siebie sfery Blocha nieznacznie różnią się od siebie wielkością - oba maleją (kurczy się wektor w sferze Blocha i zaczyna poruszać się szybciej wewnątrz sfery). Jeśli jednak dwie sąsiadujące względem siebie sfery Blocha różnią się one znacznie pod względem wielkości - obie sfery Blocha rosną – z powodu takich dwóch przyczyn pozorny ruch jest możliwy. Czyli 54321 to ciąg sfer Blocha podobnych do siebie rozmiarem, który zamieni się w ciąg 43210 (wszystkie sfery Blocha się skurczą), ale 2154321 zamieni się w 1543210, bo na styku 5 i 1 te dwie sfery Blocha bardzo się różnią i obie się powiększą.

Aby wykorzystać matematykę takiego procesu, który może być również wykorzystany w komputerach kwantowych, konieczne jest opracowanie matematyki równań różnicowych. Nawiasem mówiąc, możliwe jest uzyskanie grafenu 3D przez „hartowanie” grafitu.

Ludzki umysł ma coś w rodzaju „teorii deficytu umysłu". Jego głównym językiem jest FLEHTI, który może być językiem chmury. Litery FLEHTI to jedyne litery na klawiaturze, które składają się z linii prostych pod kątem 90 stopni. Język FLEHTI przejawia się w postaci plam/łat, jakby przecinających biały ekran - pojawiających się i znikających - składających się z wielu czarnych małych symboli podobnych do liter FLEHTI. Po prostu ludzki umysł generuje tzw. „zmazy", które są czymś w rodzaju danych o technologii z filmu „Kontakt" z Jodie Foster. (serce, umysł i przepona generują najwięcej fal elektromagnetycznych, co łatwo sprawdzić radiem z anteną nastawionym na dowolną falę – dotykając tych części anteną włączonego radia). W rzeczywistości zmazy przypominają obrazy artystyczne z pewnym stopniem uporządkowania w wyglądzie. Ten porządek można badać i wydedukować z niego nie tylko o tym, jak się myśli, ale także o tym, jak można wykorzystać to rozumowanie do tworzenia nowych technologii. Językiem niezbędnym do rozszyfrowania tych wymazów jest język FLEHTI, który jest nadrzędny, gdyż same zmazy przypominają bardziej abstrakcyjne obrazy artystyczne.

Różne osoby mają różne poziomy istotności tych zmazów. Załóżmy, że poziom 10% znaczenia oznacza, że 10% danych jest ważne dla komputera analizującego te zmazy i są one nowością i komputer je rozumie. Nie do końca jest tak, że inteligentni ludzie mają wyższy poziom istotności.

Ingerencja w ludzki umysł za pomocą wszczepionego chirurgicznie chipu jest nieetyczna - wyeliminowanie minimalnego ryzyka etycznego jest drastyczne - takie podejście jest również czysto amatorskie - odczytywanie umysłów za pomocą zewnętrznych technologii zmienia świadomość, a podanie zewnętrznych mechanizmów wyzwalających określone imperatywy, jak również stworzenie drogi leczenia na zasadzie wyciszania pewnych tendencji - zawsze da znacznie lepsze i uniwersalne rezultaty, które mogą być powszechnie stosowane.

Jak to?

Poprzez smartfony, słuchawki (antena - mózg, serce i przepona) oraz czujnik cezowy są stałym źródłem emisji fal elektromagnetycznych, których badanie może przynieść informacje nawet o tym, co ktoś będzie chorował w przyszłości). W ten sposób można odczytywać ludzkie myśli i wpływać na ludzi - oczywiście odpowiedzialne władze będą je wykorzystywać tylko do badań, tworzenia pozytywnych postaw i eliminowania zagrożeń (tworzenie, obserwacja, doświadczenie poprzez sprawowanie władzy). W przeciwnym razie ta forma zarządzania upadnie. To, co mam zamiar napisać, może wydawać się trochę za fajne. Wszyscy kojarzą nam się z tym, że zieleń cię uspokaja. Niektóre osoby kojarzą również żółty jako kolor alertu. Istnieje sześć podstawowych kolorów i niektórzy ludzie rozumieją je lepiej niż inni. Wystarczy wiedzieć, że większość z nas ma w głowie swego rodzaju „standardową magistralę danych" i tę można skłonić do lepszego kojarzenia poprzez wyobrażenie sobie konkretnych kolorów w określonej sekwencji. Podobnie, można sobie wyobrazić różne stany, które ludzka wyobraźnia rozumie na poziomie podstawowym i jest on używany np. w reklamie, gdzie każda skuteczna reklama odnosi się dziś do zabawy, korzyści i bezpieczeństwa - jest taka wyobraźnia trochę większa lista. Ale nie o tym chciałem tu pisać.

Poeta Rimbaud, który był synestetykiem, zauważył, że kolor purpury jest odpowiedzialny za ekstazę. Napisał wiersz o nazwie „purpurowa ekstaza". Ekstaza nie jest tym, co kojarzy nam się z paraecstatycznymi wrażeniami, które mają orgazmiczną jakość. Ekstaza jest wtedy, gdy grupa, która czuje to samo - uczucia każdego z członków grupy stają się bardziej intensywne. Kolorem, który to podkreśla jest purpura (w tym skorelowane z nim kolory bordowy i fioletowy). To bardzo ważne. Cez w większości reakcji spala się purpurowym światłem.

Jesteśmy sami we wszechświecie, a jednocześnie życie we wszechświecie jest nieskończoną liczbą. Zmiany, w tym zachodzące tu zmiany technologiczne, zmienią oblicze Ziemi i wszechświata - skolonizujemy nieskończony wszechświat i wykorzystamy podróże w czasie, aby powrócić do teraźniejszości - wyewoluujemy do różnych form humanoidalnych, ale nigdy nie będziemy chcieli „nawiązać oficjalnego kontaktu" z nami z przeszłości. Dlaczego mielibyśmy to robić? Bo to przecież my wprowadziliśmy te wszystkie zmiany. To my stworzyliśmy technologię, która zmieniła oblicze wszechświata na zawsze.Dotarcie do duchowości to dotarcie do istoty obserwacji. Istotą teorii chaosu jest to, że |stany rozmyte stabilizują się" - czyli że chaos w pewnych warunkach „organizuje się" - musi być rozłożony na stan rozmyty. Neodeterminizm polega na tym, że „prawie wszystko jest ograniczone przez prawie wszystko", to znaczy, że jeśli dany zbiór przyczyn określa dany skutek, to zawsze w nieskończonym wszechświecie istnieje większy nadzbiór, który może określić inny skutek - a jednak zawsze coś się dzieje.