JustPaste.it

Wypadek w CERN

Opowiadanie o tym, jak ludzka próżność potrafi wywołać postęp i spowodować największe odkrycie w dziejach ludzkości

Opowiadanie o tym, jak ludzka próżność potrafi wywołać postęp i spowodować największe odkrycie w dziejach ludzkości

 

Zonenberg był wściekły. To mało powiedziane, bo od rana rzucał papierami i jego dysforią obrywał każdy, kto znalazł się w polu rażenia.

- Witam Profesorze.

- Dzień dobry.

- Proszę powiedzieć co się tak właściwie stało – Malthews wiedział co się stało, ale chciał to usłyszeć od Zonenberga osobiście.

- Ostrzegałem, że tak się to może skończyć.

- Co się może skończyć? Czy coś konkretnego się skończyło.

- Jack, daj spokój…

- Przypominam, że w tym biurze obowiązuje ścieżka służbowa. Jackiem jestem w kafeterii.

- Przepraszam.

- Nie przepraszaj, tylko śpiewaj. Najlepiej od początku.

Zonenberg nie wiedział jak to ująć, ale chciał to z siebie w końcu wyrzucić.

- Wygenerowaliśmy tachiony…

- Brednie.

- No właśnie nie!

- Pomyliliście się. Tachiony to cząstki teoretyczne. Istnieją tylko w prędkościach większych od prędkości światła. Nie da się ich wygenerować. Zresztą skąd o tym wiesz?

- Te gówniarze i aroganccy ignoranci przegięli z prędkością. Wytunningowali aparaturę tak, że bardzo ciężką cząstkę chcieli zderzyć z bardzo dużą prędkością.

- To chyba normalne.

- Problem w tym, że ona się nie zderzyła z aparaturą pomiarową.

- To pomyłka.

- Próbowali 78 razy. Zawsze efekt był ten sam.

- To co się z nią stało?

- Przeszła w stan, w którym ustawicznie teleportuje się kwantowo na jakichś konkretnych odcinkach. Jeśli wyznaczyć prostą jej ruchu, to jest powiedzmy w kilkudziesięciu punktach naraz. Pojawia się w nowym na przedzie i znika w ostatnim na końcu takiej kolejki.

- Słuchaj. Przychodzisz do mnie jako fizyk, a nie jako kolega od rozmów akademickich. Masz jakieś dowody na to? Jakąś aparaturę, która może to wykazać?

- Jeden z gówniarzy bawił się z własnym pomysłem. Totalny odlot. Miał służyć czemuś innemu i mieliśmy pozwolić mu na testy za dwa miesiące. Nie było mnie przy tym. Gówniarze tak się przejęli, że wpadli na pomysł, aby już teraz to przetestować i wyszło im to, co Ci mówię.

Prof. Malthews zwarł się w sobie, podniósł z biurka honorowe pióro, które otrzymał za zasługi, popukał nim kilka razy w biurko, wstał, stanął przed obrazem Einsteina, który wisiał wysoko nad jego biurkiem. Niepisanym zwyczajem było to, że im który fizyk był ważniejszy, tym wyżej wolno mu było wieszać nad biurkiem portret Einsteina.

- To koniec.

Też mi się tak wydaje.

- To twój koniec. Koniec też tych „gówniarzy”, jak ich nazywasz. Spokojnie. Pojedziesz na jakąś ciepłą posadkę, ale oni już roboty nie znajdą. Wszyscy się pomyliliście. Rozumiesz?! Pomyliliście się... Wiem, że się nie pomyliliście, ale pomyliliście się. To przeczy wszystkiemu. Głównie temu, że jesteśmy grubo finansowani. Takie odkrycie zaprzepaściłoby wszelkie finansowanie tego projektu. Fizycy tutaj nie byliby potrzebni. Wyszłoby, że robimy nic za ogromne pieniądze i mylimy się we wszystkim, więc to koniec. Rozumiesz? Koniec…

- Ale.

- Co "ale"!?!

- Czemu ja?

- Potrzebuję przykładu. Przepraszam cię, ale musisz to zrozumieć. To dla naszego wspólnego dobra.