JustPaste.it

Shut up, Jordan Peterson!

Ważne w życiu mieć autorytety.

Ważne w życiu mieć autorytety.

 

 

Zapowiadał się piękny dzień. 
Stwierdziłem to zaraz po wstaniu z łóżka, wciąż z zalepionymi od snu oczyma. Otworzyłem okno i rozejrzałem się, kręcąc na boki zesztywniałym karkiem. 
Chłód poranka mile trzeźwił mój umysł, wciąż zamglony po wczorajszym piciu. Do mojej jaźni ledwo docierał daleki dźwięk kościelnych dzwonów wzywających wiernych do pierwszego tego dnia nabożeństwa.   
Ucieszyła mnie myśl że nie jestem stary i tego typu rozrywki były dla mnie czystą abstrakcją. W kraju w którym ponoć dziewięćdziesiąt procent populacji to katolicy, wiara polegała bardziej na umiejętności zachowania pozorów, wpasowania się w powszechnie akceptowalny model wymaganych, choć rzadko przestrzeganych cnót. 
Często czułem się tutaj obco. Podrapałem się po rozczochranych włosach, błądząc gdzieś w ulu pamięci, starając wydobyć coś wartościowego. 
Niestety na próżno. Przyzwyczajony do codziennej porcji trucizn, organizm domagał się swojej należności. Ciało zdecydowało samo, świadomość niczym zastany silnik nie miała wiele do powiedzenia. Obróciłem się na pięcie i siłą bezwładu skierowałem do kuchni. Ręce drżały mi niezauważalnie, gdy wyobrażałem sobie jak odkręcam ekspres od kawy, nalewam wody, wsypuje substancję, zakręcam...
Jakież było moje zdziwienie gdy spostrzegłem że w swoim mieszkaniu nie jestem sam! Gdybym trzymał w rękach ekspres, z pewnością bym go upuścił. 

 

Na jednym z foteli znajdujących się w salonie (moim ulubionym) siedział szczupły mężczyzna w średnim wieku o dość ponurej, gładko ogolonej twarzy. Odziany był elegancko, jak jeden z profesorów którejś z prestiżowych uczelni. Palce trzymał zetknięte w piramidkę, wzrokiem patrząc gdzieś w przestrzeń. Miałem wrażenie że otacza go jakaś trudna do zdefiniowania aura godności i powagi, lecz również przystępności oraz dyskretny optymizm, z rodzaju tych mających swe korzenie w rzeczywistości. 
- Jordan...Peterson? - wydukałem, znajdując się w stanie ciężkiego szoku. 
Mężczyzna ocknął się i poczułem na sobie taksujące spojrzenie jego mądrych, szarych oczu. Podziękowałem sobie w myśli że zmieniłem piżamę na strój dzienny, (choć i tak ubrany w po domowe spodnie i podkoszulkę z uśmiechniętą buźką czułem się głupio w jego obecności). 
Uśmiechnął się, jakby znając moje myśli, po czym wstał i uścisnęliśmy sobie prawice. Zaproponowałem mu kawę, na co zgodził się, zastrzegając że nie spożywa cukru. 
Podczas gotowania wody, poszedłem zmienić strój na bardziej odpowiedni. Gdy wróciłem, ekspres już świergotał. Jordan Peterson siedział przy stole, bębniąc po blacie cienkimi palcami. 
Drżącymi rękoma podałem mu kawę, na co uprzejmie skinął głową. Miałem wrażenie że nosi się z zamiarem wypowiedzenia jakiejś błyskotliwej uwagi, całkiem możliwe że mogącej zmienić moje dotychczasowe życie. 
Usiadłem więc, czekając z napięciem (uprzednio słodząc oraz dolewając mleka do swojej kawy).
Jordan Peterson upił łyk, przełknął po czym zwrócił się do mnie tymi słowami: 
- To nieprawdopodobne do jakiego stopnia nasze zdrowie psychiczne zależy od funkcjonującej struktury socjologicznej... 
Pokiwałem głową, starając się zebrać myśli, jednak Jordan Peterson był szybszy. 

 

- Powiem ci dlaczego. Cóż, po pierwsze musisz wiedzieć co robić każdego dnia. Musisz posiadać rutynę... 
- Tak, to prawda...
- Ponieważ jesteś zwierzęciem, wiesz? 
- Słucham..?
- Jeśli masz psa lub kota... - psy są bardzo dobrym przykładem. Psy lubią rutynę - wziął następny łyk kawy. 
- Ponieważ? - wykorzystałem ten moment, by zadać pytanie. 
- One lubią być wyprowadzane na spacer, tyle razy dziennie ile powinny być wyprowadzane. Szybko się rozchorują jeśli nie wprowadzisz w ich życie rutyny. 

 

Widać było że wie o czym mówi, nie przerywałem mu więc i słuchałem, starając się przybrać mądry wyraz twarzy.
Jordan Peterson kontynuował, energicznie gestykulując, starając się pomóc mi w zrozumieniu wykładanej idei. 
- Dzieci są dokładnie takie same. Znaczy, można z nimi przesadzić, tak? Ale nadal powinieneś w przybliżeniu wiedzieć kiedy wstać by być mniej więcej taki sam każdego dnia, wiedzieć kiedy powinieneś jeść. Musisz wiedzieć co będziesz jeść, z kim będziesz jeść. Również, gdzie kupić jedzenie... - to jak... Osiemdziesiąt procent, może siedemdziesiąt procent twojego życia składa się z tych rzeczy które powtarzasz każdego dnia. 
Zafascynowany, zapomniałem o stygnącej przede mną kawie. Peterson kontynuował, wiedząc że ma moją całkowitą uwagę. 
- To są zwykle te rzeczy, które ludzie określają mianem trywialnych... ale to co chcę podkreślić, jeśli sobie to obliczysz... - urwał na moment, szukając czegoś w pamięci. 
- Kiedyś pomogłem w ten sposób mojemu klientowi, który zawsze miał problem z kładzeniem do łóżka swojego dziecka. Każdej nocy się o to kłócili... - a wiedziałem wtedy iż z badań wynika że większość rodziców poświęca swojemu dziecku jedynie dwadzieścia minut ciągłej uwagi. Ludzie są zajęci, nie tak łatwo znaleźć choćby te dwadzieścia minut. To naprawdę dużo cholernego czasu, nie myśl inaczej - biorąc kolejny łyk, zerknął na mnie zza porcelanowej filiżanki. 
- No, ale te dwadzieścia minut to jedyne co miał. Spędzał zaś czterdzieści minut usiłując położyć swoje dziecko do spania, a to nie jest zbyt... - zbyt rozrywkowe. Myślisz sobie - po co każdego dnia kłócić się o to samo ze swoim dzieckiem, jednak jeśli dzieje się tak codziennie to jest to katastrofa. 
Ukradkiem spojrzałem na zegarek, nie chciałem przerywać Jordanowi tak ciekawego wykładu, jednak musiałem powoli zbierać się do pracy. Podziękowałem mu więc w uprzejmych słowach, zapraszając by wpadł później jeśli nadal będzie w okolicy. Dopiłem kawę a Jordan swoją myśl po czym rozeszliśmy się w swoich kierunkach. 

 

Moja praca polegała na prowadzeniu budki z hot-dogami w jednej z większych galerii handlowych w moim mieście. 
Nie było to zbyt ambitne zajęcie, jednak lubiłem je. Mogłem przyglądać się ludziom, pogawędzić z klientami... no i przecież to była praca tylko na moment, nie więcej. Choć nie czułem się zbyt komfortowo, gdy znajomi robiący kariery w korporacji, spotykając mnie zawsze wyrażali głębokie zdziwienie co też robię ze swoim życiem. W każdym razem widziałem to w ich oczach, zapatrzonych gdzieś w dalekie wizje dostatku i wysokiej społecznej pozycji okupione jednak długimi godzinami spędzonymi w biurze pod ścisłym nadzorem swojego CEO, oraz setkami couchingowych szkoleń, zachęcających do większego wypruwania sobie żył. 
Tak zamyślony, nie zauważyłem znajomej sylwetki wyłaniającej się z kolorowego tłumu. Zamrugałem, upewniając się że to on, po czym pomachałem w stronę Jordana Petersona. 
Wyglądał na nieco strapionego, pewnie jakimś ciężkim do pojęcia, przekraczającym moje możliwości poznania problemem. Cóż, ja miałem swoje hot-dogi. 

 

Zaproponowałem mu specjał dnia, na co z gracją odmówił, usprawiedliwiając to zdrową dietą. 
Rozejrzał się po otoczeniu po czym spojrzał na mnie, jakby coś ze sobą porównując. 
- Ludzie zwykle myślą że "cokolwiek robię teraz jest pozbawione ryzyka, ale wciąż mam sporo opcji", tyle że nie... Cokolwiek robisz teraz posiada ryzyko każdego rodzaju, ale ty jesteś na nie ślepy. Zwyczajnie go nie dostrzegasz, ponieważ się do niego przyzwyczaiłeś, stało się dla ciebie niewidzialne. 
Nie możesz stać w miejscu, czekając w założeniu że to co teraz robisz nie ma tego ryzyka. 
Zastanawiałem się do czego zmierza, starając skupić na jego słowach. 
- Więc, kiedy ludzie przychodzą do mnie oczekując porady dotyczącej ich kariery, mówią mi - "chyba muszę zmienić pracę" - a ja odpowiadam im - "ok, co cię zatrzymuje?".
Cóż, mają wiele powodów... - Jordan zaczął wyliczać powody na palcach - Poczucie komfortu, bezpieczeństwa, niezbyt imponujące CV... - ludzie nie lubią uzupełniać swoich CV, pewnie dlatego że zwykle nie są z niego zbyt dumni. Nie lubią konfrontować się ze swoją przeszłością, oraz wyborami które podjęli. Nie lubią też chodzić na rozmowy kwalifikacyjne, ponieważ nikt nie lubi być wypytywany ani tym bardziej osądzany. 
...Z drugiej strony jednak, jeśli pozostaniesz w niezadowalającej cię pracy, to rosnące poczucie dyskomfortu oraz coraz częstsze z tego powodu cierpienie, masz gwarantowane. 

 

Jordan jak zwykle miał rację, nie musiałem nic mówić. Zdawał się doskonale wiedzieć o czym w tej chwili myślę. Prawda była taka że dawno powinienem zabrać się za coś bardziej ambitnego, jednak ze względu na lenistwo i strach przed zmianą, nie mogłem się do tego zebrać. Chciałem mu podziękować, jednak on zniknął gdzieś w tłumie osób. 
Wzruszyłem ramionami - tak mądrzy ludzie zwykle bywali ekscentryczni, nie było to nic dziwnego. Zabrałem się więc za dalsze robienie hot-dogów, łasym na niezdrową przekąskę ludziom. 
W głowie jednak cały czas kołatała mi się myśl że powinienem rzucić tą pracę. 

 

Następnego dnia miałem wolne. Postanowiłem więc wybrać się na spacer po Krakowskim rynku. 
Zawsze lubiłem w ten sposób spędzać czas, wychodzić jakieś dobre myśli, obserwować tak barwne otoczenie ulicznych grajków, mimów, malarzy-artystów, czy też handlarzy rupieci. 
Moją uwagę przykuł spory tłum zgromadzony wokół jakiegoś mówcy. Podszedłem bliżej, starając się wyodrębnić poszczególne słowa. 
Nie zdziwiłem się zbytnio słysząc znajomy głos. Widocznie Jordan Peterson został w mieście na dłużej. 
Wytężyłem ucho, łapiąc strzępy jego wykładu. Niestety nie mogłem go dostrzec, było zbyt gęsto.
- Pewnie słyszeliście społeczne żądania typu" "Wszystko powinno być równe, wszystko powinno być rozprowadzone po równo, powinniśmy starać się o sprawiedliwy podział"... - a ja mówię że to BŁĄD! Zwłaszcza jeśli jest się konserwatystą - BŁĄD! To czego naprawdę chcemy to hierarchia oparta na kompetencji! Nie każdy jest neurochirurgiem, prawda? 
Tłum zamruczał, pokiwał głowami. 
- Jeśli jesteście chorzy to chcecie najlepszego lekarza, nie partacza. Dla postmodernisty nie istnieje hierarchia, która nie jest oparta na mocy... - dlatego że uważają że na tym opiera się świat. 
Dlatego więc używają tej mocy by zdobyć to czego chcą! Ponieważ to jedyna rzecz w którą wierzą.  Lecz słuszna hierarchia kompetencji... 
Peterson z pewnością miał rację, ja jednak nie miałem czasu by zostać na resztę jego wykładu. Musiałem załatwić parę drobiazgów a wieczorem byłem umówiony z dziewczyną. 
Poszedłem więc dalej, podśpiewując, ucieszony pozytywnym prospektem dnia. 

 

Pewnie zastanawiacie się do czego zmierza ta historia. Postaram się więc streścić, ponieważ czuję że nie zostało mi wiele czasu. 
Zamknąłem się w mieszkaniu na dwa zamki i siedzę nerwowo obserwując okolicę zza przysłoniętych żaluzji. Jednak nie jestem pewien czy to coś da. 
Konfrontacja wydaje się nieunikniona a On jest znacznie bardziej inteligentny ode mnie. Pozostaje mi tylko być dobrej myśli i liczyć na szczęście. 
Jednak nie uprzedzając faktów... 

 

Wieczór przebiegał dokładnie tak jak zaplanowałem. Spotkałem się z Elizą w "Cafe Nostalgia" gdzie wypiliśmy kawę. 
Potem przenieśliśmy się do jej ulubionego pubu, wychyliliśmy parę głębszych ale nie aż tak by się upić. To mieliśmy zostawić na noc. 
Kupiliśmy butelkę wina, po czym zamówiłem taxi i pojechaliśmy do mnie.  
Eliza postanowiła odświeżyć się pod prysznicem, chichotem zachęcając mnie bym do niej dołączył. Byłem już dość mocno upojony, jednak wciąż stabilnie trzymałem się na nogach. 
By przywrócić się do stanu lepszej funkcjonalności, nastawiłem kawę, przysłuchując odgłosom puszczanej wody i śpiewów dochodzących spod prysznica. 
Eliza pospieszała mnie, mówiąc że nie będzie czekać na mnie wieczność. Odkrzyknąłem jej by się zagrzała a ja zaraz do niej dołączę. 
Z przyzwyczajenia włączyłem TV. Pierwszy wyświetlił się kanał TVP - już miałem przełączyć nie mogąc wybaczyć tym durniom z rządu że woleli wydać dwa miliardy na propagandę zamiast pomóc chorym na raka... jednak powstrzymałem się, widząc że w studio siedzi sam Jordan Peterson! 
Pogłośniłem, zbity z tropu. 
- ...Nawet w relacji z wykreowanymi tożsamościami... - mówił - ...wciąż widzi się tą ponownie pojawiającą się, zasadniczo fundamentalną sub-strukturę. Nawet w jej wnętrzu, jest "Ogród Eden" a w środku niego drzewo i wąż. Zawsze tam jest. Zawsze. Nawet Bóg nie jest w stanie go stamtąd wygonić. 
Wyłączyłem tv i wziąłem pośpieszny łyk kawy. Peterson musiał zaczekać. Pod prysznicem czekała na mnie bardziej atrakcyjna perspektywa niż kolejny wykład. 

 

Kończyliśmy właśnie butelkę wina, zaczynając się do siebie dobierać, mając zamiar przetestować sprężystość nowego łóżka z Ikei, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. 
Tak mi się przynajmniej wydawało, bo Eliza nic nie słyszała. Pogłośniłem muzykę a słodki wokal Maggie Linderman skutecznie zagłuszył możliwość jakiejkolwiek interferencji. Kontynuowaliśmy więc grę wstępną, Eliza widocznie rozkręcała się i gdy była już gotowa... - znów usłyszałem to cholerne pukanie do drzwi. 
Tym razem nie mogło być mowy o pomyłce. Ktoś wyraźnie starał się zrujnować mi noc. Oderwałem się od niej i podszedłem do drzwi przepasany samym podkoszulkiem, wymyślając możliwe obelgi jakimi obdarzę natręta. Jednak gdy spojrzałem przez wizjer, całkowicie o nich zapomniałem. 
To znowu był on. Jordan Peterson. Stał przed drzwiami i coś mówił. 
- Jedno z bardziej interesujących rzeczy dotyczących kobiet to że są bardzo selektywne w dobieraniu się w pary. Przykładowo, samice orangutana nie są tak selektywne. 
To oznacza że dominujące samce wciąż pozostawiają po sobie więcej potomstwa... - widocznie jest to spowodowane...
Z sypialni dobiegł do mnie głos Elizy, z wyraźną nutą pretensji. Pytała kto to. Odwróciłem głowę by jej odpowiedzieć...- jednak nie wiedziałem co powiedzieć. 
Ponownie spojrzałem przez wizjer. Jordana Petersona jednak już tam nie było. 
Musiałem być już bardzo pijany, zaśmiałem się więc i olałem sprawę, wracając do łóżka. 

 

Obudziłem się wczesnym rankiem z potwornym bólem głowy. 
Eliza spała wciąż, pochrapując lekko. Nie chciałem jej budzić, więc cicho wymsknąłem się spod kołdry, zamierzając nastawić kawę i może przeglądnąć internet. Gdy wszedłem do kuchni zaschło mi w ustach i nie miało to nic wspólnego z kacem. 
Jordan Peterson stał oparty o lodówkę, jak gdyby nigdy nic dalej kontynuując swój wywód. 
- ...Fundamentalny Problem Roberta Crumb'a polegał na tym że jego matka była czymś w rodzaju wielkiego pająka i przez całe jego dzieciństwo starała się zniszczyć w nim życie, co miało wpływ na jego późniejsze relacje z kobietami. Kobiecość potrafi być czymś co zmienia cię w kamień. Przeciętny mężczyzna jest odrzucany znacznie częściej niż jest akceptowany a przecież kobiety są furtką do reprodukcji, stanowiąc naturę samą w sobie... 
Krzyknąłem i upadłem na plecy. Czego on ode mnie chciał!? O co mogło mu chodzić? 
Peterson zaśmiał się, ciągnąc - ...a natura mówi większości mężczyzn - "powinieneś iść do domu i schować się pod swoim łóżkiem...".

 

 

 

txt:Henear
Fragmenty wypowiedzi Petersona, należą do niego.
..............................................................................
Video thumb
Video thumb