JustPaste.it

Wychowanie a śmierć

Cierpliwość jest skuteczniejsza od siły.

Wiele rzeczy, których nie udało się rozwiązać

od razu, zostało zdobytych małymi krokami...

  

                                 / Plutarch /

 

 

            Bardzo trudno obecnie jest prawdziwemu nauczycielowi, mówić o „wychowaniu”.[1] Chociażby właśnie z racji wykonywanego zawodu, jak i posiadanego doświadczenia. Mówiąc najprościej i najkrócej – każdy z nas od dziecka jest wychowywany i wychowuje się każdego dnia i w każdej godzinie swojego życia, bez względu na to kim bądź czym jest, jaki wykonuje zawód, czy mieszka w aglomeracji, na wsi, w lesie, czy na bezludnej wyspie; czy spotyka się z jednym człowiekiem czy też całym tłumem; czy zna jeden język, czy też zna ich wiele; czy jest piękny i młody, czy stary i zgorzkniały; czy jest wysoki czy niski, chudy, gruby, czy...

Wiedza, którą zdobywamy w szkole na poszczególnych etapach kształcenia i nauczania, w podstawie swojego zastosowania ma na celu zawsze zainteresować, pomóc, zaznajomić, uświadomić, przygotować do działania praktycznego… Absolutnie każde dziecko, każdy „uczeń” ma do wyboru dziesiątki wzorców bądź bohaterów. Począwszy od własnej „mamy”, „taty”, „siostry”, „brata”, „cioci”, „wujka”…, a skończywszy na postaciach realnych bądź tylko wymyślonych poprzez książki lub na oglądanym filmie, czy też – aktualnie nawet... grze komputerowej, bądź całkowicie fikcyjnej postaci filmu animowanego. Najpierw, jako dziecko wybieramy jedną postać lub kilka na różne okazje, z którymi otwarcie, bądź w tajemnicy przed wszystkimi próbujemy się utożsamiać. W miarę dorastania jednak, zaczynamy z tego szeregu już nie wybierać postaci, a tylko niektóre posiadane przez nich cechy. Trudno powiedzieć, czy jesteśmy już ukształtowani, ponieważ życie uczy wciąż czegoś zupełnie nowego, nieznanego, a nawet… obcego. Niestety, a chcąc uczestniczyć w nim „na bieżąco”, trzeba bez względu na to czy chcemy, czy też nie, dostosowywać się do niego, a więc tak naprawdę uczymy się przez całe swoje życie… Stając ostatecznie przed „bramą śmierci”, mamy zawsze większą bądź mniejszą świadomość,[2] ile jeszcze wciąż, mimo nieubłaganego upływu czasu nie umiemy, ponieważ nie zdążyliśmy jeszcze tego wszystkiego zobaczyć, opanować, wypróbować, zasmakować... Bardzo często słyszymy, iż „nauczyciel nie ucząc też uczy”. I jakże ma to niestety praktyczne, choć niezwykłe zastosowanie dla całego człowieczego życia. Czyż wciąż nie obserwujemy wokół siebie wszystkich postaci, ich zachowań, postaw, ubrań, języka, przedmiotów ich użytku, rzeczy ulubionych i całkiem śmiesznych... W tym oglądzie albo nam się podoba coś mniej lub bardziej, bądź pasuje, imponuje, albo też zupełnie nic, i rysujemy własny całkiem negatywny obraz odbioru. Bardzo dobrze, jeżeli czegoś nie rozumiemy, a mamy jeszcze gdzie i kogo, bez niepotrzebnego skrępowania zapytać, poprosić o wyjaśnienie, nawet zainicjować temat do dyskusji: dlaczego właśnie tak?!... Znacznie gorzej, jeżeli nie możemy uzyskać już takiej odpowiedzi. Nasza droga rozumienia bardzo się wówczas wydłuża, a nawet możemy do samej „bramy śmierci” nie uzyskać już interesującej nas odpowiedzi lub informacji na postawione pytanie, czy też całą kwestię...

            Zapewne nie bez znaczenia, jak twierdzą niektórzy, na proces wychowania ma olbrzymi wpływ środowisko, w którym się dorasta. Jakże ogromny wpływ także ma istota postrzegania fundamentalnych wartości ludzkich, m.in.: „dobro”, „zło”, „wolność”, „odwaga”, „odpowiedzialność”, „empatia”,[3]harmonia współżycia”, a także sama… „śmierć”. To ostatnie zagadnienie, jest o tyle ważne, iż ma bezpośrednią projekcję na nasz codzienny sposób życia. Jeżeli od dziecka mamy szansę uczestniczyć w „odejściach” naszych bliskich, bądź tylko znajomych, pomijając oczywiście fakt śmierci nagłej, zaczynamy uczyć się czegoś, czego bez zjawiska śmierci nauczyć się nie sposób. Chodzi mianowicie o tzw. „uczestnictwo w śmierci” m.in.: jej „intymności”,[4] pożegnaniu „na zawsze”, „żalu”, „żałoby”, „wybaczania”, „przyznania się” do błędu lub pomyłki, „publicznego zawstydzenia”; „ujawnienia tajemnicy”, a nawet – osiągnięcia wreszcie pełnej (choć trochę jednak może za późno) tej najwłaściwszej „dojrzałości”.[5]

Społeczność XXI wieku w swoim wyścigu dnia codziennego, za wszelką cenę formalnie pospiesznie ucieka od zagadnienia śmierci. Nie chce (coraz częściej wzorem Zachodu), ani o niej słyszeć, ani tym bardziej jej się przyglądać i być za blisko. Stąd niemalże popularne stało się natenczas usuwanie na stare lata zniedołężniałych i „starych” ludzi z domu do szpitala, przytułku,[6] hospicjum[7]. Niby tłumaczy się to wszystko brakiem niezbędnego czasu, zabieganiem, nadmiarem obowiązków, potrzebą dłuższego przebywania poza domem. Tak naprawdę jednak, chodzi o zupełnie diametralne sprawy. Obecne pokolenie nie chce, nie lubi, nie toleruje, a najzwyklej po prostu boi się patrzenia głównie na: „starość”, „nieporadność”, „cierpienie”, „nieodwracalność”, strefę „wygaszania życia”. Znaczna część obecnych ludzi tak dalece pozostaje niedojrzała emocjonalnie i życiowo, iż wiecznie np. chce być młoda – stąd mnożące się zabiegi coraz bardziej rozwiniętej kosmetologii „poprawiania urody”. Wciąż chce się bawić. Podkreśla swoją młodość, wigor, potencję, uczestnicząc w imprezach masowych, sportach ekstremalnych, w środkach masowego przekazu, wyciągając niejednokrotnie swoje najbardziej intymne sprawy na forum publiczne. Zasięgają lub udzielają rad, chwalą się osiągnięciami ale i porażkami, szukają niespełnionego ukojenia i pocieszenia, ... a przy tym wszystkim interpretują się jako niby normalni, zdrowi psychicznie osobnicy i coraz częściej – już nie obywatele poszczególnych krajów, ale jako coraz bardziej popularni obecnie… „obywatele tego świata”. Coraz częściej również liczy się możliwość zaistnienia, pokazania się, „wykorzystania swoich 5 minut”, nawet za cenę publicznego „obnażenia”, „wywołania zgorszenia”, a niejednokrotnie nawet – „upodlenia”. Wszystko jak mówią – dla „kasy” (wartości jak najbardziej pożądanych), dla znalezienia się na samej „górze” tej przemyślnej i coraz bardziej ułudnej obecnie drabiny społecznego szeregowania, a może jednak skrajnego blichtru, gwiazdorstwa i celebrytów. Nie stanowi już okrutnej osobliwości porzucanie w obecnych czasach godności rodziny, promowanie zboczenia i dewiacji seksualnej, społecznej bądź moralnej, aby tylko odsunąć się od reszty, pokazać swoją wyjątkowość, niezwyczajność, modę czy wręcz osobistą inność, aby tylko błysnąć u wierzchołka sławy, posiadania, ponad-codzienności.

Na pewno gatunek ludzki, poza coraz mniejszymi wyjątkami, zmierza powszechnie ku bezdennej przepaści braku przyzwoitości. Nie ma już obecnie ponadczasowych wartości, świętości, kanonu nienaruszalnych za żadną cenę obowiązujących praw i kodeksów, zarówno w upolitycznianym nawet na siłę Kościele, jak i polityce. Wspiera się nagminną „pedofilię[8] obu płci, coraz dziwniejszą odmienność seksualną, zahamowania, jeżeli już nie moralne to nawet ogólnospołeczne czy też nawet ogólnoludzkie. Na porządku dziennym pozostają związki wnuczek z dziadkami i mamuś z synami, bądź babć z wnuczkami. To wszystko w obliczu i majestacie prawa i pełnego jakoby przyzwolenia oraz akceptacji społecznej. Jednak i tak „żywa masa” nie wiadomo dlaczego, jeszcze wciąż nie do końca pozostaje nasycona. Kierując się jakoby humanizmem (?!), przyzwala tym jednak dewiacyjnym[9] grupom prawo nazywania siebie „małżonkami”. Dąży z coraz większym naciskiem, do ostatecznych granic ludzkiego umysłu, by oddawać tym dziwolągom nawet… prawo do adoptowania dzieci. Jeżeli naprawdę tak bardzo pragną dobra tych dzieci, niech może pozostaną je pod profesjonalną opieką wykształconej kadry kierunkowej w domach dziecka, a zainteresowani  „oni” niech tylko przekazują swoje środki na utrzymanie tych miejsc, ubranie, wyżywienie, wakacje, ferie, prezenty, kolonie,.... W innym przypadku zachodzi nader poważna obawa o kompletne zdeprawowanie i zniszczenie tych jakże niedojrzałych i naiwnych organizmów, tym wszystkim co robią, jak żyją, jak postrzega ich jednak przeważająca ogólna masa społeczna… (najlepszym, bo niemalże klasycznym przykładem chociażby – Josepfina Baker)[10].

W tym całym społeczno-obyczajowo-kulturowym zamieszaniu początkach wieku XXI, tylko śmierć pozostaje niezmienna. Wciąż jest, niepokonana i nawet w najogólniejszym zbliżeniu bardzo, bardzo jednak daleka… Nie dała sobie ani wyrwać, ani uchylić chociażby najmniejszego rąbka swojej wielkiej tajemnicy i wypozycjonować na bliższe miejsce w naszej świadomości. Coraz mniej w aktualnym życiu, mówi się o fundamentalnych potrzebach ludzkich warunkujących normalną egzystencję. Zanika możliwość kreowania wychowania i ludzkiej odpowiedzialności. Niczym staje się „zaufanie” i „czystość” oraz „otwartość uczuć”. Coraz mniej w obecnej szkole uczy się rzeczy naprawdę przydatnych w codziennym coraz bardziej trudnym życiu. Preferuje się za to coraz bardziej doskonalony „wyścig szczurów” – szybciej, lepiej, dalej, więcej... Wciąż jesteśmy mierzeni, liczeni, sprawdzani. Ekonomia nie jako nauka, ale jako jedna z dziedzin nauki, w swoim rozpędzie spowodowała zaćmienie podstawowych wartości ludzkiego istnienia i prowadzi nas obecnie do …, bo już za moment wszystko będzie w końcu zliczone, poukładane, zmierzone i wywartościowane, a my ... a my i tak niezadowoleni i zupełnie wyobcowani bez konkretnego celu i zamierzeń.

Śmierć pozostaje jednakże czynnikiem bardzo silnie związanym z nami i naszym życiem. Nie da się jej tak po prostu usunąć poza nawias, w którym my przebywamy w codzienności. Wiadomo, że sama jej problematyka jest niezwykle trudna w pojmowaniu, jeżeli w ogóle można ją objąć próbą zrozumienia, ponieważ faktycznie nic wciąż o niej nie wiemy, a to co wiemy, jest bardziej niż znikome… Wiemy na pewno jak kończy się życie, a dalej ??? Dalej, jak dotąd nie posunęliśmy się mimo upływu tysiącleci ani o milimetr do przodu. Boją się jej dorośli, a co dopiero dzieci. Rozmowie o niej zawsze towarzyszą emocje, strach, niepokój i zasmucenie. Jednakże na chwilę obecną, ciągle za mało jest przystępnych wykładni do jej zbliżenia. Wprawdzie szkoła na lekcjach języka ojczystego i historii stara się delikatnie dotykać tego obszaru, ale jest to mniej niż minimalne. Mógłby też na ten temat zabrać głos Kościół. On ma jednak swoje odwieczne kłopoty rozdarcia pomiędzy niepewność moralną i niepodważalność przez wieki wciąż samowolnie interpretowanych doktryn, nie do końca już wiadomo czy aby na pewno boskich, czy też tylko wyimaginowanych ludzkich…. Dzisiaj bardzo często wychowawcą pozostają wszechwładne, ogłupiające i wszechobecne media, które bardzo często poprzez rzesze swoich najczęściej mało kompetentnych pracowników (dziennikarzy), lansują w miejsce prawdy i naturalności – szmirę, bylejakość, wątpliwe rewelacje i powszechną, bo komercyjną i mało istotną sensację. Zjawisko śmierci serwuje się dziś naprzemiennie wraz z informacją o cenie ziemniaków i składowania śmieci. Większość programów i filmów z 24 –godzinnego dobowego repertuaru TV ocieka krwią, bestialską przemocą, wulgarnością, seksizmem, bezwzględnością dążenia do władzy bądź tylko do wydawałoby się wszechwładnej kasy, przy pomocy której świat może zmieniać nawet kolory… (?!)

Na takim podłożu, nie da się niestety zbudować wychowania ani przez małe, ani też największe „W”. Umieranie stało się obce i odrażające. Dowodem na to, iż przypadek naturalnej śmierci w środku miasta wywołuje ogólną panikę i strach, nie mówiąc już o zgorszeniu, a nawet bezczelności. Humanitarny i niby miłosierny człowiek, stał się czymś nieokreślonym. Po pierwsze nie przyjmuje do siebie szereg rzeczy, udając, że ich nie rozumie (a może faktycznie się już aż tak zagubił?!!!). Po drugie, nie chce, zabrania i całkowicie wypiera śmierć ze swojej egzystencji, traktując ją coraz bardziej jako problem, z którym jeszcze chwilowo nie może sobie dać natenczas rady... Znika więc coraz bardziej ceremonia pogrzebu. Stres żałoby odsyła się jako problem do „uzdrowienia” przez psychologów, psychoterapeutów, a nawet psychiatrów. Może dlatego coraz częściej obserwujemy w swoim otoczeniu ludzi z urazem rozluźnienia i rozchwiania emocjonalnego, nie mogących sobie poradzić z najzwyklejszymi problemami dnia codziennego, ponieważ społeczny i światowy „wyścig” przyspiesza, a nasze głębsze zastanawianie może spowodować co najmniej nasze opóźnienie, jeżeli nawet nie eliminację, a na to niestety już nie możemy sobie dobrowolnie i za naszą zgodą pozwolić...

Śmierć jednak wciąż była i jest. Więcej, wcześniej czy później „odwiedzi” każdego z nas nawet wyjątkowo osobiście. Skoro jednak jeszcze nie nadszedł „nasz” czas, więc może nie warto sobie zaprzątać tym w ogóle głowy. Jest to przecież niepodważalny fakt społeczny, statystyczny, ekonomiczny, gospodarczy, ideologiczny, socjalny... wobec którego i tak pozostajemy ciągle jeszcze wciąż bezsilni. Tylko czy aby na pewno…??? Czy wobec tego nie możemy jednak starać się i pozostać bardziej ludzcy chociażby poprzez kreowanie faktycznego  w y c h o w a n i a…

 

Literatura:

-  Ariess P., Człowiek i śmierć, Warszawa 1992.

-  Baumann Z., Życie na przemiał, tłum.: T.Kuntz, Kraków 2005.

-  Kowalczyk M., Determinanty zagrożeń procesu wychowania we współczesnej rodzinie polskiej, Kraków 2004.

-  Kruszewski S.(red.), Sztuka nauczania, Warszawa 1991.

-  Mendel M., Pedagogika miejsca, Wrocław 2006.

-  Nola A.M., Tryumf śmierci, tłum.: J.Kornecka i inni, Kraków 2006.

- www.google.com

- www.wikipedia.org.pl                                                                     

 

[1]  Wychowanie – całokształt zabiegów mających na celu ukształtowanie człowieka pod względem fizycznym, moralnym i umysłowym, oraz przygotowanie go do życia w społeczeństwie, Źródło: M.Szymczak (red.), Słownik języka polskiego, t. 3, Warszawa 1981, s. 786;

                - w rozumieniu potocznym – „wychowanie” oznacza wszelkie celowe oddziaływanie ludzi dojrzałych (wychowawców), przede wszystkim na dzieci i młodzież (wychowanków), aby w nich kształtować określone pojęcia, uczucia, postawy, dążenia. Dlatego działanie wychowawcze zawiera w sobie: opiekę, dostarczanie rozrywki i kultury, wychowanie fizyczne, umysłowe, moralne, społeczne, estetyczne, ideowe, a obok tego nauczanie, szkolenie, przygotowanie do różnych zadań, np.: przysposobienie rolnicze, kształcenie w różnych kierunkach, oświatę, popularyzację, poradnictwo, reklamę, agitację, oddziaływanie jednych ludzi na drugich. Przy tym działalność wychowawcza jest jakoś społecznie zorganizowania, popierana, aprobowana i odbywa się przez i w ramach życia określonych grup społecznych, które stają się instytucjami wychowującymi, jak rodzina, szkoła, organizacja młodzieżowa, zakład pracy, teatr, kino, muzeum (...) zakłady społeczne, oświatowe i kulturalne, to dotykamy świeżo zachodzących zmian, które przed ostatnią wojną mogły być nieznane lub mało upowszechnione... Źródło: S.Kunowski., Podstawy współczesnej pedagogiki, Warszawa 2001, s. 19.

[2]  Świadomość – zdolność zdawania sobie sprawy w kategoriach pojęciowych z tego, co jest przedmiotem postrzegania, doznawania; najwyższy poziom rozwoju psychicznego charakterystyczny dla człowieka; zdolność umysłu do odzwierciedlania obiektywnej rzeczywistości, uwarunkowana społecznymi formami życia człowieka i ukształtowana w toku jego historycznego rozwoju, Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt, t. 3, s. 459.

[3] Empatia – uczuciowe utożsamianie się z inną osobą i wzbudzanie w sobie uczuć przez tę osobę przeżywanych; zdolność do wczuwania się w przeżycia drugiej osoby, Źródło: S.Kruszewski (red.), Sztuka nauczania, Warszawa 1991.

[4]  Intymność – przeznaczony dla najbliższych; ściśle osobisty; poufny; sekretny; zażyły, Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 1, s. 805.

[5] Dojrzałość – o człowieku, jego umysłowości i psychice: gotowy do określonych zadań, odpowiednio ukształtowany, osiągający wysoki stopień swoich możliwości, Źródło: M.Szymczak .(red.), dz.cyt., t. 1, s. 414.

[6] Przytułek – przestarzała nazwa zakładu opieki społecznej dla opuszczonych dzieci, starców, kalek… Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 2, Warszawa 1979, s. 1063.

[7] Hospicjum – rodzaj „osobliwego” szpitala z lekarzami i personelem medycznym włącznie, utrzymywanego zazwyczaj z pieniędzy fundacji charytatywnych, bądź inicjatywy prywatnej; przyjmuje pacjentów z nieuleczalnymi chorobami (tzw. terminalne), gdzie mogą bez pośpiechu, spokojnie, otoczeni opieką i troską najbliższych bądź dobrowolnych wolontariuszy, czekać na śmierć (bez zbytecznego „zajmowania łóżka”, lub specjalnego „wyganiania”, bo i tak nic z tego nie będzie); gdzie nikt ich już nie oszukuje „że jutro będzie lepiej”, mogą rozważać swoje życie, jego dokonania, zastanawiać się nad sensem… Źródło: wyjaśnienie autora.

[8]  Pedofilia – zaburzenia seksualne polegające na odczuwaniu popędu płciowego do dzieci, Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 2, s. 627.

[9]  Dewiacja – zboczenie z drogi; odchylenie od właściwego kierunku; błądzenie, Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 1, s. 389.

[10] Baker Josephina właściwie: Freda Josephina McDonald (1906-1975) – bardzo słynna tancerka i aktorka francuska o korzeniach murzyńsko-indiańskich. Nazywano ją także: Czarny Aksamit, Czarna Perła, Czarna Wenus. Urodziła się 3 czerwca 1906 roku w slumsach Luizjany na kontynencie amerykańskim. Pochodziła z rozbitej rodziny biedoty miejskiej. Matka była praczką, a ojciec grał na perkusji w jazz-bandzie. Już jako dziecko tańczyła i śpiewała dla podobnych jako ona biedaków na ulicach i przytułkach. Wkrótce przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie śpiewała (także jako chórzystka) i tańczyła głównie w nocnych kabaretach, dobrze zarabiając. Za zmysłowość tańca, stroje,  gibkość i nagość ciała stała się boginią tłumów. Uwielbiał ją cały Brodway. Nie mogła tu jednak mieszkać. Bo była mulatką. Marzyła o wyjeździe do Europy W roku 1925 jako członek Rewii Murzyńskiej wyjechała do Francji. Tutaj rozpoczęła się jej błyskawiczna kariera. Uwielbiano ją i podziwiano. Dyktatorzy mody chcieli ją ubierać, a najlepsi fotografowie  walczyli o jej zdjęcia. W roku 1926 opuściła Europę wyjeżdżając na tourne do Argentyny. Wróciła po dwóch latach. Zmieniła sposób występów,  stając się stylową piosenkarką i tancerką. Pozostała tu na stałe otwierając własny klub – Chez Josephine, zarabiając już wtedy krocie. 1938 zakupiła własną posiadłość z zamkiem w Milandes na południu Francji. Gdy wybuchła wojna, znalazła się we francuskim kontrwywiadzie i francuskim Ruchu Oporu przeciwko okupantom. Po wojnie z miejsca w którym mieszkała, uczyniła atrakcję turystyczną, którą rocznie odwiedzało około 0,5 miliona turystów (rozbudowała to miejsce o 2 hotele, 3 restauracje, baseny kąpielowe, zwierzyńce, pola golfowe. Sprowadziła z USA swoją matkę, brata i siostrę z mężem. Nie mogła mieć swoich dzieci, więc adoptowała na początek 12 dzieci różnych wyznań, koloru skóry i ras. Nazwała tę nową rodzinę „Tęczowe plemię”. Od roku 1948 zaczęła koncertować w całej Europie, wszędzie śpiewając i występując, oraz zdobywała nowe tłumy wielbicieli (w Warszawie występowała w roku 1959). W roku 1957 opowiedziała się przeciwko rasizmowi występując w USA na wiecach Martina Lutra Kinga. Po powrocie do Europy coraz trudniej było o zatrudnienie. Wtedy też nastąpił jej ostatni, czwarty rozwód. W roku 1969 została bankrutem i wierzyciele usunęli ją z miejsca dotychczasowego życia. Pomogła jej wtedy księżna Monaco – Greece Kelly, podarowując na Lazurowym Wybrzeżu willę w Roquebrune-Cap-Martin. Ponadto uczyniła ją ambasadorką corocznych inauguracji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. To pozwoliło jej wrócić na szczyty sławy i 8 kwietnia 1975 wystąpić dla całego Paryża – owacja na stojąco trwała około 30 minut. Niestety w cztery dni później serce odmówiło jej posłuszeństwa. Zmarła 12 kwietnia 1975 roku w Paryżu. Źródło: www.wikipedia.org.pl; www.google.com [dostęp: 2020.02.06. godz. 12.15]