JustPaste.it

Nie ufam ci Jezu.

Kto lubi żyć jak niewolnik?

Kto lubi żyć jak niewolnik?

 

 

 

Nigdy nie lubiłem idei bycia obserwowanym i rozliczanym ze swoich myśli, słów, uczynków czy też zachowania. 
Wystarczająco ciężko żyć w poddaństwie fizycznym np. użerać się z chorobą, długami pieniężnymi, trudną sytuacją rodzinną, nie satysfakcjonującą pracą czy też jej brakiem.... - problemów można wymieniać bez końca. Nie lubię czuć się źle, nie lubię czuć się przygnieciony sytuacją na którą nie mam zbyt wiele wpływu lub której rozwiązanie zajmie sporo czasu, zdrowia czy pieniędzy. 
Wydaje mi się że nikt poza gronem masochistów, tego nie lubi. 
Lubię gdy mój wysiłek, moje działania, słowa czy też myśli poprawiają moją ogólną sytuację życiową - gdy widzę pozytywne wyniki swojej pracy, gdy mogę z zadowoleniem przyznać że mam siłę do zmian, że ja to uczyniłem za pomocą własnych rąk. 
Każde takie udane działanie buduje zdrowe poczucie wartości, własnej mocy sprawczej, perspektywy coraz większej wolności i szczęścia. 
Nie potrzebuję Jezusa by żyć. 
Nie potrzebuję jego troski i pozwolenia do działania. Nie chcę i odrzucam nadzór nad sobą, spowiadanie się, strach przed nieznanym, jeszcze nie odkrytym. 
Pamiętam słowa katechetki, gdy w szkole podstawowej tłumaczyła nam by nie "grzeszyć" bo każdy grzech, zły uczynek to jak gwóźdź wbijany w ciało Pana Jezusa. 
A chyba nie chcesz by przez ciebie cierpiał Bóg? 
 

 

Pamiętam jak tłukli mi do głowy by spowiadać się ze swoich "grzechów", jak nieładnie jest robić "to i tamto" i jak to cudownie lekko czuć się po wyznaniu swoich przewinień. 
Pamiętam jak nienawidziłem chodzić do konfesjonału, klękać przed jakimś obcym kolesiem i mówić co też złego nawyrabiałem. Było to absolutnie poniżające ale myślałem że tak trzeba. 
Dziecięca świadomość nie potrafiła wtedy jeszcze pojąć i rozróżnić pomiędzy odmiennymi konceptami Boga - nie potrafiła powiedzieć czym on właściwie jest i czemu miałby się na mnie gniewać. 
Czemu z jednej strony mówiono że Bóg jest ogromnie kochający i wybaczający a z drugiej, straszono piekłem gdy przeciwstawisz się "jego" woli....?
Jak powiedział John Watson : "Dajcie mi dziecko spłodzone przez dowolną parę rodziców i dajcie mi pełną kontrolę nad środowiskiem, w jakim będzie ono wzrastać – a sprawię, że wyrośnie na wybitnego uczonego, artystę, politycznego przywódcę, czy też, jeśli tylko będę tego chciał, zostanie pospolitym przestępcą." 
 

 

Zamiast zachęcać dziecko do odkrywania siebie - uczono go strachu przed sobą, posłuszeństwa wobec autorytetów, niechęci do siebie, poczucia winy, grzeszności... 
Uczono mnie modlić się, prosić by coś otrzymać i wytrwale oczekiwać, będąc karnym i grzesznym - zamiast aktywnie działać by coś mieć, korzystać ze swojej siły. 

 

Byłem jednym z niezliczonej ilości dzieci poddawanych kościelnej indoktrynacji, dzieci, których psychikę urabiano by w przyszłości nie potrafiły myśleć same za siebie. 
Na szczęście podrosłem i dzięki nowym doświadczeniom, zupełnie nie pasującym do teorii świata według księżulków - udało mi się wyzwolić swój umysł spod władzy tej czarnej mafii. 
Wiem jednak że nie każdy miał tyle szczęścia co ja. 
Więc jeśli nie pasuje ci kościół, nie pasuje ci to co robią i co mówią, twierdzą że musisz robić czy czuć - rzuć to gówno w cholerę. Nie musisz nosić na swoich barkach żadnego krzyża, nie musisz poniżać się przed facetem w sukience (który prawdopodobnie ma na sumieniu znacznie więcej niż ty...) - wystarczy że sam zastanowisz się czy to co robisz jest dobre czy też złe. 
Czy będziesz to kontynuował czy też nie. Bo to ty odpowiadasz za siebie i za swoje czyny, jako osoba dorosła - nie "Jezus". 
Jezus nie istnieje. 
Jezus to wyobrażenie, które zaczęło żyć własnym życiem w twojej głowie, które przyjęło się na żyznym gruncie dziecięcej wyobraźni i niewinności, które rosło pasożytując na twojej energii. Jeśli porównać umysł do systemu komputerowego, "Jezus" jest wirusem, szkodliwym programem rozpowszechniającym się kosztem niezależności umysłowej swojego nosiciela. (Jeśli jesteś zainfekowany, prawdopodobnie już szykujesz się by agresywnie odrzucić ten tekst)
Nie głoś więc "dobrej nowiny", najlepiej stań przed lustrem i zastanów się co ci się w sobie nie podoba. 
I zmień to. Nie potrzebujesz do tego ani kościoła, ani Jezusa czy też innej myszki miki.

 

-A co jeśli Jezus, jednak istnieje?
Wtedy należałoby sprawić by przestał. Wolny człowiek nie żyje w poddaństwie. 

 

 

..............................................................................
Video thumb