JustPaste.it

Witamy w biznesie pomocy humanitarnej

Chęć pomocy zachodnich organizacji pozarządowych Afryce przyczyniła się do powstania niezdrowej atmosfery pomiędzy nimi a goszczącymi je krajami, przyznającymi dotacje rządami oraz mediami. Skutkiem tego jest współodpowiedzialność tych organizacji za katastrofę rozwojową Afryki.

Chęć pomocy zachodnich organizacji pozarządowych Afryce przyczyniła się do powstania niezdrowej atmosfery pomiędzy nimi a goszczącymi je krajami, przyznającymi dotacje rządami oraz mediami. Skutkiem tego jest współodpowiedzialność tych organizacji za katastrofę rozwojową Afryki.

 

Chęć pomocy zachodnich organizacji pozarządowych Afryce przyczyniła się do powstania niezdrowej atmosfery pomiędzy nimi a goszczącymi je krajami, przyznającymi dotacje rządami oraz mediami, stwierdza Michael Holman. Skutkiem tego jest współodpowiedzialność tych organizacji za katastrofę rozwojową Afryki.

Obok widocznych na podium polityków i gwiazd popu obecnych na szczycie grupy ośmiu najbogatszych krajów świata (G8) w Gleneagles warto zwrócić uwagę na cały kontyngent profesjonalistów z organizacji pozarządowych (OP). Organizacje pomocy stawią się tam licznie promując swoje propozycje rozwiązania bolączek Afryki, tworząc własne oddziały oraz kwestując, a będą, zdaje się, musieli przygotować się na dość duże wpływy pieniędzy, jeśli, gospodarze, Tony Blair i Gordon Brown, postawią na swoich szczytnych ideałach.

Biznes pomocy humanitarnej kwitnie. Wraz z pogłębianiem się kryzysu w Afryce i narastaniem jej problemów ilość zagranicznych organizacji rośnie. Począwszy od kilkuset w latach 60-tych, po 25,000 obecnie. Zasilając one swymi pracownikami szeregi armii outsiderów, nie odbywa się to bez swoich kosztów- rekrutacja 100,000 emigrantów pochłania około 4 miliardów dolarów rocznie. Skutkiem tego jest większa liczba cudzoziemców pracujących nad kwestią rozwoju w Afryce niż w latach 1950-70- erze niepodległości. Pomagają oni kierować wszystkim począwszy od ministerstwa do spraw min po pracę w charakterze cichego ustawodawcy lub spełniający heroiczne akty w pierwszych szeregach walki z ubóstwem. Samo w sobie nie powinno to stanowić powodu do zmartwień, gdyby nie to, że wraz z cudzoziemcami zawierającymi krótkoterminowe umowy wykwalifikowani Afrykańczycy masami (ok. 70,000 rocznie) migrują za granicę w poszukiwaniu pracy.
Niektóre z tych odkrywczych faktów o stanie Afryki pochodzą z 460-stronicowego raportu Komisji do spraw Afryki utworzonej przez Tony’ego Blaira, opublikowanego w marcu 2005. Nasz wspólny cel: Raport komisji do spraw Afryki stanowi prawie wyczerpujące dzieło w swoim ujęciu problemów Afryki, w wielu przypadkach będąc innowacyjny w swoich sugestiach dotyczących rozstrzygnięcia problemu. Jedna kwestia, której się w ogóle nie podejmuje to problem wzrastającej ingerencji zagranicznej - w szczególności agencji pozarządowych, co nie tylko jest symptomem kryzysu afrykańskiego, ale także jedną z jego przyczyn.

Dlaczego istnieje tyle organizacji pozarządowych? Jak funkcjonują? Skąd biorą pieniądze? Jaka część ich funduszy pochodzi z oficjalnych agencji pomocy, które w coraz częściej wyręczają się nimi jako swoimi posłańcami? Czy OP skutecznie rozporządzają swoimi funduszami? Czy chętnie tworzą sieć pomocy w swoich krajach, ale brak im profesjonalizmu w tej dziedzinie? Reasumując, czy władza i wpływ jaki OP są w stanie wywrzeć realizowany jest bez nakładu odpowiedzialności? Można tylko czuć wielki podziw dla misji humanitarnych, takich jak Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża prowadzonych w sytuacjach kryzysowych. Rola OP, jednakże, jest inna. Zazwyczaj znacznie wykracza poza doraźną pomoc podczas klęsk żywiołowych, OP są znaczącymi uczestnikami w rozwoju średnio- i długoterminowym w krajach i regionach gdzie funkcjonują.

Przykład Kenijski
Mało krajów może być lepszym przykładem niezależnej oceny wpływu OP na Afrykę niż Kenia - niegdyś postrzegana jako jeden z niewielu dowodów sukcesu na kontynencie.

Jeśli stanie się na jakimkolwiek skrzyżowaniu w Nairobi i policzy wszystkie przejeżdżające pojazdy wolontariackich agencji pomocy można zauważyć, że są wśród nich zwolennicy praktycznie wszystkich, socjalnych, ekonomicznych czy ekologicznych idei pod słońcem, począwszy od ekscyzji (żeńskiego obrzezania), na energii słonecznej skończywszy.
Za tak licznymi OP stoi poważny patron: Organizacja Narodów Zjednoczonych. Nie mniej niż 25 organizacji ONZ stacjonuje w Kenii pod przewodnictwem Programu do Spraw Rozwoju ONZ, chwalona przez swego kenijskiego przedstawiciela jako „ułomny ale skuteczny partner w kwestiach rozwoju”. Obok ONZ, choć raczej bardziej w aspekcie wywierania wpływu niż finansowym, działa Brytyjski Departament do Spraw Rozwoju Międzynarodowego, który nadzoruje oficjalne projekty pomocy w kraju. Wydaje się to kombinacją cokolwiek straszną, bo Kenia jest porażką rozwojową. Po czterech dekadach niepodległości (od grudnia 1963 r.) społeczne wskaźniki wskazują złą drogę.

Przewidywalna długość życia spada, a liczba Kenijczyków żyjących za mniej niż dolara dziennie wzrasta. Około dwie trzecie ludności żyje w stanie skrajnej nędzy. Jednak ani OP, ani oficjalne agencje nie są chętne przyznać się do części winy za tę porażkę. Ich bierność przyczyniła się do rezygnacji i wydalenia z Kenii czołowego antykorupcyjnego działacza Johna Githongo w lutym tego roku. Faktycznie, OP zamiast ostro reagować stały się tylko jednym z organów w oficjalnej polityce przyznawania dotacji. Gdzie zarządzanie szwankuje, stwierdza Blairowska komisja, tam „pomoc skierowana do konkretnych projektów wsparcia przygotowanych przez OP lub agencje pomocy, może być najlepszą opcją”. Nigdzie jednak nie wspomina się o wstrzymaniu pomocy w krajach, gdzie korupcja jest powszechna.

Czy naprawdę możliwe jest „dostarczanie pomocy bezpośrednio potrzebującym Kenijczykom bez nadużycia zasobów gdzie indziej”, jak twierdzi departament. Czy, jak chcą krytycy, jest to przykład rażącej naiwności?

Polityka pomocy przez pośrednika częściowo tłumaczy rozrost OP. Zapełnia to lukę pozostawioną przez redukcję zagranicznych misji dyplomatycznych w Afryce w ciągu ostatniej dekady. Ten proces pociąga za sobą zanik pamięci instytucjonalnej, która była kiedyś cenną cechą, na przykład, brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych (teraz odgrywającego drugorzędną rolę departamentu nadzorującego politykę pomocy wystosowywaną przez rząd).
Kto teraz pamięta o przegranej bitwie w Zambii w 1970roku?, kiedy OP próbowały utworzyć wysepki podtrzymywanego rozwoju? Zostały przygniecione porażką centralnej polityki rządu która zostawiła dziki czarny rynek walutowy oraz miejscową korupcję, przywodzącą na myśl analogiczną sytuację w takich krajach jak Nigeria.

W swojej chęci pomocy, ale i nieświadomości dawnych wydarzeń, OP mogą wyrządzić krzywdę, twierdzą krytycy. Stosowane środki, np. import żywności rozprowadzanej w kraju, mogą często podważyć podstawowy cel. Pomoc w prowadzeniu przewozów kolejowych jest niczym towarzyszenie przy atrofii mięśni kogokolwiek kto, nawet jeśli tylko z nazwy, pełni stanowisko kierownicze, obojętnie, w państwowym czy prywatnym sektorze. Obliczono, że łączny, bezpośredni i pośredni, przychód organizacji ONZ w Kenii wynosi ponad 350mln dol., czyli 19% eksportu, w wymianie zagranicznej porównywalny jest tylko z herbatą i stanowiący równoważność 3% PKB. Jeśli doda się do tego wydatki OP, to otrzyma się poziom inwestycji, które mogłyby stać się poważną bronią przy domaganiu się oczyszczenia jednego z najbardziej skorumpowanych rządów Afryki. Jednak rozmiar tych zjawisk powoduje nerwowość społeczności międzynarodowej na samą myśl zrobienia czegokolwiek, co mogłoby zakłócić obopólnie dogodną sytuację. Ich agencje nie chcą zniszczyć czegoś, co postrzegają jako godną zaufania i wygodną bazę regionalną. Ponadto nie chcą narazić na ryzyko porozumienia wojskowego obejmującego Stany Zjednoczone i Kenię, które zyskało wyjątkowe znaczenie od czasu bombardowań ambasady w Nairobi i Dar es Salaam w lipcu 1998, widzianych obecnie jako preludium powrześniowej wojny przeciw terroryzmowi. Wielkiej Brytanii w szczególności zależy na ochronie wielomiliardowej inwestycji w Kenii i niechętnie da się ona zmusić do przyjęcia 30,000 nowych obywateli legitymujących się brytyjskim paszportem (przeważnie Azjatów), którzy żyją w kraju. Ciężko nie zauważyć, że przymus polityczny odgrywa dużą rolę w decyzji Brytanii by zwiększyć, a nie zmniejszyć (na co wskazywałby przykład) pomoc z 30mln£ w 2003 do 50mln£w latach 2005-06. W międzyczasie stosunek między OP, a mediami stał się wyjątkowo toksyczny. Trudno konkuruje się o pieniądze darczyńców. Wzmianka, czyli promocja, w mediach może być warta miliony jeśli dosięga serc darczyńców. Więc OP walczą o miejsce w kolumnach gazet, czas antenowy w radiu i migawki w telewizji. Media, działające 24 godz. na dobę chcą szybkich ocen i natychmiastowych analiz; nie mogąc ich dostarczyć, OP ryzykują utratę całego medialnego zadęcia. Zanim się spostrzeżemy OP uwikłają się w zagmatwaną sieć, w której przymus i humanitarność są nierozerwalnie złączone i uczestniczą w podejmowaniu ważnych decyzji w Whitehall i Waszyngtonie.
Kto monitoruje OP?

Pozostaje ostatni problem. Wzrost świadomości obywatelskiej był jednym z bardziej pozytywnych aspektów rozwoju Afryki w ostatnich latach. Katalizatorami tego rozwoju były: demonopolizacja kontrolowanej przez państwo telewizji i radia oraz prywatyzacja sektora telekomunikacyjnego. Przyczyniło się to szerszego dostępu obywateli do informacji, natomiast skokowy wzrost liczby posiadaczy telefonów komórkowych zmienia sposób i możliwości komunikacji (szczególnie interesującym przykładem jest Ghana).
Stosunek zagranicznych OP w tej kwestii jest problematyczny. Wiele osób czuje się niepewnie w związku z prywatyzacją, obawiając się w szczególności negatywnego wpływu na zasoby wodne i energetyczne. Panuje też poczucie, że ludzie zamknięci w ciasnej ideologii, prowadzą w Afryce bitwy, które dawno już zostały przegrane w ich własnych krajach.
Wszystko to prowadzi do potrzeby powołania niezależnej komisji, która odpowie na parę ważkich pytań: w jakim stopniu ruch OP spełnia swoje założenia?

Czy pomoc humanitarna pracuje na rzecz mieszkańców Afryki, którym ma za zadanie pomóc, a jeśli tak to z jakim skutkiem? Jeśli odpowiedź jest negatywna, to czy wolontariusze zbierający datki na szczycie w Gleneagles są częściowo odpowiedzialni za ruinę rozwojową Afryki?

Tłumaczyła: Marta Hermaniuk
Redakcja: Łukasz Cieślak

 

Źródło: OpenDemocracy.net

Licencja: Creative Commons